– Widzieliśmy w nim (Andrzeju Pileckim - red.) walory jego ojca, jego mamy. Zobaczyliśmy tego rodzinnego, wielkiego Witolda Pileckiego. I to jest właśnie ten główny przekaz: bohaterowie nie spadają z nieba, oni przychodzą na świat w rodzinie, ich późniejsza postawa wynika z tego, jakie przekazano im wartości – mówią naTemat Mirosław Krzyszkowski i Bogdan Wasztyl, współautorzy książki "Pilecki. Śladami mojego taty", będącej zapisem rozmowy z synem bohaterskiego rotmistrza, Andrzejem Pileckim.
Jakie to uczucie, gdy przychodzi rozmawiać z synem jednego z największych polskich bohaterów w historii? Czy płynęła z tego jakaś nauka?
Mirosław Krzyszkowski: Czuliśmy się zaszczyceni. To wielka radość mieć kontakt z człowiekiem o takim wymiarze, jakim jest Andrzej. On bardzo skraca dystans. Czują to nawet dzieci, z którymi ma kontakt w szkołach noszących imię Witolda Pileckiego. One po prostu do niego lgną. Widzą w nim bohaterskiego Witolda, ale i pogodnego, skromnego syna, który jest niczym ich dziadek wspominający z pogodą ducha przeszłość.
My czuliśmy się trochę, jak te dzieci. Serdeczność Andrzeja jest bardzo ujmująca. Jego stosunek do życia i innych ludzi jest pogodny i otwarty. Widzieliśmy w nim walory jego ojca, jego mamy. Zobaczyliśmy tego rodzinnego, wielkiego Witolda Pileckiego. I to jest właśnie ten główny przekaz: bohaterowie nie spadają z nieba, oni przychodzą na świat w rodzinie, ich późniejsza postawa wynika z tego, jakie przekazano im wartości, jakimi ludźmi byli również ich protoplaści, jaka była ich mała i duża Ojczyzna.
Bogdan Wasztyl: Kiedy już lepiej poznaliśmy Andrzeja, konstatowaliśmy ze zdumieniem, jak wiele cech Witolda pozostało w Andrzeju, jak przejął od ojca cały system wartości, któremu stara się być wierny. Andrzej ma podobnie jak jego ojciec niewielkie oczekiwania w stosunku do innych, ale wielkie wobec siebie. Służba społeczna, dobro publiczne są stale obecne w jego życiu, ale także w życiu jego córek, wnuków.
Można by powiedzieć, że Andrzej nie pasuje do dzisiejszych czasów, tak jak nie pasowałby jego ojciec. My to jednak widzimy inaczej – to właśnie takich postaw, takich wartości brakuje w Polsce. Dlatego zdecydowaliśmy się wspólnie z Andrzejem napisać książkę „Pilecki. Śladami mojego taty”.
Jaki wizerunek Rotmistrza wyłania się z opowiadań jego syna? To spiżowy bohater czy raczej skromny patriota, który miał wady i słabości?
M. K.: Zdecydowanie skromny patriota, kochający ojciec, człowiek wrażliwy na innych, na przyrodę. Bezgranicznie oddany swojej Ojczyźnie, sąsiadom, kolegom, przyjaciołom. Jego niezłomność i bohaterstwo wynikało właśnie z tego oddania, poczucia, że jest się powołanym do rzeczy dobrych i szlachetnych. Witold Pilecki nie szukał przygód, on starał się dobrze żyć.
B. W.: To był dobry człowiek, kochający spokojne, rodzinne życie. Przyszło mu jednak żyć w straszliwie burzliwych i trudnych czasach, więc nieustannie musiał dokonywać dramatycznych wyborów pomiędzy największymi wartościami: ojczyzną a rodziną.
Jakie dzieciństwo miał Andrzej Pilecki? Co szczególnie utkwiło mu w pamięci?
M. K.: Jest wiele takich wspomnień w pamięci Andrzeja. Te obrazy opisaliśmy w książce i wprowadziliśmy do narracji filmu. Jednak najważniejsza jest chyba refleksja, że ojciec poświęcał jemu, jego siostrze, wiele swoje czasu, przekazywał im najważniejsze wartości. To nie było zagłaskiwanie.
Witold Pilecki był bowiem konsekwentny w wychowaniu, szczególnie Andrzej pamięta, że surowo karał kłamstwo. Ale także jest w ich wspomnieniach wspólna zabawa, okazywane przez ojca zaufanie i serdeczna, choć wymagająca miłość. Można powiedzieć, że ich relacja z tatą w dzieciństwie była bardzo intensywna. Andrzej widzi to dzisiaj jak przeczucie ojca, że czasu dla swych dzieci nie będzie miał dużo.
Jak przebiegały kontakty z ojcem w czasie wojny i tuż po niej (w czasie pobytu w więzieniu)?
M. K.: Andrzej wspomina, że kontaktów w czasie okupacji i zaraz po wojnie nie było wiele, ale jak już były to bardzo intensywne. Ojciec był wtedy dla nich cały, na wyłączność. Nawet wspólnie się z nimi bawił, grał. Pamiętają ze smutkiem okupacyjną Wigilię, choinkę udekorowaną biało-czerwonymi wstążkami, szczególnie to, że to spotkanie trwało za krótko, jak na ich potrzeby.
Ojciec także pisał do nich długie listy, w których bardzo się interesował tym, co robią, wychowywał ich i napominał. Kiedy Witold znalazł się w komunistycznym więzieniu, bezpośrednie kontakty nie były już możliwe. Wszystko, co wtedy do nich docierało, to były słowa przekazywane przez mamę czy ciocię, które miały możliwość widzieć ojca czy zamienić z nim parę słów.
