Produkt zespołu kierowanego przez Marcina Tredera powstał w wyniku frustracji; frustracji istniejącymi narzędziami do makietowania graficznego. Twórcy zadali sobie pytanie: w jaki sposób wciągnąć członków firmy, niemających kompetencji projektowych, do procesu planowania produktów, by nie zmuszać ich do nauki obsługi skomplikowanych programów graficznych? Dość powiedzieć, że odpowiedź na tę kwestię okazała się być satysfakcjonująca m.in. dla pracowników Microsoftu, Google, IBM i Zappos, a między 2012 a 2013 rokiem przychody firmy rosły z 950-procentową prędkością.
Projektanci doświadczeń
Zanim UXPin.com stał się tym, czym jest dzisiaj, minęło kilka miesięcy. Spółka założona została przez osoby związane z Grupą Nokaut oraz agencją technologiczną DeSmart: Marcina Tredera, Kamila Ziębę, Wiktora Mazura, Piotra Duszyńskiego i Marcina Kowalskiego.
Strona projektu ruszyła pięć lat temu, gdzie można było kupić specjalne notesy. A dokładniej: zestawy z papieru z poszczególnymi modułami w formie małych karteczek, reprezentujące różne elementy występujące na stronach internetowych i w programach na smartfony. Twórcom chodziło o to, by w procesie projektowania uniknąć konieczności szkicowania, zwłaszcza przez osoby, które tego nie potrafią (często np. działy IT), a które powinny uczestniczyć w etapie prototypowania produktu.
UX to skrót od User Experience. Sam termin jest pojęciem stosunkowo starym, gdyż ukuł go w latach 90-tych Don Norman, profesor psychologii poznawczej. Jedna z definicji brzmi: "User experience obejmuje wszystkie aspekty interakcji użytkownika z firmą, jej usługami i produktami". – Termin ten jest często, niestety, spłaszczany do pojęcia „użyteczność” lub User Interface, które są tylko jego składnikami. To, że produkt ładnie wygląda lub jest w miarę intuicyjny w obsłudze nie jest jednoznaczne z tym, że klienci będą odczuwać satysfakcję w trakcie jego użytkowania - wyjaśnia mi Kamil Zięba, szef produktu i współzałożyciel firmy.
O ile wyobrażam sobie, że zachodnie firmy od dawna starają się zadbać o to, jak na co dzień doświadczamy ich produktów, nie jestem tego do końca pewien, jeśli chodzi o Polskę. - Wiele firm zrozumiało, że dobrze zaprojektowane User Experience może być przewagą konkurencyjną oraz że mocno potrafi wpłynąć na poziom przychodów, a czasem nawet zadecydować o przetrwaniu. Optymistyczne jednak to, że obecnie w Polsce firmy i ich klienci coraz bardziej dostrzegają ogromną wagę odgrywaną przez projektowanie doświadczeń w procesie powstawania nowych produktów i usług. Świadczy o tym rosnąca ich jakość a także fakt, jak duże jest zapotrzebowanie na specjalistów w tej branży - podkreśla Zięba.
Rolą projektanta jest stworzenie takich warunków, w których doświadczenie klienta będzie możliwe najlepsze (mając na uwadze wszystkie ograniczenia zewnętrzne i wewnętrzne).
Sukces w 48 godzin
Naturalnym klientem papierowej wersji UXPin stały się więc firmy, gdzie procesy projektowe są koniecznością – w ciągu 48 godzin udało się sprzedać cały nakład. Wśród klientów znaleźli się pracownicy takich firm, jak Google, Apple, Yahoo!, Zappos, IBM, Sony czy MySpace.
Właśnie ten sukces doprowadził do połączenia papierowego narzędzia z rzeczywistością wirtualną. Otworzyło to zupełnie nowe możliwości, sprawiając, że użytkownicy mogli nie tylko tworzyć makiety stron internetowych, wyklejając je post-itami, ale także przenosić gotowy projekt do aplikacji (poprzez zrobienie i wysłanie zdjęcia), gdzie mogli go dalej prototypować, opisywać, łączyć poszczególne elementy i współpracować nad nim z resztą zespołu w czasie rzeczywistym. UXPin daje możliwość stworzenia makiet praktycznie wszystkiego: od urządzeń typu wearable po oprogramowanie.
