"Problem z dużymi podwyżkami cen leków dla osób po przeszczepach pojawia się nie pierwszy raz. U tych chorych nie można swobodnie, bez badań kontrolnych, stosować zamienników. Dodatkowo drastyczne podwyżki cen leków oryginalnych będą pojawiać się co jakiś czas, jeśli Ministerstwo Zdrowia nie doprowadzi do zmiany prawa" – pisze w liście do naTemat ojciec dorosłego już mężczyzny po przeszczepieniu narządu.
Poniżej publikujemy list czytelnika. To reakcja na doniesienia mówiące o tym, że od 1 stycznia resort zdrowia przestanie refundować lek immunosupresyjny, który dotychczas przyjmowali pacjenci po przeszczepach.
Na ogół lek oryginalny można bez przeszkód zastąpić lekiem generycznym i problemu nie ma (poza wytłumaczeniem pacjentowi, że zamiennik ma identyczny skład co oryginał i że działa tak samo skutecznie). Jednak w wypadku chorych po przeszczepie dawkowanie leków immunosupresyjnych dobiera się indywidualnie: ustala się dawkę - bada się poziom leku we krwi - modyfikuje się dawkę - bada poziom leku itd., aż ustali się właściwy poziom leku.
Potrzebne są pieniądze na badania
Zachodzi obawa, że lek generyczny (kopia leku oryginalnego, zawierająca tą samą substancję czynną - przyp. red.) u niektórych chorych nie będzie identycznie przyswajany jak oryginalny. Dla bezpieczeństwa należałoby po zmianie leku na generyczny każdemu choremu sprawdzić jego poziom we krwi.
Oznacza to, że potrzebne są dodatkowe środki finansowe na dodatkowe badania poziomu leku we krwi oraz dodatkowy czas. Ten problem wystąpił w 2012 r. przy wprowadzaniu ustawy refundacyjnej, a dotyczył innego leku immunosupresyjnego, stosowanego przez chorych po przeszczepie - cyklosporyny. Tego problemu nadal nie rozwiązano, choć znany jest od 4 lat.
To nie jest do końca prawda, że tylko PiS jest odpowiedzialny za stres pacjentów i podwyżki leków immunosupresyjnych. Zastosowano zasadę, którą wprowadziła ustawa refundacyjna już w 2012 r. Nic nowego. Ustawa dobra, lecz w szczegółach nadal niedopracowana. Identyczną sytuację - ale dotyczącą cyklosporyny, a nie tacrolimusu - przetrenował minister Bartosz Arłukowicz, wprowadzając ustawę refundacyjną w 2012 r. I co? I nico. Żadnych poprawek.
Całe zamieszanie i podwyżki cen leków dla chorych po przeszczepach wynikają z tego, że w dwóch grupach limitowych (grupa leków to zbiór leków refundowanych z tą samą substancją czynną): tacrolimus (lek zapobiegający odrzuceniu przeszczepionego narządu - przyp. red.) oraz valganciclovir (lek przeciwwirusowy, który chorzy muszą przyjmować po przeszczepieniu narządu - przyp. red.) pojawiły się - po raz pierwszy - zamienniki.
Ustawowa arytmetyka
Zgodnie z zasadą zawartą w ustawie refundacyjnej pierwszy zamiennik nie może kosztować więcej niż 75% ceny oryginału. Cena tego zamiennika staje się automatycznie limitem finansowania. Automatycznie więc co najwyżej 75% ceny oryginału może być refundowane, gdy dochodzi zamiennik. Od momentu pojawienia się pierwszego zamiennika pacjent musi dopłacić do leku oryginalnego 25% ceny urzędowej, choć płacił dotąd ryczałt 3,20 zł.
Kolejny ruch należy teraz do producenta oryginału. Jeśli obawia się, że chorzy przejdą na tańszy zamiennik, musi obniżyć cenę oryginału o te 25%. Tak ustawa refundacyjna wymusza na koncernach farmaceutycznych obniżki cen. Ten mechanizm działa od 2012 r. Nic się nie zmieniło!
W efekcie leki oryginalne podrożały, a nowy zamiennik kosztuje tyle, ile dotąd kosztowały leki oryginalne, czyli 3,20 zł.
W przypadku drugiego leku - Valcyte (valganciclovir ) - sprawa wygląda spektakularnie: pojawienie się taniego zamiennika Ceglar, spowodowało obniżenie limitu finansowania z 5941,60 zł do 4 334,16, co powoduje, że tabletki Valcyte rzeczywiście podrożały do 1 420,70 (25% limitu), ale zamiennik Ceglar kosztuje tylko 3,20 zł.
Minister pomoże?
Mechanizm ustawy refundacyjnej nie usprawiedliwia resortu. Rozumiem jednak, że wprowadzenie zmian wymaga czasu. Wolę, aby resort powolnie wprowadzał normalne zmiany, prowadząc normalną debatę publiczną, a nie pośpieszne „dobre zmiany”. Mimo, że uważam PiS za partię bolszewicką to nowego wiceministra zdrowia dr Krzysztofa Łandę, zajmującego się polityką lekową oceniam jako wysokiej klasy specjalistę. a nie polityka i liczę że rozwiąże problem.
Póki co mój syn zapłaci za tacrolimus o 98 zł miesięcznie więcej albo Advagraf (lek zawierający tacrolimus) zastąpi nowym tanim zamiennikiem Envarsus i nadal będzie płacił 9,60 zł.
Oczywiście to dotyczy leczenia osób dorosłych po przeszczepach (mój syn jest już pełnoletni). Ten problem może zupełnie inaczej wyglądać jeśli chodzi o dzieci po transplantacjach narządów. Niektóre leki mogą np. być niedopuszczone do stosowania u dzieci.