Jak cię widzą tak cię piszą – stare dobre przysłowie doskonale zna premier Beata Szydło, która jest w Sejmie znana z dbałości o strój i ... umiłowania do broszek. Podobno w swojej bogatej kolekcji ma broszki na każdą okazję, którymi chwali się podczas dyplomatycznych spotkań. Czy to tylko osobisty gust czy może już element politycznej gry?
Rzadko kiedy decyduje się na inny rodzaj biżuterii, przez co broszka stała się jej znakiem rozpoznawczym. Wydawać by się mogło, że ów ozdoba jest modowym reliktem, który na dobre zniknął z ubrań współczesnych kobiet. Ale nic bardziej mylnego, bo najwyraźniej broszka ma zamiar znowu podbić serca elegantek.
Według doniesień prasowych, premier lubuje się w drogocennych cackach ze szlachetnych kamieni, których ceny dochodzą kilkuset złotych. Złote broszki, które są jednym z częstszych wyborów kreacji Beaty Szydło kosztują nawet 900 zł za sztukę, a srebrna, na przykład z rubinami, to koszt około 500 zł.
Element kampanii
Premier przyznała, że kiedyś nie była fanką broszek i wszystko się zaczęło jeszcze w kampanii wyborczej, kiedy doradcy do wizerunku, szukali elementów, które ocieplą jej oblicze, jak i staną się znakiem rozpoznawczym.
– To był trafiony pomysł – kojarzę się z broszkami. Widzę też, że wiele koleżanek broszki nosi i dobrze, bo to piękny dodatek – mówi w wywiadzie dla Faktu Beata Szydło i z dumą prezentuje co lepsze egzemplarze ze swojej bogatej kolekcji. Podejrzewa się, że ma ich ponad 50. Jednak ta liczba jest zapewne już nieaktualna, bo odkąd ta ozdoba stała się stałym elementem stroju pani premier, można się spodziewać, że właśnie takie podarunki będzie najczęściej otrzymywać.
Klasyczną elegancję, jak ocenia partyjna koleżanka z Prawa i Sprawiedliwości, doceniają również styliści, dla których taki zabieg, chociaż podyktowany kreowaniem wizerunku, dobrze wpasowuje się do charakteru Beaty Szydło.
– Premier bardzo dobrze wychodzi na tej sympatii. Broszka ociepla jej wizerunek, a zarazem tradycyjna biżuteria trafnie wpisuje się w konserwatywny styl jej partii. Można sądzić, że w przypadku stroju pani premier, dodatkowo broszka odgrywa „rolę krawata” i sygnalizuje jej nastawienie, cel czy skłonność do ustępstwa – mówi w naTemat stylistka Karina Kosson. I rzeczywiście premier gra broszkami świadomie.
Na wyjazdy zagraniczne broszki są wykonywane w kolorystyce flagi państwa do którego udaje się delegacja. W kolekcji ma też broszkę na barbórkę – w postaci węgla, słynne trzy świąteczne koty, broszkę "damy radę" wykonaną przez dzieci i wiele innych, które mają pomóc osiągnąć dany cel polityczny.
Broszki tylko dla silnych kobiet
Chociaż ozdobnej biżuterii pozazdrościła Beacie Szydło nawet ikona stylu – Jolanta Kwaśniewska, która wzorem szefowej rządu pojawiła się również w kreacji przyozdobionej w ten sposób, pani premier nie jest prekursorką mody, tego typu biżuterii, wśród ludzi związanych z polityką.
Ozdobne zapinki nosiła też z dumą i konsekwencją żelazna dama – Margaret Thatcher. Pomimo licznych nacisków specjalistów od wizerunku, którzy chcieli nadać premier Wielkiej Brytanii więcej nowoczesnego szyku, stanowczo odmówiła mówiąc: "Być może ulegnę w sprawie kapeluszy. Jednakże w sprawie pereł... nie będziemy nawet dyskutować".
Drogę do trendu broszek w polityce utorowała też Madeleine Albright, była sekretarz stanu USA, która w udzielonym Newsweekowi wywiadzie, zdradziła sekret swoich zapinek, które zakładała nie tylko adekwatnie do charakteru spotkania, ale też manifestując swoje zdanie lub prowokując...
Co nie zawsze było dobrze widziane i zrozumiane. Była sekretarz stanu opowiedziała, jak jej broszka nie spodobała się Władimirowi Putinowi. W 2000 r. w Moskwie założyła biżuterię przedstawiającą trzy mądre małpki (symbolizujące powiedzenie: nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego, i zarazem obojętność wobec zła). Putin miał wpaść w furię.
Zdaniem partyjnej koleżanki, Małgorzaty Gosiewskiej, premier nikogo nie naśladuje, bo ma swój własny styl. – Myślę, że pani premier ma własny styl. Nie sądzę, żeby się na kimś wzorowała, bo ma własny styl i jest po prostu sobą – jest Beatą Szydło – mówi polityk PiS.
I chociaż broszki ostatnio zniknęły z kobiecych popiersi, teraz mają szansę na drugie życie. Według Kosson broszka trochę niesprawiedliwie kojarzy się z ubiorem naszych babć. – Ta nieco zapomniana ozdoba zadziwiająco dobrze wpasowuje się we współczesną modę – nie jest ani „perłą z lamusa”, ani stylową ekstrawagancją – mówi w rozmowie z naTemat i dodaje, że ów dodatek nadaje się zarówno do formalnych strojów i okazji (jak choćby rządowa podróż zagraniczna), a tym mniej klasycznym stylizacjom nadaje sznyt elegancji.
– Uważam, że Beata Szydło jest kobietą z klasą. Manifestuje ją swoim sposobem bycia, postawą, ale także strojem. Oczywiście – elementem jej stroju są słynne broszki. Bardzo ładne, gustowne, może wiele Polek pod wpływem takie spojrzenia zainteresuje się taką formą ozdoby. Formą która może w ostatnich latach była pomijana, a teraz jest wyrazem pewnej klasy– dodaje Gosiewska.
– Godna podziwu jest konsekwencja, z jaką premier Beata Szydło dobiera klasyczne broszki –wszystkie tworzą spójny, klasyczny w formie zbiór pasujący do jej publicznego wizerunku. Wizerunku, który dla pewnej grupy kobiet stanowi punkt odniesienia, czy też wzór. Może dzięki nim nastąpi wkrótce renesans tej tradycyjnej, bardzo kobiecej ozdoby? – pyta z nadzieją stylistka.
W trakcie sejmowych przemówień kilka razy zdarzyło Beacie Szydło założyć zieloną broszkę, która ma symbolizować "nadzieję na lepszą zmianę". Jednak przekonywanie opozycji i polityków w Brukseli, którzy zajmą się badaniem praworządności w Polsce, wydaje się sprawą raczej beznadziejną. Ale...to już inna broszka.
Gdy wyjaśniłam, że założyłam je z powodu rosyjskiej polityki wobec Czeczenii, wpadł w furię. Nie przeprosiłam, ale zrozumiałam, że gdy ma się do czynienia z osobą o innym poczuciu humoru, można się posunąć zdecydowanie za daleko...