TechCrunch pytał w lutym zeszłego roku, czy ktoś zna inną firmę, która pochodzi z Polski, zbiera dofinansowanie od amerykańskich funduszy Venture Capital i do tego prowadzi szeroko zakrojoną rekrutację w Dolinie Krzemowej. Otóż takich startup jest niewiele, a w zasadzie to ekskluzywne grono trzech spośród setek powstałych w ostatnich latach: Estimote, BaseCRM i właśnie UXPin.
Inwestowali w Skype, inwestują w UXPin
Jeśli chodzi o finansowanie, być może ogromny sukces firmy nie byłby możliwy, gdyby nie polski fundusz, Innovation Nest, który pomógł zebrać pierwszą rundę pośród amerykańskich inwestorów, samemu dokładając się do ogólnej puli 700 tysięcy dolarów. Raptem trzy miesiące później, w ramach tak zwanego rozwoju seed, firma pozyskała 1,6 miliona dolarów. Wśród topowych funduszy, które uwierzyły w szanse na poważne zyski z UXPin, znalazł się między innymi VC należący do Marca Andreessena i Bena Horowitza.
Tym, którzy nie kojarzą nazwisk wypada wyjaśnić, że panowie nazywani są „super angel investors”, a ich przewidywania co do sukcesu sprawdziły się w przypadku inwestycji w Twittera, Skype’a, Airbnb, Foursquare, Buzzfeeda czy Oculus VR. Andreessen w 2011 roku znalazł się nawet na liście „Midasów Biznesu” Forbesa, katalogującej najlepszych tech-inwestorów. Swoją drogą, to on 25 lutego 1993 roku zaproponował wstawianie obrazków do stron WWW.
Z Gdyni do Mountain View
Jak kilku przedsiębiorczych designerów z Gdyni trafiło do kalifornijskiej doliny uznawanej za serce światowego przemysłu hi-tech? – Od początku 2012 roku zaczęliśmy jeździć do USA budując silne relacje z naszymi klientami, ekspertami rynkowymi i szeroko rozumianą społecznością startupową. Te pierwsze wyjazdy miały niesamowity wpływ na sposób, w jaki rozwijaliśmy produkt i firmę, pozwoliły nam też pozyskać fenomenalnych doradców, m.in. Irene Au (wtedy wiceszef UX w Google) i Hitena Shaha (Kissmetrics). To wszystko zaowocowało na kolejnych etapach – tłumaczy mi Marcin Treder, szef firmy.
Zastanawia mnie, czy założyciele UXPin nie czuli kompleksów przed wyjściem z produktem za granicę. Samo myślenie o sprawach techniczno-organizacyjnych czy prawnych przyprawia o zawroty głowy. - Budowa globalnego biznesu daje obietnicę dużo większej nagrody, ale wiąże się ze znacznie większym ryzykiem, nie wspominając o work-life balance, którego odnalezienie jest równie prawdopodobne, co odnalezienie kwiatu paproci w Noc Świętojańską – twierdzi Marcin Kowalski, wspólnik Tredera.
W rozmowie ze mną stwierdza, że wchodzenie na szczyt to droga długa i kręta, w trakcie której niejednokrotnie człowiek czuje się „najbardziej samotną osobą na świecie”, dźwigającą biznes, w który wszyscy powątpiewają. – Nie możesz się wtedy poddać, a to wymaga ogromnej siły ducha – podkreśla.
Kompleksy czy ambicje?
Podobnie jak w przypadku krakowskiego Brainly, ciekawi mnie, jacy są polscy przedsiębiorcy, próbujący przebić się do Doliny Krzemowej. Jakub Piwnik, PR Manager i koordynator uczestniczący w procesie wprowadzania Zadane.pl do USA twierdził w rozmowie ze mną, że Polacy mają silną potrzebę udowodnienia światu, iż potrafią operować globalnie, dostarczając światowej klasy produkty. - Czasem mam wrażenie, że jesteśmy albo zbyt skromni, albo w drugą stronę – nieco zbyt aroganccy, natomiast brak nam takiej zdrowej, wyważonej pewności siebie – stwierdza z kolei Kowalski z UXPin.
– Ja staram się o tym myśleć w kategoriach narodowościowego agnostycyzmu. Ani nie pędzę za “amerykańskością”, ani nie szukam “polskości” w tym co robimy i jak to robimy - stwierdza Daniel Aduszkiewicz, dyrektor zarządzający. Jak mi tłumaczy, to, co dało zespołowi globalną trakcję i sposób w jaki działają, to... początkowy brak wiedzy.
