Zamordowany Arkadiusz Jóźwik, 40-letni Polak, znalazł się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Dwóch innych zaatakowanych Polaków być może było pod wpływem alkoholu, a może też znaleźli się w złym miejscu. Ten pub, pod którym ich pobito, nie cieszy się w Harlow dobrą sławą. Takie opinie padają z ust mieszkańców angielskiego miasta. Nikt, z kim rozmawiam, nie wierzy w atak o podłożu rasistowskim. W Harlow nigdy nic takiego się nie zdarzyło...
Cała Polska żyła tym wydarzeniem, media relacjonowały marsz około 700 Polaków, który przeszedł ulicami Harlow ku czci ofiary brutalnego napadu. Potem nastąpiła szybka reakcja trzech ministrów, by jechać do Londynu i bronić praw Polaków. Dla wielu nie do końca zrozumiała. W sieci padały nawet słowa o cyrku na pokaz.
Nigdy nie słyszałem żadnych wyzwisk
– Z pewnością przyświecały im dobre intencje, nie chcę tego oceniać. Ale szczerze? Ja bym nie pojechał – to ksiądz Bogusław Kot, polski duchowny od lat pracujący w Anglii. Teraz w angielskiej parafii św. Pawła w Harlow.
– Co to było, proszę księdza? Te napaści? Polacy powinni się bać?
– Ja nie wychodzę z domu po 12-ej i nie wracam o 4 nad ranem. A w takich godzinach różne elementy chodzą po mieście i można oberwać. O tym pubie Anglicy mówią, że tam są ciągle problemy, ciągle jakieś bójki się zdarzają – pada dyplomatyczna odpowiedź. Napad został zgłoszony przed 4 w nocy. Podłoże rasistowskie? – Gówniarze zawsze szukają zaczepki. Kto wie, może tutaj był to język polski. Ale ja nigdy nie słyszałem żadnych wyzwisk, że jestem Polakiem. Nigdy nie miałem żadnych przykrości.
Choć język polski można tu podobno usłyszeć na każdym rogu.
Ceny niższe niż w Londynie
Harlow znajduje się na północny wschód od Londynu i – wraz z całym dystryktem – liczy nieco ponad 80 tysięcy mieszkańców. To nowe miasto, utworzone wraz z kilkoma innymi po II wojnie światowej, by liczebnie odciążyć stolicę. Polaków jest tu kilka tysięcy. Są rozproszeni na bardzo rozległym terenie.
– 20 minut samochodem i jesteśmy w Londynie. To jeden z powodów, dla których jest tu tak dużo Polaków. Ceny za pokój, czy dom, są w Harlow nawet o 40 procent niższe niż w północnym Londynie – opowiada nam Dawid Dworzyński-Pociej z biura księgowego w Harlow. Obsługuje ponad 120 firm. 80 procent z nich to Polacy. Reszta Anglicy, których skusiły niższe ceny. Wszystkie firmy znajdują się w Harlow i okolicy. Wśród nich, na przykład taka, która sprzedaje akcesoria dla malarzy i plastyków. Inna – akcesoria ogrodowe. Obie produkują sprzęt w Polsce. Sprzedają go w Harlow.
– Anglicy bardzo ich cenią. Bardzo chwalą te produkty, są zachwyceni polską jakością, bo u nich wszystko chińskie. W Harlow mieszkam od 2008 roku, z racji pracy mam kontakt z bardzo wieloma Polakami i nigdy nie słyszałem, żeby ktokolwiek miał jakiekolwiek przykre zdarzenia z Anglikami. Moim zdaniem to morderstwo to był bieg okoliczności. A napad na kolejnych Polaków zdarzył się w nocy, w centrum miasta, gdzie są puby, dyskoteki. Może wszyscy byli pod wpływem alkoholu? – zastanawia się Dawid Dworzyński-Pociej.
– Co pana skusiło, by się tu osiedlić?
– Spokój i cisza. To bardzo sympatyczne miasto. Ale w rejon, gdzie doszło do pierwszego napadu na Polaka, zawsze bałem się zapuszczać po zmroku. Tam ludzie nie raz szukali zaczepki.
Zatrudniają setki Polaków
W Harlow są polskie sklepy. I jest też wiele ogromnych magazynów, w których bardzo wielu Polaków pracuje. Mieszkańcy mówią, że to takie magazynowe zagłębie – ten fakt również miał wpływ na decyzje wielu naszych rodaków o przyjeździe tutaj. Jeszcze niedawno pod Harlow istniało, na przykład, centrum dystrybucyjne Tesco, ale się przeniosło. Nadal są jednak magazyny innych koncernów spożywczych, np. Bidvestu, który zaopatruje KFC i inne restauracje. Jest centrum dystrybucyjne Pound Land – firmy, która sprzedaje wszystko za 1 funt. A także wiele innych.
Polacy pracują też w zakładach produkujących szkło i sprzęt do jego obróbki, a także oświetlenie do samochodów ciężarowych. – Te firmy zatrudniają setki pracowników. W przeważającej części to Polacy – słyszę.
