Kandydatka Zielonych na prezydenta Warszawy przeszła przyspieszony kurs polityki. – Atakowane są osoby, które pokazują błędy władz, które pokazują, że może być inaczej – tak Joanna Erbel tłumaczy sprawę niesławnego wywiadu w „Gazecie Wyborczej”.
Miał być wywiad, były dwa – jeden w wersji nieautoryzowanej, drugi w wersji Joanny Erbel. Różnice były ogromne i stawiały kandydatkę Zielonych na prezydenta Warszawy w negatywnym świetle.
– Ten wywiad pokazał, że jest ogromne napięcie między wizją ruchów miejskich i wizją pokolenia, które uwierzyło w transformację. To osoby na kredytach, które wycofały się z usług publicznych, które mają dzieci w prywatnych przedszkolach, prywatnych żłobkach – mówi Joanna Erbel w rozmowie z naTemat.
Przyznaje jednak, że wywiad wywołał dyskusję o jej programie, przysporzył jej też głosy wsparcia, nawet z redakcji „Gazety Wyborczej”. – To był moment, kiedy ludzie musieli się opowiedzieć, czy chcą zmiany, czy starego porządku, a każda zmiana musi zostać wyrugowana – dodaje.
Przekonuje, że obowiązkiem władz miasta jest stworzenie alternatywy dla osób z kredytami, na przykład mieszkańców Wilanowa. – Te osoby powinny stanąć z nami i walczyć o transport publiczny, żeby miały wybór. Nie można zmusić ludzi, żeby posiadali dwa samochody na gospodarstwo domowe – przekonuje działaczka.
Dodaje, że zamiast wielkich inwestycji drogowych, które proponuje obecna administracja, można domknąć obwodnicę Śródmieścia, a pozostałe środki przeznaczyć na przebudowę ulic i spowolnienie ruchu na nich. – Ludzie nie chcą być w sytuacji, że jedyny sposób, by dziecko bezpiecznie przetransportować do szkoły to przejazd samochodem, bo drogi są tak niebezpieczne – wyjaśnia działaczka ruchów miejskich.
Swój start w wyborach uzasadnia brakiem reakcji władz Warszawy na postulaty jej środowiska i zapewnia, że gdyby były one słuchane, sytuacja wyglądałaby inaczej. Jako pozytywny przykład podaje Łódź i dialog Hanny Zdanowskiej z mieszkańcami. Krytykuje też rewitalizację Pragi – jej zdaniem zamiast muzeum w tej dzielnicy powinno się wyremontować mieszkania.
Spora część rozmowy poświęcona jest reprywatyzacji, choć trudno wyciągnąć od Erbel konkrety w tej sprawie. Krytykuje bierność Hanny Gronkiewcz-Waltz w systemowym rozwiązaniu problemu i oddawanie pola osobom zajmującym się reprywatyzacją jako biznesem. Chce powołania komisji reprywatyzacyjnej, która będzie nadzorowała zwrot nieruchomości. Wskazuje na liczne zaniechania w tej sprawie.
– Jest inne rozwiązanie systemowe poza ustawą reprywatyzacyjną, czyli tworzenie planów miejscowych. Warszawa jest pokryta planami zagospodarowania przestrzennego w niecałych 33 proc. Jeśli nie ma planu miejscowego, to te działki są podatne na spekulacje. Jeśli byłoby wiadomo, że w tym miejscu ma być szpital, szkoła, teren zielony, to nikt nie chciałby jej kupić. Nikt nie chciałby wkładać wysiłku w to, by ją odzyskiwać – wyjaśnia. Przyznaje, że to trudny temat, ale nie można go odpuścić.
Dopytuję Erbel: – Pani proponuje zablokowanie reprywatyzacji przez takie uchwalenie planów zagospodarowania przestrzennego, że nie będzie się opłacało walczyć odzyskanie tych nieruchomości?