Pytam o pojęcie „polskiej Doliny Krzemowej”, którą to nazwą coraz częściej określa się Kraków. W opinii Marcina, jest to pewien przejaw kompleksów. Podpowiada on, by zastanowić się, z czego wynika fenomen kalifornijskiego zagłębia, zamiast doszukiwać się podobnego miejsca w Polsce, którego po prostu jeszcze tu nie ma. - Dolina Krzemowa ma długą tradycję budowania biznesów, które osiągają spektakularne sukcesy. Dzięki temu, ma do zaoferowania następnym pokoleniom przedsiębiorców nie tylko pieniądze na finansowanie kolejnych przedsięwzięć, ale przede wszystkim cenną wiedzę na temat tego, jak sprawić, by te przedsięwzięcia odniosły sukces – tłumaczy.
Najbardziej amerykański z polskich startupów?
Dochodzimy więc do wniosku, że podobnej wiedzy w Polsce nie ma. Wynika to naturalnie z ograniczeń politycznych, na jakie narażony był nasz kraj w okresie PRL-u, a także braku kultury dzielenia się know-how.
Tak czy owak, faktu, iż firma powstała w Polsce, w specyficznej atmosferze biznesowej, nie da się przeskoczyć, więc siłą rzeczy firma nigdy nie będzie w pełni amerykańska (o ile nie połasi się na nią ktoś większy, na przykład Adobe), tak jak trudno mówić o niej, że jest w pełni polska.
– Gdy zaczęliśmy budować zespół w USA, polska kultura organizacji firmy naturalnie zaadoptowała się, po czym zaczęła lekko ewoluować, by z czasem stać się wypadkową wszystkiego, co najlepsze, po obu stronach oceanu. Nauczyliśmy się śmiać z naszych słabości i różnic nas dzielących. Żartujemy na przykład, że tu w Polsce jesteśmy bandą Boratów, kaleczących język angielski – opowiada Kowalski. Jego zdaniem, takie zdystansowane podejście znosi naturalne bariery i ułatwia komunikację w międzynarodowym zespole.
A jeśli o tym mowa, mieszanka jest różnorodna. UXPin posiada biuro w Gdyni oraz w Mountain View w Kalifornii. W rozmowie z teamem próbujemy ustalić, czym ludzie u nas w kraju i ludzie po drugiej stronie Oceanu różnią się, gdy pracują.
Pytam także o to, jak w Dolinie Krzemowej wygląda podejście do transparentności, jeśli chodzi o wysokość zarobków. W odpowiedzi dyrektor generalny pokazuje mi screen ze strony Buffera:
– Buffer jest pionierem w Dolinie, jeśli chodzi o otwartą formułę wynagrodzeń. Marzę o wprowadzeniu podobnych standarów w Polsce, ale obawiam się, że rynek jeszcze do tego nie dojrzał – kwituje Marcin. Podaje mi jeszcze przykład firmy, w której osoby będące rodzicami dostawały większą pensję, niż pracownik na identycznym stanowisku z takimi samymi kwalifikacjami i stażem pracy. I pyta retorycznie: – Wyobrażasz sobie, żeby coś takiego przeszło w Polsce?
Powiało pesymizmem. Pytam, czy polska kultura pracy naprawdę nie ma niczego, z czego moglibyśmy być dumni. – Jakiś czas temu mieliśmy awarię naszej aplikacji. Zgodnie z prawem Murphy'ego, przypadła na godziny wieczorne, więc ściągnęliśmy do pracy tylko 3 niezbędne osoby. Chwilę później, a była to godzina 23:00, przy komputerach siedział już cały zespół. Może dziwnie powiedzieć tak o awarii, ale to było fantastyczne uczucie wiedzieć, że jesteśmy tam wszyscy razem, równie mocno zaangażowani i walczymy ramię w ramię, żeby jak najszybciej uporać się z problemem. Takich przykładów znam mnóstwo i nie tylko z naszego, UXPinowego podwórka. Stopień zaangażowania i oddania sprawie, jaki potrafimy osiągnąć, jest nieprzeciętny – opowiada.