Jakie były losy rodziny Pileckiego po wojnie? W jakim stopniu inwigilowała, oszukiwała ją władza?
M. K.: Ówczesna władza skupiła się na utrudnianiu im życia. Matka nie mogła znaleźć pracy, a dzieci nie mogły się kształcić w obranym kierunku. Andrzejowi na przykład zamknięto drogę do zostania lotnikiem. Dopiero teraz, przy okazji zdjęć do filmu mógł poprowadzić osobiście mały samolot. Było im bardzo ciężko, ale przeszli przez to dzielnie. To, co najbardziej bolało, to że długo nie wiedzieli co się stało z ich ojcem.
B. W.: Maria Pilecka dostała w końcu pracę u Kazimierza Lisieckiego „Dziadka” w Towarzystwie Przyjaciół Dzieci Ulicy. U Lisieckiego, znanego pedagoga i społecznika, Pileccy znaleźli swoją w miarę spokojną przystań pośród trudnej młodzieży i sierot. Niezwykłe jest to, że przyjaźnie tam zawarte przetrwały do dziś. To właśnie tam Andrzej znalazł żonę, a Zofia – męża. Warto wspomnieć, że Andrzej (inżynier elektronik) pracował przy pierwszych polskich maszynach cyfrowych.
Kiedy i w jakich okolicznościach rodzina dowiedziała się o śmierci ojca, czy poszukiwała miejsca pochówku?
M. K.: Tak naprawdę, konkretnie z datami i godziną dowiedzieli się w latach 90-tych dwudziestego wieku, kiedy mogli zobaczyć kopię wykonania wyroku. To był dla trudne przeżycie. Andrzej przez parę dni przygotowywał do tej informacji żyjącą jeszcze wtedy przecież mamę. Potem chcieli się dowiedzieć, gdzie został pochowany. To ważne dla dzieci.
Jednak okrucieństwo jego zabójców sięgnęło tak daleko, że do tej pory nie dane im było odnaleźć szczątków ojca. Mimo wielu badań i nadziei, nadal nie wiedzą, co zrobiono z ciałem Witolda Pileckiego. Andrzej dlatego z taką pasją i starannością kultywuje pamięć ojca w miejscach, w których bywał, gdzie jak to wspomina „spadły krople potu mojego ojca”.
Co Andrzej Pilecki sądzi o ekshumacjach na Łączce? Wierzy, że kiedyś zapali świeczkę na grobie ojca?
M. K.: Ponieważ jego nadzieje tyle już razy się nie spełniły, Andrzej z coraz większą ostrożnością podchodzi do tych badań. Pali swoje „świeczki” w miejscach symbolicznych i przeżywa to równie głęboko, jakby je zapalał na prawdziwym grobie ojca. Czeka cierpliwie, ale ma też smutną świadomość, że może się nie doczekać.
Jakie ma oczekiwania w stosunku do państwa polskiego, jeśli chodzi o Wyklętych i osobę Rotmistrza?
B. W.: Witold Pilecki nie należał do żadnej partii politycznej, denerwowały go partyjne spory. W swej działalności zawsze starał się ludzi łączyć wokół wspólnych celów, a nie dzielić. I to mu się udawało. W konspiracji obozowej, którą zorganizował w KL Auschwitz zgodnie ze sobą współpracowali narodowcy i socjaliści. Andrzej również stroni od polityki, ale ma ogromny szacunek dla społecznej aktywności.
Gdy czasem narzekaliśmy, że instytucje III RP nie chcą wspomóc finansowo produkcji filmu o Witoldzie Pileckim, on pierwszy zwrócił uwagę na fakt, że udało nam się dzięki temu zbudować nową wartość, o wiele cenniejszą niż wsparcie państwa – społeczność zaangażowanych obywateli. Śledził postępy zbiórki publicznej i prac nad filmem, cieszyła go każda, najmniejsza nawet wpłata, każdy kolejny dzień zdjęciowy. On uświadomił nam, że film „Pilecki” powstaje w duchu jego ojca. Dlatego postanowiliśmy zachować obywatelski charakter tej produkcji, na którą złożyło się ponad 2 tysiące darczyńców a kolejnych kilkaset osób przy niej pracowało.
M. K.: Andrzej jest człowiekiem skromnym. Nigdy nie przyjmował postawy roszczeniowej. Najbardziej oczekuje mówienia prawdy, przywrócenia pełnej godności swojemu tacie. Ordery i odznaczenia nie są dla niego ważne, bo na przykład najlepiej czuje się wśród dzieci i młodzieży w szkołach im. Witolda Pileckiego niż na oficjalnych ceremoniach czy akademiach. Swoje życie traktuje jako służbę pamięci ojca, a może przede wszystkim służbę wartościom, które mu ojciec przekazał. To traktuje bardzo poważnie, kosztem swojego zdrowia i wolnego czasu. Nie oszczędza się.
Myślę że to, czego być może najbardziej obecnie będzie oczekiwał, to większe zaangażowanie się państwa polskiego w poszukiwanie szczątków jego taty. Według mnie, bo trochę tu muszę interpretować duszę Andrzeja, byłby szczęśliwy, gdyby w naszym kraju na pierwszy plan wyszły wartości, które były drogie jego ojcu: poczucie wspólnoty, wrażliwość na drugiego człowieka i przyrodę, prawdziwy otwarty na innych patriotyzm, mądrość służąca dobru całego społeczeństwa.