Wyścigi konne nie są rozrywką dla bogaczy.
Wyścigi konne nie są rozrywką dla bogaczy. torsluzewiec.pl
Reklama.
Wyścigi zyskują na popularności i coraz więcej mieszkańców Warszawy czeka na weekend i moment, kiedy na trybunach na Służewcu rozlegnie się charakterystyczne "Rrruszyły" spikera. – Z roku na rok zainteresowanie rośnie i to w sposób zauważalny. Na rozpoczęciu sezonu stawiło się w tym roku 8 tys. osób - mówi naTemat Sylwester Puczen, rzecznik Wyścigów na Torze Służewieckim.
Mimo tego, że wyścigi kojarzą się ze sporą dawką snobizmu - na warszawskim torze wyższe sfery nie rzucają się w oczy. Nawet jeśli pojawiają się tam przedstawiciele socjety, to giną w tłumie zwykłych ludzi.
logo
Uczestnicy wyścigów podchodzą do barierek, żeby z bliska dopingować swoich faworytów Fot. Dominika Majwska
Najliczniejszą grupę stanowią starsi panowie, którzy grają od "stu lat", albo i dłużej, jak przyznaje Pan Kazimierz, który przychodzi popatrzeć na zmagania koni już od dwóch dekad. – To taka moja mała tradycja. Spotykam się tu z kolegami raz na tydzień albo dwa. Obstawiamy, oglądamy dokładnie konie i oceniamy ich szanse. To niewiarygodne, ale po tylu latach nadal wydaje mi się to emocjonujące, do tego stopnia, że po przegranej słychać tu i ówdzie siarczyste przekleństwa.
Atmosfera na Służewcu bywa gorąca. Szczególnie pod koniec wyścigu, kiedy konie zbliżają się do mety, trybuny się ożywiają. Dżokeje popędzają konie, a uczestnicy gonitwy z kuponami w rękach wymachują rękoma i pokrzykują na swojego faworyta.
Najtańszy bilet - tak mówi się na zakład, można obstawić już za 2-3 zł. W zależności od wyścigu, puli i kombinacji, już nawet najmniejsza inwestycja może się zwrócić. Niewielkie kwoty stawiają przede wszystkim rodziny z dziećmi, które w weekend licznie pojawiają się na Służewcu w związku z czym atmosfera na torze przypomina niekiedy bardziej festyn, niż emocjonującą grę o spore pieniądze.
– Najbardziej agresywni gracze to właśnie osoby starsze, które przychodzą tutaj od wielu lat i po prostu się na tym znają. Łatwo ich wyłapać z tłumu. Posługują się żargonem i są bardzo zaangażowanymi uczestnikami gonitw. Oni nie boją się ryzykować, mają doświadczenie i nosa - mówi pracownik Wyścigów.
Starsi panowie wyróżniają się także wyglądem - ich styl ma w sobie sporo z dawnej warszawskiej elegancji. W cenie są kaszkiety, tweedowe marynarki i kamizelki, a gdzieniegdzie można zobaczyć ćmiące się cygaro.
Oglądanie, typowanie, stawianie, wygrana
Początkujący na torze nie mają łatwo, a reguły wydają się jasne tylko dla wytrawnych graczy i tęgich głów. Biegi mają różne dystanse, biegają w nich konie podzielone na wiek, kategorie wagowe i pochodzenie. Stali bywalcy torów wiedzą, że każdy szczegół ma znaczenie: hodowla, rodowód, sylwetka, dżokej, forma sprzed roku - dopiero z tej układanki można pokusić się o obstawienie swoich typów. Czasem warto posłuchać doświadczonego bywalca wyścigów, ale czasem można się dać nabrać na "napust", czyli nieprawdziwą informację o formie konia rozpuszczaną przez cwanych graczy.
Amatorzy nie są na szczęście pozostawieni sami sobie. W każdym programie gonitw znajduje się informacja o koniach, ich osiągnięciach i rokowania. Na taki program mówi się w żargonie "nuty", albo "świerszczyk". Opisy szans koni są wyczerpujące, a oprócz tego, to niezastąpione źródło "wyścigowej mowy":
Program Gotnitw

Benefis pokazał w ostatnim starciem, że mimo zaawansowanego wieku, nadal jest groźny. Dzisiaj wystartuje w roli umiarkowanego faworyta. Nadim to przeciętny grupowy wyrobnik biegający bez błysku. Tollee Dust dysponuje kapitalnym przyspieszeniem i potrafi wygrywać rzędowe gonitwy, ale musi mu się ułożyć wyścig.

Wizyta na służewieckim torze może odbić się na naszych finansach. Jeśli będziemy nieostrożni, wrócimy do domu z pustą kieszenią. Ale jeśli trafnie wskażemy zwycięzcę, mamy szansę na sporą wygraną.
– W tym roku największa wygrana to ponad 51 tys. zł, co prawda do podziału na dwa, ale to i tak pokaźna suma. Dwaj panowie w kwietniu wytypowali kwintę, czyli zwycięzców pięciu kolejnych gonitw. W poprzednim sezonie też zdarzały się wysokie wygrane rzędu kilkudziesięciu tys. zł – przyznaje Puczen.
Całkowita pula wygranych w tym sezonie to ponad 8 mln zł. Przed postawieniem pieniędzy w kasie, warto obejrzeć konie na padoku - wprawniejsze oko oceni sylwetkę i oszacuje szanse. O ile wyglądem zwierzęcia można się sugerować, o tyle już nazwy koni nie powinny być podpowiedzią. "Party Animal", "Bajobongo", "Szeroka droga", "Easy go", "Złoty medal" - hodowcom nie brakuje fantazji przy nadawaniu imion, ale obietnica w nazwie konia, często pozostaje pobożnym życzeniem konia, dżokeja i uczestnika wyścigów, który postawił bilet.
Nie dziwi mnie powracająca moda na wyścigi konne. To wdzięczna zabawa, trochę elegancji i odrobina hazardu. Przez cały sezon, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, konie pobiegną aż 468 razy, organizatorzy zaplanowali 54 dni wyścigowe. Do startu na warszawskich torze przystąpi 1257 koni. To sporo okazji to tego, żeby się przekonać, że wyścigi konne nie są zarezerwowane dla tych z grubym portfelem, opanować zasady i pochodzić w "złotych butach", jak starzy wyjadacze nazywają farciarzy z wygraną w kieszeni.