Pracownik=współwłaściciel
Mało tego - wszyscy pracownicy dostają udziały w firmie, bez względu na zajmowane stanowisko. Brzmi dosyć nieprawdopodobnie, gdy pomyślę sobie o polskich przedsiębiorstwach. - Wiesz, to takie dosyć abstrakcyjne, kiedy dostajesz papier z kilkoma niewiele mówiącymi cyferkami. Trudno zrozumieć, że jeśli spółce się powiedzie, to za ten papier będzie można kupić dom - tłumaczy Kowalski.
W Dolinie Krzemowej rynek pracy wygląda nieco inaczej, niż u nas. Jeśli jest się dobrym specjalistą, można przebierać w ofertach. W promieniu kilkunastu mil, wybiera się więc pomiędzy pracą w Facebooku, Google, Salesforce i kilku tysiącach rokujących startupów.
Firmy te nie są w stanie konkurować ze sobą zarobkami, które są dosyć wyrównane, więc konkurują w inny sposób: benefitami pozapłacowymi, prestiżem, wizją i właśnie opcjami na udziały.
Daniel Aduszkiewicz przytacza stary dowcip, w którym dwóch bosych turystów w dżungli ucieka przed tygrysem. Jeden nagle się zatrzymuje, grzebie w torbie, a po chwili wyciąga adidasy i spokojnie je nakłada. "Co ty robisz?! Przecież tam jest tygrys!" krzyczy jego przerażony kompan. "Będę szybszy", odpowiada ten w butach, "ale to tygrys, i tak cię dogoni!". I odpowiedź: "Nie muszę być szybszy od tygrysa. Wystarczy, że będę szybszy od ciebie". – I teraz pytanie, na które odpowiedzieć musimy sobie wszyscy. Co rozumiemy przez “polskość”, a co przez “amerykańskość”? Kto w dowcipie reprezentuje “polskie”, a kto “amerykańskie” podejście? I czy w ogóle warto tak próbować na to patrzeć? Ja tam zakładam adidasy i wracam do pracy – dodaje z uśmiechem.
Na koniec dowiaduję się, że klienci firmy w 40% pochodzą z USA, tylko w 20% - z Europy, a reszta z różnych zakątków świata, czasem tak egzotycznych, jak Gwadelupa, Puerto Rico albo Nikaragua. O ile firma nie może podzielić się konkretnymi wynikami finansowymi, udaje mi się ustalić, że posiada kilka tysięcy płatnych kont i liczba ta szybko rośnie.
Zapytałem szefa o to, kiedy osiągną wartość miliarda dolarów. – W 2018 roku – odpowiedział z uśmiechem.
Patronem akcji "Polski biznes za granicą" jest KGHM Polska Miedź SA.
Rolą projektanta jest stworzenie takich warunków, w których to doświadczenie będzie możliwe najlepsze (mając na uwadze wszystkie ograniczenia zewnętrzne i wewnętrzne).
Daniel Aduszkiewicz, dyrektor zarządzający
Kiedy nie wiesz jak działać, kiedy nie masz nawyku czy jakiegoś zakodowanego sposobu zachowania, musisz się adaptować
Marcin Kowalski, dyrektor operacyjny UXPin
Prezesi spółek chowają się za szklanym murem i dla młodego przedsiębiorcy dotarcie do nich graniczy z cudem. Obawiamy się, że dzieląc się naszymi doświadczeniami, wyhodujemy sobie konkurencję, która nas zniszczy.
Marcin Kowalski, dyrektor operacyjny UXPin
Zauważyłem, że ludzie w USA są dużo bardziej zorientowani na cel i nie patrzą na zegarek. Nigdy nie prosiliśmy nikogo o pracę po godzinach lub w weekendy, jednak jest to niemal normą. Jest coś do zrobienia, nie ważne ile to zajmie, ważne by zostało skończone. Większość osób w USA, z którymi do tej pory pracowałem była bardzo mocno skoncentrowana na celu. Nie spotkałem się jeszcze z odliczaniem "dupogodzin", z którymi, niestety, niejednokrotnie miałem styczność w Polsce.
Marcin Kowalski, dyrektor zarządzający UXPin
Każdy nowy pracownik UXPin witany jest koszem z łakociami, a oprócz tego dostaje nowego MacBooka, bezpłatną subskrypcję Spotify i takie słuchawki, jakie tylko sobie wybierze. Ponadto firma kwartalnie wysyła swoich pracowników do USA, aby poznali się z zespołem amerykańskim i zrozumieli tamtejsze realia.