
Reklama.
Niechętnie zgodził się pan na rozmowę, bo przeszkadza panu wizerunek myśliwych w Polsce. Czyli co konkretnie?
Najbardziej przeszkadzają mi media, które pokazują tylko jedną stronę i widzą myślistwo wyłącznie jako strzelanie. Ja jestem myśliwym w kilku pokoleniach i mogę powiedzieć, że strzelanie to ostatnia część łowiectwa. Statystycznie myśliwy strzela co kilkadziesiąt wyjść do lasu.
Często poluję w Skandynawii i tam myślistwo jest bardzo głęboko zakorzenione, szczególnie w Szwecji. W sezonie łowieckim przejeżdżając przez miejscowości można zobaczyć tłumy ludzi ubranych na zielono. W wiejskim sklepie widziałem trofeum właściciela wiszące między półkami. Tam to jest naturalne, akceptowalne. W Polsce jedyny akceptowalny moment jest wtedy, kiedy człowiek zostanie poczęstowany kiełbasą z dzika i ją zje. A tak to „myśliwi mordercy” i tak dalej.
Co jest sednem myślistwa, jeśli nie upolowanie zwierzyny?
Ostatnio starałem się o obóz łowiectwa i stanąłem przed komisją zarządu głównego Polskiego Związku Łowieckiego. Zadano mi pytanie, co jest najważniejsze w polowaniu. Odpowiedziałem, że towarzystwo: spotkanie z przyjaciółmi, poznanie nowych ludzi, a wszystko na łonie przyrody. Samo polowanie to ostatnia część. Tak jak motocykliści czy inni hobbyści spędzają czas razem, tak myśliwi potrafią całe noce spędzać na gawędach.
Wiele osób nie może zrozumieć, jak można hobbystycznie zabijać zwierzęta.
Przede wszystkim dla mnie myślistwo to nie hobby. Hobby to może być zbieranie znaczków. To sposób na życie, spędzanie czasu z rodziną, z synem, z psem. Prowadzenie polowań jest dla mnie dodatkową sprawą. Ja to robię, bo lubię ludziom dawać przyjemność, przeżywać to z nimi. Zawodowo pracuję w korporacji, czasem po 15 godzin i gdyby nie to, że mogę w weekend spotkać się np. z kolegą leśnikiem z drugiego końca kraju, zjeść kolację, o świcie wyjść na polowanie, zmoczyć buty, to w codziennym życiu bym się zajechał. To sposób na odreagowanie stresu. Idąc między polami czy przez wiele godzin siedząc na ambonie mam czas na to, by przemyśleć sprawy życiowe. Niekoniecznie ma to być bieg za zwierzyną i strzelanie.
Nie sądzi pan, że ten konflikt poglądów na myślistwo zawsze będzie, bo w gruncie rzeczy chodzi o stosunek do zwierząt?
Jeśli ktoś myśli, że myśliwi są okrutni, powinien przejechać się do rzeźni, może mu się ten stereotyp zmieni. Myśliwi mają jeden z najlepszych stosunków do zwierząt. To oni wychowują psy, to oni powodują, że gatunki, które są na wyginięciu, trwają. Przykład to głuszec. Jest projekt unijny restytucji głuszca w Borach i Puszczy Dolnośląskiej, który prowadzą leśnicy i naukowcy. Mnóstwo myśliwych się w to zaangażowało, i to nie po to, by strzelać. Dla mnie to było niesamowite przeżycie. Osiem miesięcy przygotowań, żeby złapać głuszcze, dokładnie 14 sztuk, na północnej granicy fińskiej i sprowadzić je do polskich lasów.
Ja myślę, że ten niekorzystny wizerunek łowiectwa wynika też z tego, że nie jest ono reklamowane, nie pokazuje się myśliwych.
Polskie społeczeństwo raczej nie lubi leśników, a myśliwi zza granicy chętnie do nas przyjeżdżają. Pisaliśmy np. o skandynawskich polowaniach w Polsce. Z czego to wynika? U nas jest taniej?
