„Protestujemy przeciwko akcji organów ścigania w tygodniku ‚Wprost’. Nie możemy pozostać obojętni wobec tego brutalnego aktu naruszenia niezależności dziennikarskiej” – brzmi fragment listu otwartego, pod którym podpisała się grupa dziennikarzy. Większość środowiska w sprawie środowej akcji ABW stoi po stronie redakcji tygodnika. Nieliczni, m.in. Jacek Żakowski i Seweryn Blumsztajn, próbują bronić służb.
Interwencja funkcjonariuszy ABW w redakcji "Wprost" zjednoczyła środowisko dziennikarskie (przynajmniej na kilka godzin). Akcję funkcjonariuszy, której celem było odebranie nośników z nagraniami podsłuchanych rozmów polityków, oceniono jednoznacznie jako naruszenie wolności słowa i prasy, czego wyrazem jest przygotowany w środę wieczorem list otwarty.
Niebezpieczny precedens
Dziennikarze napisali w nim, że przeszukanie redakcji przez służby specjalne i domaganie się materiałów chronionych tajemnicą dziennikarską, to pierwszy po 1989 roku przypadek "jawnie siłowego rozwiązania wobec mediów i otwartej ingerencji tajnych służb w sferę wolności słowa w jej najbardziej wrażliwym aspekcie, jakim jest ochrona źródeł, które zastrzegły sobie anonimowość".
"Bez względu na to, kim są informatorzy i jakie są ich intencje, dziennikarz ma obowiązek strzec ich danych. Wyjątki od tej zasady są nieliczne i nie dotyczą opisywanej sytuacji" – czytamy w liście.
Jego sygnatariusze odrzucają argument, że chodziło o wydanie dowodów przestępstwa. "Przepisy Kodeksu Postępowania Karnego, na które powołuje się tu prokuratura, mają niższą rangę niż zasada ochrony źródeł oraz zapisana w Konstytucji wolność słowa" – zaznaczyli.
Całą sytuację w tym samym tonie komentowano też na Twitterze.
Nie ma obrony dla tego, co dzieje sie we @TygodnikWPROST. Dobrze, ze jest transmisja. Wszyscy moga ogladac. @premiertusk tez.
W obronie dziennikarzy "Wprost" stanęli również Wojciech Czuchnowski z "Gazety Wyborczej" i Mariusz Janicki z "Polityki". "Naczelny 'Wprost' ma obowiązek odmówić prokuraturze i ABW. Jeżeli zaś służby zdecydują się na wariant siłowy - czyli przeszukanie wbrew woli redakcji - to złamią prawo i naruszą wolność słowa, która jest fundamentem demokracji" – napisał ten pierwszy. Z kolei Janicki nazwał wejście funkcjonariuszy ABW do "Wprost" "niedobrym pomysłem i groźnym precedensem".
"Dziennikarze nie są wyjęci spod prawa"
Niektórzy komentatorzy są jednak innego zdania. Waldemar Kuczyński, publicysta i były minister przekształceń własnościowych, stwierdził, że protest dziennikarzy w redakcji "Wprost" to nie walka o wolność słowa, ale "destabilizacja państwa i droga od wolności słowa".
"Dziennikarze nie są wyjęci spod prawa, a redakcje nie są eksterytorialne. Nie można wykluczać, że tam są nie tylko nagrania, ale i sprawstwo" – napisał.
Prawdziwy kryzys państwa wybuchnie, jeśli ABW po wejściu do redakcji wycofa się pod presją. Jak się weszło to trzeba robotę wykonać!
Łagodniej, choć też raczej w obronie działań służb, wypowiadali się Jacek Żakowski z "Polityki" i Seweryn Blumsztajn z "Gazety Wyborczej". Żakowski dziwił się na antenie TVP Info, że krytykowany jest rząd, skoro prokuratura pozostaje niezależna, a prokuratorowi generalnemu "bliżej do Lecha Kaczyńskiego niż do obecnego rządu".
"Nie czyniłbym z redakcji 'Wprost' sztandaru wolności słowa" – mówił zaś Blumsztajn. Jak stwierdził, interes państwa jest ważniejszy niż interes "jakiejś gazety", więc taśmy należy opublikować jak najszybciej.
Solidarność tymczasowa?
Jedność środowiska dziennikarskiego może być trudna do utrzymania. Już dziś przy okazji konferencji premiera Tuska część dziennikarzy krytykowała kolegów z prawicowych mediów, m.in. Telewizji Republika i "Gazety Polskiej", za napastliwy styl zadawania pytań. Pisano nawet, że pomagają Tuskowi wyjść z twarzą z tej afery.
Panowie z Republiki i GPC właśnie sprawili, że PDT zaczął lepiej wypadać na tej konferencji. Powinien być im wdzięczny.