
Jak ujawnia "Fakt", w Warmińsko-Mazurskim Urzędzie Wojewódzkim nie potrafili zrozumieć, dlaczego publiczne pieniądze szły na zakupy między innymi... luksusowej bielizny i elektrycznych deskorolek. Poważne podejrzenia wzbudziły też wydatki na transport. Na przykład to, iż do auta o 90-litrowym baku ktoś potrafił podobno zatankować aż 175 l paliwa. Tabloid cytuje też wyniki kontroli dotyczące wynajmu luksusowych aut, zakupu drona i wspomina, że w jednym z domów opieki aż 37 proc. wydatków stanowiły pensje szefostwa.
Tomasz Kaczmarek nie ukrywa poirytowania faktem, iż tak głęboko grzebała w jego interesach kontrola zarządzona przez polityka PiS. Twierdzi on, że ktoś próbuje zrobić z niego złodzieja na podstawie pracy niekompetentnych kontrolerów. – Opętanie i oszalałe postawy przedstawicieli PiS w olsztyńskim urzędzie wojewódzkim zmusiły mnie, żeby powiadomić prokuraturę, Zbigniewa Ziobrę i szefa CBA – stwierdził słynny "Agent Tomek" w rozmowie z "Faktem".
Przypomnijmy, iż Tomasz Kaczmarek od 1995 roku pracował w policji, a później przeniósł się do Centralnego Biura Antykorupcyjnego. W okresie służby w CBA był kluczową postacią w głośnych sprawach Beaty Sawickiej i Weronki Marczuk. To wówczas zyskał przydomek "Agent Tomek". Po zakończeniu kariery w służbach w 2011 roku został posłem PiS. W 2013 roku został jednak zawieszonyw prawach członka klubu parlamentarnego PiS po tym, gdy ujawniono nagrania z zajścia, podczas którego miał on grozić pobiciem krzesłem mężowi swojej partnerki. Zimą 2015 roku zrzekł się mandatu poselskiego.
źródło: "Fakt"