Siedzę w branży i znam ceny z różnych krajów. Mogę powiedzieć, że Polska jest w Europie najdroższa, jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny. U nas są bardzo mierne trofea, a bardzo wysokie ceny. Faktem jest za to, że polski model łowiectwa jest jednym z najlepszych na kontynencie. Spowodował po prostu, że u nas ta zwierzyna ciągle jest. Dlatego też do Polski zaczyna przyjeżdżać czwarty garnitur myśliwych - najbiedniejsi. Oni przyjeżdżają do Polski, by się bawić i biesiadować, a nie strzelać, bo ich nie stać. Skandynawowie przyjeżdżają tu dlatego, że u nich nie ma profesjonalnej organizacji. Idą, jak 100 lat temu. Zastrzelą łosia, pokroją na dziesięć części i mają mięso. U nas podziwiają sygnały łowieckie, zasady, tradycje.
Przyjeżdżają też chyba „szychy’. Jakiś czas temu polował u nas szejk z Kataru.
To są jednostkowe przypadki. Jeśli już, to tacy ludzie przyjeżdżają na żubra, co parę lat. Kiedyś był nawet książę Hiszpanii i parę podobnych osób. Jest obwód Arłamów w Bieszczadach, gdzie są fantastyczne trofea byków. Tam się śmietanka spotyka.
Prowadzi pan firmę, która organizuje polowania. To dobry biznes?
Gdybym miał z niego żyć, to pewnie umarłbym z głodu. Ale ja mam ten komfort, że organizuję polowania ekskluzywne. Mam parę obwodów o bardzo wysokiej jakości - począwszy od zakwaterowania i wyżywienia, a skończywszy na jakości zwierzyny. Teraz to ja wybieram klientów, a nie klienci mnie.
Ile są w stanie wydać w Polsce na polowanie?
Ile są w stanie wydać w Polsce na polowanie?
Inne biura biorą np. klientów z Danii, którzy przyjeżdżają autobusami, bo jest taniej. Ja biorę klientów, którzy mają gruby portfel, ale dostają najlepsze usługi. Przeciętny klient za 4 dni polowania jest w stanie zapłacić między 2 a 5 tys. euro, czyli nawet 20 tys. zł. To idzie do łowisk, ja dostaję jakieś 15-20 proc. prowizji.
Klienci opowiadają panu o tym, jak się w ich krajach traktuje myśliwych? Jak na tym tle wypada Polska?
Polscy myśliwi są przez społeczeństwo traktowani najgorzej w Europie. W Czechach myśliwy jest właściwie w każdej rodzinie. Wieszają zdjęcia, są dumni. We wspomnianej Szwecji to samo. W Polsce myśliwi są, ale w ogóle się tym nie chwalą, bo to nie jest popularne. Ja mam stronę internetową, ale w tym sezonie nie umieszczam nawet zdjęć z polowań. Kiedyś ktoś coś wyciągnął ze strony, wyciął fragment i umieścił w stronniczym artykule. Nie ma sensu.
Myśli pan, że do Polski przyjdzie moda na polowanie?
Myśli pan, że do Polski przyjdzie moda na polowanie?
W Polsce co roku przybywa ok. tysiąca myśliwych, mimo takiego stosunku społeczeństwa. Przy organizacji polowań zauważyłem, że spotykam się z ludźmi o nieprzeciętnym statusie społecznym, którzy niestety mają blade pojęcie o łowiectwie czy przyrodzie. Mogę postawić tezę, że w tych kręgach modne jest być myśliwym. Tak jak przed wojną, kiedy polowali pan i pleban - ci, co coś znaczyli w społeczeństwie. W korporacji jeśli prezes poluje, to polują też wiceprezesi i dyrektorzy. Bo wypada.
Taka moda to coś pozytywnego?
Mam zastrzeżenia do metody szkolenia. Często idzie się na skróty. Rok temu uczestniczyłem w takim kursie incognito, bo kolega mnie poprosił, bym poszedł z nim. Proces szkolenia był tak niskiej jakości, że ci, którzy kończyli kurs, pytali: „jakiego psa mam mieć?”, „jaką broń”, „co mam robić?”. To żenujące. Myśliwi dziś nie znają nawet gatunków drzew czy zbóż. Mnie wszystkiego od przedszkola uczył ojciec. Nauczyłem się bycia w przyrodzie, a dopiero później myślistwa. I tak powinno być.