– To jest jeden ze sposobów, to ten moment, kiedy możemy przyhamować te spekulacje na roszczeniach, zanim ustawa reprywatyzacyjna zostanie uchwalona.
Dlaczego pani mówi o spekulacjach? Przecież część tych ludzi to prawowici właściciele.
– Tak, ale to nieliczne przypadki. Zazwyczaj kiedy prawowici właściciele odzyskują swoje kamienice, to udaje im się dogadywać z lokatorami. Nie ma takich sytuacji, że za mieszkanie, które jest standardowe, ktoś będzie chciał 2,5 tys. złotych.
Przejdźmy dalej. Ile będzie kosztować realizacja pani programu do końca 2015 roku, czyli przez pierwsze 13 miesięcy?
– W tej chwili nie mamy dokładnych wyliczeń, bo żeby je mieć musielibyśmy dokładnie zobaczyć jak wygląda działanie poszczególnych instytucji, poszczególnych biur. My tych danych nie mamy, mamy do dyspozycji budżet miasta, ale nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić. Ale są postulaty, które są praktycznie bezkosztowe. Na przykład bilet za dwa złote. Od kiedy Hanna Gronkiewicz-Waltz podniosła ceny biletów, po tych trzech falach podwyżek, wpływy z biletów nie wzrosły.
Pytam ilu Erbel ma współpracowników. – W moim sztabie jest około kilkunastu osób – wyjaśnia. – A ile osób pracuje w Urzędzie Miasta Stołecznego Warszawy? – dopytuję. Kandydatka zgodnie z prawdą mówi, że ok. 8 tys. osób. – No właśnie, a pani ma za sobą kilkanaście – zarzucam. Erbel przekonuje, że nie będzie robiła czystek w urzędzie, a zmiany kierownictwa są kwestią negocjacji. Przekonuje, że pracuje tam dużo sprawnych osób i wszystko działa dobrze, jeśli tylko jest ku temu wola polityczna.
Erbel zarzuca, że urząd ma silosową strukturę odpowiadającą podziałowi kompetencji wiceprezydentów. – Jak ktoś pracował pod jednym wiceprezydentem, to nie współpracował z biurami pod innym prezydentem – atakowała. – Nie jestem jak Piotr Guział, który chce wszystkich urzędników postawić pod ścianą i co dziesiątą osobę zwolnić – dodaje.
Jaki ma pani pomysł na stadion Skry?
To jest bardzo ważny temat, bo w Warszawie mamy dwa takie obiekty. Jeden to stadion Skry, drugi to tor kolarski Orzeł. I tutaj będzie trzeba postarać się przede wszystkim o pieniądze z budżetu ogólnopolskiego, a z drugiej to może być partnerstwo publiczno-prywatne. To musi być miejsce dostępne dla wszystkich, nie kolejny stadion piłkarski. To musi być stadion lekkoatletyczny dla osób zainteresowanych sportem, a takich osób jest w Warszawie całkiem sporo.
Erbel mówi też o swoim celu w tych wyborach. – Gdyby nie udało mi się wygrać tych wyborów, zawsze mam nadzieję zostać radną. Bardzo ważne jest to, że wnosimy tematy do dyskusji. Jeśli się spojrzy na programy moich kontrkandydatów, to jest tam dużo postulatów z mojego programu – przekonuje. – Na razie gramy o drugą turę, co jest bardzo trudne – mówi.
Na element kampanii wygląda fanpage „Hozmówki z Hanką”, o którym pisaliśmy w naTemat. Erbel zapewnia, że ona i jej sztab nie mają z tym nic wspólnego. Nie wie także nic o rysunkach na ścianach jednej z kamienic na Mokotowie, które promują jej kandydaturę. – Pierwszy raz widzę ten obrazek, ale chętnie przejadę się to zobaczyć – mówi Erbel. Zapewnia też, że żadna akcja jej sztabu nie będzie niszczyła mienia publicznego.