Kilka miesięcy temu znana celebrytka przefarbowała włosy z czarnych na platynowe. Dziewczyny na całym świecie pokochały blond, a fryzjerzy byli zadziwienia efektem Kardashinaki. I zastanawiali się nad fenomenem: jej włosy pomimo tak dużej różnicy w kolorze pozostały lśniące, grube, niezniszczone. Dziś produkt, którego użyli koloryści Kim Kardashian, to największy hit sprzedażowy. Magia? Nie, chemia.
Hit czy kit?
Z moimi włosami zwykle jest tak, że wyglądają pięknie do momentu wyjścia od fryzjera. Błyszczące, pełne objętości, wyciągnięte na szczotce, więc z pozoru – gładkie, już po jednym umyciu w domu, zamieniają się w siano. A po kilku myciach – nawet najlepszymi szamponami i odżywianiu najlepszymi maskami – przypominają słomiany chochoł. Suche i porowate, higroskopijne, więc podatne na zmiany wilgotności w powietrzu. Każdy sterczy w inną stronę i pomimo wszelkich zabiegów, zawsze moja fryzura wygląda, jakbym właśnie wstała z łóżka. W pewnym momencie zaakceptowałam ten fakt i pokochałam swoje siano. A ponieważ koloryzacja jeszcze bardziej przesusza włosy, po farbę sięgam rzadko – raz na kilka miesięcy.
Dlatego bardzo sceptycznie podeszłam do wielkiego szału na koloryzację à la Kardashianka. Choć wszyscy najlepsi fryzjerzy, z którymi rozmawiałam i konsultowałam artykuły przekonywali mnie, że to zjawiskowy produkt i daje naprawdę widoczne efekty. W magię wierzę, ale kosmetyki do włosów nawet te profesjonalne nie są magiczne, tylko chemiczne. Przeczytałam więc co nieco o Olaplex i technice farbowania włosów z nim w rolach głównych.
Olaplex to polimer, który odbudowuje wiązania (mostki) dwusiarczkowe włosów, które zwykle zostają uszkodzone podczas zabiegów koloryzacji czy rozjaśniania. Ot i cała filozofia! Genialny pomysł, kobiety, które rozjaśniają włosy lub często je farbują na taki wynalazek długo czekały. Jego działanie polega na tym, że włosy są na całej długości regenerowane trzy-stopniową pielęgnacją. Chemicy, którzy nad Olaplexem pracowali zauważyli, że o kondycję włosa należy zadbać podczas samego zabiegu koloryzacji lub rozjaśniania, a także po nim.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Kim Kardashian West (@kimkardashian)
Nie tylko Stany…
W Stanach Zjednoczonych Olaplex przynosi 13 procent dochodów całej sprzedaży na rynku fryzjerskim. A od jego premiery upłynęło dopiero 9 miesięcy! Jest niekwestionowanym liderem w tej kategorii, a ponieważ zapoczątkował modę na koloryzację i rozjaśnianie włosów bez uszczerbku na ich strukturze, już doczekał się wielu naśladowców o podobnie brzmiących nazwach (blondex, bondex, etc. – nie dajcie się nabrać, w przeciwieństwie do oryginału tamte produkty zawierają siarczany, ftaleny, silikony aldehydy, DEA czy gulten). Olaplex został opatentowany i sprawdzony przez najlepszych kolorystów świata. I na najsłynniejszych głowach.
Gdyby to był czysty marketing, polskie salony prawdopodobnie nie zainteresowałyby się produktem, który jest z górnej półki i kosztuje niemało. Do samego zabiegu wzbogaconego o Olaplex polscy fryzjerzy doliczają 60 -130 złotych, w zależności od oferty salonu. Nie jest więc tanio, za to skutecznie, o czym miałam okazję się przekonać w jednym z 1300 salonów w Polsce, gdzie już można ten produkt wypróbować na własnej skórze.
Inna jakość koloryzacji
Olaplex wbrew temu co ogłaszają w internecie i pocztą pantoflową jego hejterzy, można dodawać do każdej farby i każdego rozjaśniacza, niezależnie od jego marki. Z tym, że nie jest to magiczny eliksir, więc jeśli niedoświadczony fryzjer doda go do wody utlenionej o największej, czyli 12 procentowej mocy licząc na to, że złagodzi jej działanie, może się nieźle rozczarować. To chemia, w dodatku bardzo wymagająca uwagi. Należy więc go dodawać w takiej gramaturze, jak radzi ulotka na opakowaniu i z pewnością nie do „dwunastki”, która sieje na włosach spustoszenie bez względu na cudowne działanie odżywcze Olaplexu. Dlatego profesjonalne produkty: Bond Multiplier i Bond Perfector Nr 2 sprzedaje się jedynie profesjonalnym salonom fryzjerskim, nie każdej z nas do domowych eksperymentów.
