W powyborczych komentarzach wokół sukcesu Janusza Korwin-Mikkego pojawiają się głosy, że 7 proc. dla jego partii to wstyd dla Polski. Jak w takim razie skomentować fakt, że w Wielkiej Brytanii i Francji eurosceptyczni populiści zajęli pierwsze miejsca, zgarniając po dwadzieścia kilka procent głosów?
Wyniki niedzielnych wyborów wiele osób bardzo zaskoczyły. Niektórzy nie mogli wyjść ze zdumienia, że eurosceptyczna partia Janusza Korwin-Mikkego zdobyła ponad 7 proc. głosów i miejsce w Europarlamencie ma już zagwarantowane. “Wstyd!”, “szok”, “wyjeżdżam z tego kraju!” – brzmiały pełne niedowierzania i oburzenia komentarze.
Głosom niezadowolenia z wyników wyborów towarzyszyły też oskarżycielskie tony. Jak to zwykle w takich chwilach bywa, zaczęto szukać winnych. W roli kozła ofiarnego wystąpiły media, które podczas kampanii wyborczej udzielały swoich łamów kontrowersyjnym radykałom z Kongresu Nowej Prawicy, zapraszały ich do programów telewizyjnych i audycji. “Gdyby bojkotować JKM, nie osiągnąłby takiego wyniku” – argumentowano.
Gdyby wczytać się dokładnie w tego typu komentarze, konkluzja byłaby mniej więcej taka: “Znowu musimy wstydzić się nasz kraj. Niepoważne i łaknące sensacji media stały się tubą dla pomylonych eurosceptyków, rozdmuchując nienaturalnie ich śladowe poparcie. W efekcie te oszołomy pojadą teraz do eleganckiej Brukseli, gdzie narobią nam wstydu przed poważnymi zachodnimi politykami”.
Populiści w natarciu
“Postępowanie posłów odznacza się wzajemnym szacunkiem, opiera się na wartościach i zasadach określonych w podstawowych aktach Unii Europejskiej, cechuje się poszanowaniem powagi Parlamentu i nie może powodować zakłóceń w sprawnym przebiegu prac parlamentarnych” - brzmi paragraf 2 art. 9 regulaminu Parlamentu Europejskiego.
Jeśli któryś z posłów złamie ten zapis, przewodniczący może przywołać go do porządku, odebrać głos, usunąć z sali obrad, przerwać obrady, ale także ukarać: udzielić nagany, pozbawić stanowisk, wykluczyć z prac parlamentu, a nawet pozbawić poselskiej diety.
Co ciekawe, nie jest to przepis martwy. Pieniężne kary nakładał na europosłów np. Jerzy Buzek. Jak przypomina Onet.pl, chodziło m.in. o sytuację, gdy “Nigel Farage został przez Buzka ukarany odebraniem 10 diet poselskich (ok. 3 tys. euro) za nazwanie przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya ‘mokrym mopem’ i ‘urzędniczyną z banku’ ”.
Dlaczego wspominam o tych wydarzeniach sprzed 4 lat? Bo mowa tu o Nigelu Farage’u, którego eurosceptyczna partia UKIP w niedzielę zwyciężyła w Wielkiej Brytanii wybory, zdobywając 27, 5 proc. głosów i zostawiając w tyle zarówno Partię Pracy, jak i konserwatystów. Farage to polityk, który otwarcie twierdzi, że rozszerzenie Unii o kraje Europy Wschodniej było błędem, nawołuje do pozbycia się z Wysp imigrantów i otwarcie podziwia Władimira Putina.
W Europarlamencie Farage’owi towarzyszyć będą też posłowie ze skrajnie prawicowego, populistycznego Frontu Narodowego, który we Francji zgarnął jedną czwartą głosów, deklasując zarówno partię Sarkozy’ego, jak i Hollande’a. No i oczywiście członkowie włoskiego Ruchu 5 gwiazd, partii założonej przez komika Beppe Grillo, na którego głos oddało 20 proc. włoskich wyborców.
Bez radości, bez histerii
Mam wrażenie, że te liczby ustawiają “tryumf” Kongresu Nowej Prawicy w odpowiedniej perspektywie. Choć uważam, że stało się bardzo źle, iż osoba o takich poglądach jak Janusz Korwin-Mikke znajdzie się w Europarlamencie, przychylam się opinii Andrzeja Saramonowicza, który napisał na Facebooku:
To nie tak, że Polska ma problem z Korwin-Mikkem: to raczej cała Unia ma problem sama ze sobą – kryzys zaufania do tej instytucji jest tak poważny, że także w starych demokracjach do głosu dochodzą eurosceptycy i populiści. I osiągają wyniki znacznie lepsze niż JKM.
Powyższe zdanie okaże się jeszcze bardziej wymowne, gdy przyjrzymy się poparciu dla Janusza Korwin-Mikkego w liczbach bezwzględnych. Zwrócił na to uwagę na Twitterze Tomasz Skory, dziennikarz RMF FM.
Prawda o sukcesie JKM to prawda o frekwencji:
W 2010 - 416 tys. głosów, teraz ok. 450 tys.
Ale wtedy te głosy to było 2,5%
a teraz ponad 7%.
400-450 tys. wyborców, których jest w stanie zmobilizować JKM (czy to w wyborach prezydenckich, czy europejskich), zdaje się być górną granicą jego możliwości. Te liczby pokazują też dobitnie nieprawdziwość tezy o tym, że niedzielny sukces Kongresu Nowej Prawicy to wina mediów, które pozwoliły tej partii wyjść z politycznej II ligi do ekstraklasy.
To nie tak: na JKM ciągle głosuje mniej więcej ta sama, maksymalnie półmilionowa grupa (przeważnie młodych) osób. Żadnej rewolucji na politycznej scenie nie było. Jest wstyd, ale w porównaniu z tym, co stało się w Wielkiej Brytanii i Francji, nie mamy wcale powodów do histerii.
Poglądy i wypowiedzi Korwin-Mikkego są szokujące, ale na naszym podwórku wciąż pozostaje on siłą marginalną. Realnym problemem, tak w Polsce, jak i w krajach Zachodu, zdaje się być co innego: jak odbudować wśród obywateli wiarę w to, że Unia jest nam potrzebna.
Wbrew histerii wynik partii Korwin-Mikkego całkowicie bez znaczenia. To jętka jednodniówka, wystrzeliła jak Palikot w ostatnich wyborach i jak Palikot zdechnie. CZYTAJ WIĘCEJ