Już się przyzwyczailiśmy do Polaków
Pani Sarah, nobliwa – sądząc po głosie – staruszka, do której dodzwaniam się przez zupełny przypadek, bardzo chętnie opowiada o Polce, która przychodzi do niej sprzątać i robi jej zakupy. – Polacy ciężko pracują i nikt nie ma nic przeciwko nim. Nie wierzę, że te napady były skierowane w Polaków. Miejsce, gdzie doszło do zabójstwa, to mało ciekawy rejon miasta, gdzie znajduje się wiele domów komunalnych, jest dużo sklepów i dużo młodzieży, która szwenda się wokół, bo nie ma co ze sobą zrobić. I szuka zaczepki. Nie słyszałam, by ci młodzi mówili w języku wschodnioeuropejskim – mówi.
Ostatnim zdaniem zaskakuje mnie mocno. – Nie da się tego uniknąć. Już się przyzwyczailiśmy, że te języki słychać tu wszędzie. Polaków jest bardzo dużo – mówi.
Dziwię się widząc tych ministrów
Po ostatnich atakach mieszkańcy miasta cały czas są w szoku, bo nic takiego wcześniej się tu nie działo. Media grzmiały o tym bez przerwy. Gdyby, jak pisaliśmy w naTemat, policja potwierdziła, że ataki miały podłoże rasistowskie, byłoby to najpoważniejsze przestępstwo tego typu, do jakich doszło w ostatnich latach w hrabstwie Essex.
W mieście wzmocniono patrole, widać zdecydowanie więcej policji. Ale słychać też głosy rozsądku. "W UK mieszkam już (dopiero?) cztery lata i dwa tygodnie. Nigdy nie doświadczyłem żadnych zachowań rasistowskich, nacjonalistycznych czy ksenofobiczych" – pisze na Facebooku ksiądz Bartek Rajewski.
O tym, że ataki – zwłaszcza słowne – skierowane w naszych rodaków nasiliły się po referendum o Brexicie, już pisaliśmy. Były to namacalne przypadki, z którymi trudno dyskutować. Być może w Harlow było podobnie. Nawet brytyjskie gazety przypomniały przy okazji, że właśnie tutaj jest wyższe bezrobocie niż średnia krajowa, co wszędzie może być przecież zarzewiem konfliktu. Bo praca dla naszych na ogół jest – tych pracowitych, uczciwych i zdolnych cenią szczególnie bardzo. To już prawdziwa marka. Ksiądz Bogusław zna wielu takich Polaków.
Gdzie ta kultura...
Ale jest też druga strona medalu. Słyszę o alkoholu, o panoszeniu się niektórych, o tym, że części z nich wydaje się, że wszystko im wolno, że czują się jak u siebie, nie chcą się uczyć języka. – Często przyjmują postawę agresywną, okazują brak kultury osobistej, co może Anglików irytować i razić. Choćby parkingi...Polacy stają na trawnikach, niszczą je, zajeżdżają, a ludzie się denerwują. Anglicy na drodze dziękują, Polacy nie są do tego przyzwyczajeni. Brakuje tej kultury – mówi ks. Bogusław.
Zwykłe, zwyczajne, codzienne sytuacje. Żaden rasizm. Sprawy, które mogą irytować, jeśli ktoś nie chce się dostosować. – Proszę sobie wyobrazić, że w polskim miasteczku osiedla się bardzo dużo imigrantów, którzy mówią tylko w swoim języku. A Polacy potrafią narzekać na Anglików. Mówię im wtedy: Przyjaciele, przyjechaliście tu, ten kraj was karmi, przynajmniej nie krytykujcie, okażcie kulturę – mówi duchowny.
Przypomina sobie taką sytuację – gdy w Harlow odwiedziła go rodzina i musieli natychmiast udać się na izbę przyjęć do szpitala: – Siedzieliśmy na korytarzu, czekaliśmy na naszą kolejność. W większości obok siedzieli Polacy. Jeden był pijany, drugi chyba po narkotykach. Dwóch kolejnych w asyście policji, jeden z zakrwawionym nosem. Ja nie chciałem się wtedy odzywać po polsku. Było mi wstyd.
Mam restauracje w 4 miejscach w Harlow. Tu mieszkają mili, kontaktowi ludzi. Nigdy nic złego mnie tu nie spotkało".Czytaj więcej
ks. Bartek Rajewski
Dziwię się, gdy widzę, jak wysocy rangą przedstawiciele Rady Ministrów RP przybywają do Londynu, aby prowadzić śledztwo i szukać odpowiedzi na pytanie, czy ich brytyjscy odpowiednicy i podległe im służby wystarczająco chronią nas - Polaków przed agresją ze strony angielskich nacjonalistów. Dziwię się, bo coraz częściej słyszę, jak to nasi rodzimi narodowcy nie tylko werbalnie, ale i fizycznie atakują moich rodaków w Polsce, pod nosem ministrów, podsekretarzy i komendantów, a nikt nie reaguje, nie oburza się, jakby udając, że wszystko jest ok. Czytaj więcej