Przetestowałam ten produkt w połączeniu z koloryzacją Kevin Murphy, która nie zawiera amoniaku. Najpierw fryzjerka nałożyła na moje włosy ciemny kolor zbliżony do mojego naturalnego odrostu. I już na tym etapie dodała do farby Olaplex Bond Multiplier. Następnie, po upływie 30 minut, spłukała głowę (farba, która pachnie naturalnymi olejkami zamiast sztucznością – mistrzostwo świata) i namalowała na włosach jaśniejsze refleksy, dodając wcześniej do proszku rozjaśniającego Olaplex Bond Perfector Nr 2.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Kim Kardashian West (@kimkardashian)
Dotykałam włosów przed zabiegiem i podczas jego trwania i przyznaję, że już po spłukaniu farby i rozjaśniacza nie były „tępe” w dotyku, ale miłe i gładkie. Fryzjerka rozczesała je bez problemu, w przeciwieństwie do pierwszego momentu, kiedy czesała moje włosy na sucho, przed całym procesem koloryzacji (nie ma takiej szczotki czy grzebienia, które nie utknęłyby w gąszczu moich sianowatych włosów).
Pomimo że miałam na włosach rozjaśniacz, nie bolała mnie głowa, nie szczypała skóra, choć jestem alergiczką wrażliwą na chemię, wreszcie, zniknął z włosów kołtun – to już wiedziałam, kiedy jeszcze były mokre. Natomiast po wysuszeniu włosów efekt był spektakularny. Były jak jedwab i chyba pierwszy raz błyszczały się. Natomiast kuracja z Olaplexem nie kończy się w salonie, bo we mnie już obudził się sceptyk, że jak tylko sama wysuszę włosy, dopiero się okaże czy ten produkt naprawdę działa. U fryzjera w każdym razie było pięknie!
Kontynuacja kuracji
W domu, pomiędzy koloryzacjami stosuje się produkt Olaplex Hair Perfector Nr 3. Nie jest to odżywka, ale nazwijmy to tak, jak fryzjerka, która koloryzowała moje włosy: weekendowa kuracja. Ponieważ wymaga ona odrobinę czasu i cierpliwości. Nie nadaje się więc do codziennego stosowania (zresztą dostałam wyraźne instrukcje, że produktu należy używać RAZ w tygodniu) za pięć ósma w pędzie do pracy, pomiędzy kawą a makijażem.
Po umyciu głowy szamponem i spłukaniu go, na wilgotne włosy nakładam „Nr 3” (można już kupić go w Polsce na tej stronie lub znaleźć salon fryzjerski, gdzie jest dostępny na facebooku), a następnie zakładam na głowę czepek kąpielowy lub owijam ją folią i zostaję w takim pakunku przez 30 minut. Oczywiście nie należę do oszczędzających się, więc w międzyczasie prasuję ubrania i wstawiam kolejne pranie. Po upływie pół godziny ściągam czepek, spłukuję produkt, myję włosy jeszcze raz szamponem, a następnie nakładam zwykłą odżywkę (maska jest w tym momencie zbędna). I kolejne zaskoczenie. Po spłukaniu odżywki i odsączeniu wody z włosów bez trudu je rozczesuję! Chochoł znika, mimo że suszę włosy bez wyciągania ich na szczotce – to już zabieg ponad moją cierpliwość.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Kim Kardashian West (@kimkardashian)
Obietnice fryzjerów mają więc pokrycie w rzeczywistości. A ja mam piękne włosy. Teraz, do momentu kolejnej koloryzacji będę co tydzień robić taki domowy zabieg. Cały czas dotykam swoich włosów i nie mogę się nadziwić jak miłe są w dotyku. Puch gdzieś zniknął. I niech tam zostanie. Przyznaję się więc do błędu. Kiedy pisałam o rozjaśnionych włosach Kim, mówiłam, że to niemożliwe, żeby przy rozjaśnianiu do platyny z czerni ich nie zniszczyć. Dziś już wiem, że wszystko jest możliwe, tylko trzeba wiedzieć jakich środków do takiego zabiegu używać. Blondynki (ale także często koloryzujące włosy brunetki!) mają szansę mieć zdrowe, miłe w dotyku włosy, a koloryzacja nie musi być męczarnią i kończyć się bólem głowy. Dziś Kim z powrotem jest brunetką, ale kto wie, może za jakiś czas znowu wszystkich zaskoczy nowym kolorem?