Na oczach świata w płomieniach staje Burkina Faso. Uliczne walki rozpoczęły się kiedy władze ogłosiły zmianę konstytucji, która zapewniłaby rządzącemu od 27-lat Blaise Compaore wieloletnie rządy. Taki manewr przed upływającą kadencją to niemalże standard wśród afrykańskich tyranów. Niektórym z nich zapewniło to władzę niemalże przez pół wieku.
Choć prezydent kraju początkowo zrezygnował z majstrowania przy ustawie zasadniczej, nie przekonało to rozjuszonego tłumu, który poczuł powiew zmian. Kiedy po stronie ludu stanęła armia zamach stanu stał się faktem. Prezydent stał się byłym prezydentem. To, co dzieje się w tym kraju przerabiały już inne afrykańskie dyktatury. Ile trwały najdłuższe z nich? Jak los spotkał - wydawałoby się - wiecznych satrapów? I czy demokracja w kształcie zachodnim jest w Afryce możliwa? Sprawdzamy.
1. Najdłużej panujący władcy
Niekwestionowanym przywódcą jeśli chodzi o długość panowania okazał się Muammar Kaddafi. Libijski dyktator niepodzielnie rządził przez 42 lata - od 1969 roku do 2011 roku - kiedy został pojmany przez powstańców i brutalnie zabity. Swoje długie rządy dyktator zapewnił sobie dzięki bogatym zasobom ropy naftowej, za którą rozbudowywał armię i brutalne siły bezpieczeństwa, bez których tak długie rządy nie byłyby możliwe.
O siedem lat krócej panował Teodor Obiang Nguema Mbasogo, przywódca Gwinei Równikowej, podejrzewany nawet o kanibalizm. W 1979 roku obalił krwawą dyktaturę swojego wuja Francisco Maciasa Nguemy, którego skazał na śmierć. Jego rządy stały pod znakiem politycznych morderstw, porwań i tortur. Państwowa propaganda głosiła, że prezydent jest "niczym Bóg w niebie" i posiada "wszelką siłę nad ludźmi i rzeczami". Deklarowano,że jest on w stałym kontakcie z Bogiem, dostaje od niego siłę i z tego powodu może swobodnie decydować o życiu i śmierci innych.
Podobnym stażem mógł pochwalić się Haile Selassie I, bohater słynnej książki Ryszarda Kapuścińskiego. Selassie przez 34 lata był cesarzem Etiopii. W 1930 roku ogłosił się Cesarzem Haile Selassie I, Zwycięskim Lwem Plemienia Judy, Wybrańcem Bożym, Królem Królów Etiopii. Rządził – z przerwą w latach 1936-41, kiedy Etiopia znajdowała się po okupacją faszystowskich Włoch - do 1974 r. Zmarł rok po utracie władzy.
2. Krwawi dyktatorzy
Idi Amin Dada Oumee stał na czele Ugandy "jedynie" przez 8 lat, ale w tym czasie zasłynął z wyjątkowego bestialstwa. Tytułował siebie "ostatnim królem Szkocji", bo miał obsesję na punkcie tego kraju. Jego historię opowiada film o takim właśnie tytule z Forestem Whitakerem w roli głównej. Amin skończył cztery klasy szkoły podstawowej, ale był analfabetą. Dzięki swoim gabarytom – 2 metry wzrostu i 100 kilogramów wagi, trafił do wojska, gdzie zyskał uznanie z powodu swojego okrucieństwa. Po szczeblach wojskowej kariery piął się błyskawicznie. Zwieńczeniem było doprowadzenie do obalenia znienawidzonego tyrana Miltona Obote. A potem sam wszedł w jego buty.
W czasie jego rządów zginęło od 300 tys. do 500 tys. osób. Słynął z okrucieństwa i mordowania bez cienia zawahania. Amin miał zwyczaj wyzywać inne osobistości ze świata polityki na pojedynki bokserskie – sam trenował boks i doszedł do poziomu mistrza kraju. Kiedy królowa brytyjska Elżbieta II odmówiła wzięcia udziału w pojedynku, ugandyjski dyktator uznał siebie za "pogromcę Imperium Brytyjskiego". Na ironię zakrawa fakt, że do walki z nim nie stanął również drobny z postury prezydent Tanzani Julius Nyerere, z którego Amin wielokrotnie szydził. Jednak to właśnie wojska tanzańskie w 1979 roku obaliły dyktatora w Ugandzie. Amin, który był określany mianem rzeźnikiem z Ugandy, uciekł do Arabii Saudyjskiej, gdzie zmarł.
