
Prokuratura raz za razem umarza sprawy
Lepsza współpraca z policją jest niezbędna. Kuszlewicz stara się uczestniczyć już w pierwszym przesłuchaniu w sprawie na komendzie. Prowadzi w tej chwili wiele spraw dotyczących traktowania karpi, dwie z nich są na wokandzie. To procesy precedensowe. Kuszlewicz czasem styka się ze śmiechami na sali sądowej, ale nie mają one wpływu na decyzję sądu, który najczęściej krytykuje wcześniejsze zachowanie policji. W tych sprawach grożą nawet dwa lata więzienia, bo ustawa dotyczy znęcania się nad wszystkimi zwierzętami kręgowymi. Prawniczka oskarża w sytuacjach znanych z ulic: przetrzymywanie ryb w skrzynkach bez wody, przekładanie ryb trzymając je za skrzela, pakowanie ich do plastikowych toreb.
– W tym roku już są pierwsze interwencje w tej sprawie – mówi szef Klubu Gaja, Jacek Bożek, który też uczestniczy w katowickim szkoleniu. – Ludzie do nas dzwonią, musimy to zgłosić na policję. Policja nie jest tym zainteresowana, no bo chodzi o ryby. Reagują wzruszeniem ramion. Zakładamy, że jak prawnicy wyjaśnią, że jest łamane prawo, to będą mieli większe rozeznanie. „Ryby mogą oddychać w folii. Przez skórę”
– Oskarżeni mają zazwyczaj kilka koncepcji procesowych. Teraz najpopularniejsza jest: klient nasz pan, wiec pakujemy karpia do siatki bez wody. To nie zwalnia od przestrzegania ustawy, ryby muszą być w wodzie – mówi prawniczka.
W jednej ze oskarżony kwestionował twierdzenie, że ryba (przechowywana wcześniej w basenie z niedotlenioną wodą, albo w wiadrze) dusi się w siatce foliowej bez wody. Twierdził, że może przez kilka godzin oddychać przez skórę, więc to, czy potem męczy się i dusi, to już kwestia tego jak traktuje rybę w domu klient. Odpowiedzialność spychana jest na kupującego, albo na niezwykle wytrzymałą fizycznie rybę.
Temat jest nieprzyjemny, ale wydawało mi się, że ludzie pracujący w wielkich halach targowych nad morzem, skupujący i sprzedający ryby z kutrów rybackich będą się w stanie do sprawy traktowania zwierząt odnieść. Od jednego właściciela usłyszałam, że on w swojej pracy traktuje ryby tylko i wyłącznie jako źródło zarobku. Prosił, żeby to podkreślić. Radził, by szukać humanitarnych odruchów u konsumentów.
– Przyzwolenie społeczeństwa wynika tylko z tego, że ryby nie okazują swoich cierpień tak, jak inne zwierzęta – tłumaczy spokojnie tego typu myślenie Karolina Kuszlewicz. I zapowiada organizowane takich szkoleń także w innych miastach, m.in. w Warszawie. – Chcielibyśmy, żeby sprzedaż działa tak: ryba, która żywa trafia do sklepu, żywa z tego sklepu nie wychodzi. Po prostu – podsumowuje Jacek Bożyk.
To, co mówi, jest zgodne z prawem.