Architektura powstała w czasach PRL-u po zmianie ustroju została zepchnięta na margines, z góry zanegowano jej wartość. Wszystko, co kojarzyło się z minioną epoką, uznano za pozbawione klasy. Zburzono warszawski Supersam, w miejscu kultowego pawilonu Chemia wybudowano luksusowy dom handlowy, który zyskał przydomek „Lord Vader”. Dopiero na przestrzeni kilku ostatnich lat polska moderna zyskuje na znaczeniu, zrehabilitowana przez młode pokolenie artystów i architektów. „Źle urodzone” to zbiór reportaży Filipa Springera o budynkach z PRL-owskim rodowodem. Niektóre z nich, oglądane z dystansu, zachwycają.
Laikom architektura PRL-u kojarzy się ze szkaradami socrealizmu. Z płaskorzeźbami przedstawiającymi robotników i kobiety na traktorach, z bizantyjskimi realizacjami w stylu warszawskiego MDM-u, z betonowymi instalacjami, którymi zaśmiecono – zniszczone w czasie II Wojny Światowej – miasta. Po przełomie ’89 roku Polacy łaknęli zachodnich wzorców w architekturze, odmiany estetycznej. Zniesiono niemalże centralne planowanie w urbanistyce, nastał okres budowlanej samowolki. Handlowe blaszaki wyrastały jak grzyby po deszczu; później krajobraz polskich miast upstrzyły szklane wieżowce oraz pokryte piaskowcem zamknięte osiedla. Perełki polskiego modernizmu, które na własne nieszczęście powstały w latach 50. czy 60., marniały na naszych oczach. O architektonicznych koncepcjach, które towarzyszyły wybudowaniu Superjednostki w Katowicach czy Okrąglaka w Poznaniu, nikt pamiętać nie chciał.
Proces przywracania pamięci o polskim modernizmie rozpoczął się nieśmiało, kilka lat temu. Obrona warszawskiego Supersamu, który niestety i tak został zrównany z ziemią, skonsolidowała środowisko twórców, których nie dotknęła artystyczna amnezja. Rewitalizacja dworca PKP Powiśle w Warszawie, przekształconego w modny klub nocny, zapewniła rozgłos idei restauracji modernistycznych zabytków. Magdalena Estera Łapińska stworzyła cykl porcelanowych figurek, przedstawiających klasyki moderny, takie jak Sezam czy Kino Skarpa. Do dzisiaj są one hitem w sklepach z polskim designem, kupują je także turyści, zamiast przaśnych pamiątek z Cepelii. Grzegorz Piątek i Jarosław Trybuś zaangażowali się w akcję obrony perełek architektury przed zakusami bezmyślnych deweloperów. Skutecznie popularyzują wiedzę na temat historii rodzimej architektury. Promocja książki Trybusia, poświęconej warszawskim blokowiskom, odbyła się w ubiegłym roku w barze mlecznym „Sady”, który jest integralnym elementem Sadów Żoliborskich, zaprojektowanych przez Halinę Skibniewską.
Historia Kolonii I (na Sadach Żoliborskich) oraz wielu innych jednostek mieszkaniowych i fascynujących projektów architektonicznych wraca do nas również za sprawą świeżo wydanej książki Filipa Springera. „Źle urodzone. Reportaże o architekturze PRL-u” mogą być doskonałym wprowadzeniem dla tych, którzy polską modernę dotąd ignorowali. Przynosi także garść informacji i anegdot, które zadziwią nawet tych, którzy o modernistycznej rewolucji coś już słyszeli. Springer o zaczarowanych budynkach opowiada za pomocą ludzkich historii – przedstawia zawiłe losy polityczne i osobiste ich twórców, kreśli społeczne tło, sięga do tradycji światowej architektury. Tak jest na przykład z historią tajemniczego Domu Igloo, który do dzisiaj można podziwiać we Wrocławiu. Springer przedstawia wojenne losy jego projektanta, Witolda Lipińskiego. To pozwala nam zrozumieć, że umiłowanie architekta do futurystycznych wizji (jest on również współautorem obserwatorium meteorologicznego na Śnieżce) jest formą eskapizmu. Lipiński uciekał w przyszłość przed przeszłością. Nagle wnętrza Domu Igloo, którego zdjęcia znajdziemy w książce, zaczynają wyglądać dla nas blisko i przytulnie.
