Życiorys komendanta żydowskiej policji w getcie warszawskim Józefa Szeryńskiego budzi niemałe kontrowersje. Jego rodacy, zamknięci za wysokimi ceglanymi murami, jednego nie mogli mu wybaczyć: jak ten chrześcijański neofita, pracujący dla Niemców, mógł nazywać ich "bydłem"?
"Sk.....syn" - tak szefa Żydowskiej Służby Porządkowej, to była oficjalna nazwa policji w getcie, nazwał swego czasu Stanisław Likiernik, były żołnierz Armii Krajowej, m.in. uczestnik Powstania Warszawskiego. Człowiek, którego dosadnie skrytykował, musiał mieć coś na sumieniu. I miał. Choć w postaci Szeryńskiego (właściwie Szenkmana) jak w soczewce odbija się tragizm nieludzkich czasów.
Żyd mówi o "bydle"
Odzyskanie przez Polskę niepodległości zmieniło jego życie. Z urodzenia Żyd, po konwersji (ochrzczeniu) i przyjęciu polskiego nazwiska, zaczął gardzić innymi Żydami. Próbował udzielać się politycznie, zgłosił akces do Obozu Zjednoczenia Narodowego. Był komisarzem Policji Państwowej w Lublinie, miał stopień podpułkownika.
Gdy wojna stała się faktem, Szeryński wyjechał do Warszawy, gdzie od października 1940 roku pełnił funkcję nadkomisarza – szefa żydowskiej policji, utworzonej z polecenia Gestapo. Miesiąc później Niemcy ostatecznie zamknęli największe getto żydowskie na ziemiach polskich. Funkcjonariusze mieli strzec porządku i bezpieczeństwa. Szeryńskiemu w sporej mierze się to udawało.
Policja w getcie
Prezes Judenratu Adam Czerniaków mógł na nim polegać, sam wcześniej przeforsował jego kandydaturę. Większość mieszkających w zamkniętej dzielnicy Żydów nie miała jednak złudzeń, że szef gettowej policji był kolaborantem. Cała formacja nie cieszyła się dobrą sławą. Policjantom przypadła wyjątkowo niewdzięczna rola – codziennie, od 22 lipca do 21 września 1942 roku, musieli dostarczać kilkutysięczne transporty mieszkańców getta na rampę kolejową. Kto miał gotówkę, mógł jeszcze liczyć na przekupstwo... Inni, zdecydowana większość, kilka godzin później umierali w komorach gazowych Treblinki.
Szeryński, przynajmniej początkowo, nie miał źle. Podobnie wielu jego towarzyszy, którzy wstąpili do policji – za służbę Niemcy nie wypłacali żadnej pensji – po to, aby ratować siebie i bliskich. Ich szef nie nosił opaski z Gwiazdą Dawida, zimą mógł sobie pozwolić na niebywały luksus, jakim było noszenie futra. Mieszkańcy getta widzieli, jak stosuje przemoc fizyczną. Ponoć nie znosił sprzeciwu, chyba że Niemców. Jeden ze świadków, Henryk Makower, zapamiętał Szeryńskiego "znudzonego, siedzącego na rikszy, uderzającego pejczem po butach prowadzonych na pewną śmierć".
Zamach na szefa
Ruch oporu w getcie pamiętał o "swoim" szefie policji. Na reakcję nie trzeba było długo czekać – Żydowska Organizacja Bojowa (ŻOB) uznała go za zdrajcę i ogłosiła wyrok śmierci. 20 sierpnia do drzwi mieszkania Szeryńskiego przy ul. Nowolipki zapukał jego dawny podwładny Izrael Kanał. Miał na sobie mundur policyjny, zachował go, choć ze służby zrezygnował przed miesiącem - na wieść o likwidacji getta. Były szef nie spodziewał się próby zamachu. Padł strzał – Szeryński miał szczęście, kula tylko go raniła.
Dzień wcześniej w otwockim getcie Niemcy zabili 70-letnią matkę Juliana Tuwima – tego samego, który niegdyś radził się Szeryńskiego – jako doświadczonego policjanta znającego slang półświatka – pisząc swój "Polski słownik pijacki". Nie minęło pół roku, a Szeryński, załamany tragicznym obrotem sytuacji w getcie, sam odebrał sobie życie.
Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl
Dział Historia od teraz także na Facebooku! Polub nas!
Mimo opinii człowieka skorumpowanego, agresywnego i podłego ocena Szeryńskiego nie jest całkowicie jednoznaczna. Odmówił rozstrzelania więźniów Gęsiówki i raczej nie nadużywał swojej funkcji do osiągania korzyści majątkowych. Zmusił kupców w getcie do otwarcia sklepów, czym przyczynił się do spadku cen. Jednocześnie skrupulatnie koordynował akcję dostarczania codziennych kontyngentów mieszkańców getta na Umschlagplatz.
E. Marat, M. Wójcik, „Made in Poland”, Warszawa 2014.