Puma grasująca po mieście, piranie w jeziorze, wieloryb w Wiśle i poradnik, co zrobić, żeby zdrada nie wyszła na jaw. Jak dziennikarze radzą sobie w sezonie ogórkowym i o czym piszą, kiedy nic się nie dzieje.
- Prawie półtora metra. Tyle miał krokodyl, którego prawie złapali wędkarze - zaczyna swoją relację dziennikarz regionalnej Telewizji Silesia. Wczoraj Michał Mitoraj opowiedział swoim widzom o krokodylu w Zalewie Rybnickim. Dzisiaj temat podchwyciły media ogólnopolskie i ich dziennikarze z przejęciem tropią gada w zbiorniku. Czy powtórzy się historia sławnego już wieloryba w Wiśle z kwietnia 2006 roku? Przez kilkanaście dni tabloid "Fakt" opisywał jak 30-tonowy humbak płynął w górę rzeki.
Maciej Mazur z "Faktów" TVN nazywa tę opowieść "ogórkowym majstersztykiem". Ale artykuły o wielorybie "Lolku" to raczej krzyk rozpaczy, bo czytelnika można jednak przyciągnąć czymś ciekawszym. I przede wszystkim nie wyssanym z palca. - W sezonie ogórkowym trzeba się trochę pogimnastykować - mówi dziennikarz. - To trudne, kiedy robi się 56. materiał o tym, jak Polacy spędzają długi weekend. Oczywiście te same tematy wracają co roku, tylko staramy się je inaczej pokazać. Tak, żeby widz, zamiast odgrzanego kotleta, miał wrażenie, że otrzymał coś nowego i świeżego.
Do tego przykazania kolejne dodaje Wojciech Szacki, reporter "Gazety Wyborczej". - Podstawowa zasada to nic na siłę. Jeśli w polityce nic się nie dzieje, to po prostu jest dla niej mniej miejsca w wydaniu - mówi naTemat. Podaje jednak kilka starych sposobów na wykreowanie tematu, który będzie można później opisać: - Zawsze można powiedzieć jednemu politykowi, że drugi polityk nazwał go idiotą i już jest wokół tego wielka dyskusja. W tym specjalizuje się szczególnie jedna ze stacji telewizyjnych. Poza tym są wywiady - zawsze można przeprowadzić rozmowę z jakimś nieoczywistym politykiem. Można też zamówić sondaż na dowolny temat, i zebrać do niego komentarze, ale zawsze pojawia się pytanie, czy to jest warte tego, skoro Polacy są bardziej zajęci grillowaniem, niż polityką.
Jednak nie tylko polityką żyje człowiek i okres spokoju w Sejmie czy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów daje szansę na poruszenie innych tematów. - W dzisiejszej "Gazecie" jest bardzo ciekawy tekst o Wilczym Szańcu, który otwiera dział "Polityka". Taki tekst, siedząc na werandzie, przeczytałem z większą ciekawością niż wywiad z prof. Romanem Kuźniarem dwie strony dalej. Chociaż w innych okolicznościach ten tekst o dawnej kwaterze Hitlera mógłby nawet nie wejść do wydania - mówi dziennikarz. - Trzeba się nagiąć do rzeczywistości, a nie ją kreować.
Jednak nie wszystkie redakcje podchodzą do sezonu ogórkowego tak ambitnie i zamiast o Wilczym Szańcu możemy poczytać chociażby o seksie. - Chyba 3 lata temu we "Wproście" pojawił się przewodnik wakacyjny o tym, jak się zdradza - przypomina sobie Renata Kim, szefowa działu "Społeczeństwo" w tygodniku "Newsweek Polska". - Zaskoczyło mnie to, ale zdumiał mnie poradnik, który był pod spodem. W punktach wypisano co zrobić, żeby zdrada nie wyszła na jaw. Nie mogłam uwierzyć, że taki temat można poważnie przedstawić. Okazało się, że się świetnie sprzedał.
Tak samo dobrze sprzedają się gazety (szczególnie tabloidy), które raczą swoich czytelników opowieściami o grasujących po Tarnowie pumach (koniec stycznia 2012 r.), licznych lądowaniach kosmitów we wsi Zdany czy fotostory o mężczyźnie, który widzi kobiety bez ubrań. Kilka lat temu "Fakt" przedstawiał też serię zdjęć bioenergoterapeuty Henryka Słodkowskiego, który przekazywał swoje nadprzyrodzone moce czytelnikom gazety.
- To jawny gwałt na inteligencji czytelników - ocenia Piotr Michalak, reporter "Wydarzeń" Polsatu. - Rozumiem, że forma tabloidu pozwala na przekraczanie pewnych granic i parę razy można coś takiego popełnić, ale to jest strzał w kolano. Promil ludzi, którzy w to wierzą jest znikomy, a pozostałych takie informacje zrażają do tytułu - dodaje dziennikarz. Przyznaje, że sam ma nieco ułatwione zadanie, bo czasami przygotowuje materiały z pogranicza felietonu i zwykłego materiału telewizyjnego, a te mają raczej "niewielki pierwiastek newsowości". I podaje przykłady. Opowiada o zdjęciu, które przedstawiało Stevie'go Wonder'a wraz z Janem Lityńskim i Jackiem Kuroniem. To był punkt wyjścia do atmosferze przełomu 1989 i 1990 roku. Z kolei punktem wyjścia do materiału o wyborach czerwcowych z 1989 roku była kartka z archiwum IPN, która była dowodem zakładu partyjnych notabli. Jerzy Urban, Aleksander Kwaśniewski i Leszek Miller próbowali przewidzieć jaki procent głosów zdobędzie strona rządowa a jaki "Solidarność".
Zdradza jednak, że zdarzało mu się przygotowywać materiały o niezbyt ważnych i ciekawych wydarzeniach. - Też miałem takie strzały rozpaczy, jak materiał o tym, co się robi jak nic się nie dzieje. Ale za to kilka lat temu zrobiłem materiał o tym, że nie ma sezonu ogórkowego. I wydaje mi się, że rzeczywiście coraz rzadziej jest tak, że nie dzieje się absolutnie nic i sezon ogórkowy odchodzi w niebyt. Dzisiaj nie mamy czasu się ponudzić, a ja - to może nieco samobójcze z mojej strony - chciałbym czasami móc się zatrzymać nad czymś i opowiedzieć o tym dokładniej. Albo móc sobie pozwolić na luksus, jaki mają pracownicy lokalnych fińskich telewizji - oni latem zamykają interesy, bo nikt nie chce oglądać ich programów - mówi Michalak. I może takie rozwiązanie należałoby podsunąć niektórym redakcjom, zanim znów lipiec i sierpień upłyną nam pod znakiem piranii, tygrysów, lądowań UFO itd (bo przecież wyobraźnia ludzka jest nieograniczona).