Intryguje opowieść o okolicznościach powstania budynku Prezydium Rządu w Warszawie, stworzonego przez Marka Leykama. Springer, o obiekcie wybudowanym w latach 1949-1952, pisze: „Znając choćby pobieżnie atmosferę tamtych czasów, trudno nie zachodzić w głowę, jak udawało mu się właśnie wtedy realizować tak jawnie sprzeczne z doktryną obiekty”. Wielu dopatruje się w budowli jawnej kpiny przeciwko socrealizmowi. Syn Leykama, profesor Paweł Lewiński, twierdzi dziś, że to ironiczne nawiązanie do architektury burżuazyjnej, kupieckiej. Kojarzycie budynek, o którym mowa? Może znacie go raczej jako siedzibę Kina Barbara lub klubu Ground Zero? Teraz mieści się w nim nowoczesny biurowiec Ufficio Primo, należący do spółki Jana Kulczyka.
Leykam stworzył również obiekty o modernistycznej proweniencji. Takie, jak Powszechny Dom Towarowy Okrąglak w Poznaniu.
Zdeklarowany antykomunista, zaprojektował – uwaga, uwaga – siedzibę kontrwywiadu. W książce pojawia się sugestia, że Leykam twórczą wolność zyskał dzięki przyjaźniom: z Marianem Spychalskim, szefem Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego, a przede wszystkim z Jerzym Hryniewieckim. Ten ostatni w czasie II Wojny Światowej przebywał w niemieckim obozie jenieckim. Poznał w nim ludzi, którzy po zakończeniu wojny zostali PRL-owskimi notablami. Hryniewiecki miał „plecy”. I pomagał swoim przyjaciołom z branży.
Może aż za bardzo? Dzisiaj o Jerzym Hryniewieckim mówią wyłącznie specjaliści. Mimo że to on de facto nadzorował prace projektowe wielu zespołów architektonicznych. Odpowiadał za takie realizacje, jak Stadion Dziesięciolecia. Springer zastanawia się, kiedy i dlaczego zaczęło się wymazywanie Hryniewieckiego z historii polskiej architektury. Momentami przypomina to powieść sensacyjno-obyczajową. Tym bardziej, że Hryniewiecki był PRL-owskim celebrytą, bikiniarzem, przed którym czoła chylił nawet król stylu, Leopold Tyrmand.
„Gdyby chcieć opisać katowicką Superjednostkę w taki sposób, by czytelnik poczuł ją na własnej skórze, trzeba by przestać używać interpunkcji i odstępów między wyrazami. A na samym dole akapitu zrobić pauzę i dodać: teraz możecie wziąć oddech” – pisze Spinger o jednym z najbardziej kontrowersyjnych modernistycznych projektów zrealizowanych w Polsce, czyli gigantycznym bloku, postawionym w Katowicach przez Mieczysława Króla. Architekt bardzo był zapatrzony w Le Corbusiera, guru wszystkich modernistów. Marzył, by na podobieństwo mistrza tworzyć „maszyny do mieszkania”. Jego idea rozbiła się o betonowe realia czasów, w których tworzył. Miały być: świetlica i przedszkole na ostatnich piętrach, ogród na dachu, hotel, restauracja. Były i są: ślepe kuchnie oraz dziwny system komunikacji, z windami, które zatrzymują się co trzy piętra. Dzisiaj Superjednostka z jednej strony jest opiewana przez artystów, a z drugiej strony stała się zagłębiem agencji towarzyskich. Mieszkańcy Katowic pomstują na Mieczysława Króla. Czekają aż realizacje jego autorstwa wreszcie się zawalą.
Springer porównuję walkę pomiędzy tradycją polskiej moderny a współczesnym nurtem w architekturze, bezkształtnym i eklektycznym, do walki pomiędzy Dawidem i Goliatem. „Ku naszemu zdumieniu widzimy, że wygrywa Goliat” – pisze Springer. Czy to aby na pewno historyczna sprawiedliwość? I czy historia powinna przesłonić nam idee artystyczne, które stały za „źle urodzonymi”?