– Nie pozwolę, by mordercy, gwałciciele i pedofile zastraszali ten naród – stwierdził dwa lata temu prezydent niewielkiej Gambii Yahya Jammeh i ogłosił, że... 47 skazanych na śmierć zostanie rozstrzelanych. Wśród nich są głównie polityczni przeciwnicy, homoseksualiści i "zdrajcy" ojczyzny. Na 9 osobach wyrok już wykonano, los reszty jest nieznany. Wyroki śmierci stały się jednym z filarów polityki przywódcy Gambii, którą rządzi niepodzielnie od ponad dwóch dekad.
Jammeh nazywany jest "ostatnim prawdziwym dyktatorem" oraz "współczesnym Aminem". Z dyktatorem Ugandy łączy go postawna budowa, zamiłowanie do sportu, brak wykształcenia, religijność oraz prymitywne okrucieństwo. Kiedy Gambię nawiedziły klęski głodu, prezydent prosił o pomoc społeczność międzynarodową, a jednocześnie ogłosił konkurs na recytowanie Koranu z pamięci. Nagroda: 2 miliony dalasi (ok. 69 tys. dol).
3. Śmierć albo ucieczka
Afrykańscy dyktatorzy rzadko kiedy przekazywali swoją władzę potomkom. Najczęściej tracili ją w wyniku zamachu stanu, a po ich śmierci zaczynały się walki o sukcesję. Nierzadko los, który spotykał tyranów dorównywał brutalności ich rządów.
Przekonał się o tym Kaddafi schwytany przez powstańców libijskich. Moment ten opisują Diane Ducret i Emmanuel Hecht w książce "Ostatnie dni dyktatorów". – Na Kaddafiego pada grad ciosów. Zakrwawiony „stary kudłacz” [...] traci kolejne pukle włosów. Niecierpliwe ręce wyszarpują całe garści. [...] Ktoś wbija mu do odbytu metalową kolbę. Na jeńca sypie się grad ciosów. Wymiotuje czerwonymi strugami krwi. W tej samej chwili pojawia się pistolet przyłożony do opuchniętej twarzy, a potem nic, następne ujęcie pokazuje już nieruchome ciało rozciągnięte na ziemi.
Rządzącego Liberią od 1971 r. Williama Tolberta również spotkał krwawy koniec. Do jego sypialni wpadli zamaskowani agresorzy. Żywcem poćwiartowali go, a jego wnętrzności wyrzucili na psom i sępom na pożarcie. Podobnie skończył jego następca Samuel Doe. Za swoje okrutne rządy wpadł w sidła rebeliantów wysłanych przez Nigerię. Był torturowany, zamachowcom chodziło o numer konta bankowego w Szwajcarii. Doe pomimo licznych i ciężkich tortur nie zdradził tajemnicy. Dyktator wykrwawił się na śmierć.
4. Demokracja po afrykańsku
Jacques Chirac w 1990 r. przekonywał, że „Afryka nie dojrzała jeszcze do demokracji”. Od tego czasu sporo się zmieniło. Jedynie Erytrea oficjalnie posiada jednopartyjny reżim, a większość państw – jeśli jest w stanie, organizuje wybory, choć nierzadko pokazowe. W 2007 r. w Togo po raz pierwszy w historii kandydaci wszystkich partii mogli wziąć udział w wyborach prezydenckich, a w lipcu 2006 r. Demokratyczna Republika Konga zorganizowała pierwsze wolne wybory powszechne. Jednak demokracja to nie tylko wybory.
Według wskaźnika demokracji (ang. Democracy Index) wśród krajów afrykańskich najwyższą pozycję zajmuje Mauritius, który w 10-stopniowej skali osiągnął 8,17, co jest lepszym wynikiem od Stanów Zjednoczonych czy Japonii. Ten wynik klasyfikuje Mauritius w kategorii "demokracji pełnej" i plasuje go na 18. pozycji na świecie. Z państw kontynentalnych Afryki najwyżej notowane są Botswana i RPA (30. i 31. miejsce) – gorzej od ich wypada m.in. Polska.
Pojawiają się również głosy o tzw. "trzeciej drodze". Alphonse Muambi, pisarz pochodzący z Konga, który obserwował tamtejsze wybory z 2006 r. głosi, że państwa afrykańskie nie powinny organizować wyborów, dopóki nie będą w stanie ich samodzielnie przeprowadzić. – W przeciwnym razie oznaczają uzależnienie od państw sponsorujących. Nie może być mowy o trwałej demokracji bez stabilnego dobrobytu i rozwoju gospodarczego, tym bardziej, że Afryka (inaczej niż np. Indie) nie została przygotowana przez mocarstwa kolonialne do demokracji – argumentuje w serwisie politykaglobalna.pl znany pisarz.