Biskup Ignacy Massalski, pierwszy przewodniczący KEN, "bohater" głośnej afery.
Biskup Ignacy Massalski, pierwszy przewodniczący KEN, "bohater" głośnej afery. Fot. Domena publiczna
Reklama.
Reforma edukacji w duchu oświeceniowym - to był główny cel KEN-u, powołanego do życia 14 października 1773 roku. Zasługi tego tworu są nam dobrze znane, wpajane choćby na lekcjach historii. Co roku, na pamiątkę jego powstania, świętujemy Dzień Nauczyciela. Uroczyste akademie wychwalają reformatorskie dzieło. I dobrze. O kwitnącej wtedy korupcji jednak ani słowa.
KEN, które dziś moglibyśmy nazwać pierwszym ministerstwem edukacji (w całej ówczesnej Europie!), na dobre zajęło się organizacją szkolnictwa. Wcześniej publiczna oświata kojarzyła się z działalnością zakonów. Prym wiedli jezuici i i pijarzy. Ukończenie takich szkół, jak chociażby warszawskie Collegium Nobilium, stanowiło przepustkę do kariery. Pijarska uczelnia przetrwała, ale Towarzystwo Jezusowe - już nie. W 1773 roku papież Klemens XIV, ku uciesze piewców potęgi rozumu, zarządził kasatę zakonu. Chętni do "opieki" nad olbrzymim majątkiem zaraz ustawili się w kolejce...
W Polsce fundusze z zakonnej kasy miał przejąć właśnie KEN. Szczytny cel! Pieniędzy na edukację nigdy za mało. Majątek jezuitów, szacowany na bagatela 32 miliony złotych (nieruchomości, ruchomości, kosztowności kościelne itd.), miał zostać zinwentaryzowany, a następnie wyprzedany. Dochody miały zasilić specjalnie uruchomiony "fundusz edukacyjny". Ci, którzy otrzymali coś od zakonników w spadku, mieli z tego tytułu odprowadzać pewną sumę. Po kraju rozjechali się lustratorzy, których zadaniem była wycena pojezuickiego majątku. Wszystko pięknie, na pierwszy rzut oka - legalnie.
logo
August Sułkowski - jeden z głównych beneficjentów afery korupcyjnej, sowicie opłacany przez Rosjan. Fot. Domena publiczna
Ale pieniądze, jak to pieniądze, rodzą pokusę. A że człowiek istota grzeszna... Wizja bogactwa uderzyła do głowy też pierwszemu prezesowi KEN-u. Urzędujący na tym stanowisku biskup wileński Ignacy Massalski, człowiek światły, lubił zbytek. Ani myślał, że zostanie "bohaterem" największej afery finansowej epoki staropolskiej.
Jako członek Komisji Rozdawniczej (utworzono dwie - jedna koronną, drugą litewską), mającej dokonać sprawiedliwego rozdziału skasowanych dóbr, Massalski wzbogacił się o krocie. Część wpływów pochodziła z już sprzedanych bądź dzierżawionych nieruchomości i nie została odprowadzona do funduszu, część stanowiły same dobra, które duchowny pragnął ponoć tylko "przechować". Zarzucano mu defraudację co najmniej 300 tysięcy złotych, które przeznaczono na działalność KEN. O drugie tyle biskup miał wzbogacił się na sprzedaży kościelnych naczyń.
Hierarchę wspierali m.in. kolega po fachu, biskup poznański Andrzej Młodziejowski, późniejszy płatny agent rosyjski, a także marszałek sejmu rozbiorowego Adam Poniński, człowiek uchodzący za degenerata, miłośnik gry w karty i wystawnego trybu życia. Do grona czołowych malwersantów wypada zaliczyć też Augusta Sułkowskiego, także jurgieltnika, który z dnia na dzień... stał się milionerem.
logo
Marszałek Adam Poniński, jeden z zamieszanych w aferę finansową, członek Komisji Rozdawniczej. Fot. Domena publiczna
Takie oto niegospodarne towarzystwo rozgrabiało majątek Komisji, myśląc w pierwszej kolejności o własnej kiesie, a nie wykształceniu rodaków.
Józef Wybicki, wizytator KEN

Co tylko przybyłem do Wilna przychodziły do mnie skargi professorów, emerytów, że ich wyznaczone niedochodziły pensye, że fundusze edukacyine na prywatne poszły użycia.

Interwencja ks. Hugona Kołłątaja nie zapobiegła co prawda rozkradaniu pojezuickiego majątku, sprawiła jednak, że zaczęto ustalać wpływy organów, które nim rozporządzały. Nigdy nie doliczono się kwot, które miały trafić do KEN-u z przeznaczeniem na rozwój oświaty.
Już jednak wtedy wszelkie afery zamiatano pod dywan. Człowiek, który przywłaszczył sobie okrągłą sumkę, wysoki hierarcha Kościoła, został za swoje czyny... usunięty ze stanowiska. Dopiero w 1776 roku. Biskupowi Massalskiemu się upiekło - co wziął, to jego.
W 1794 roku "osądziła" go warszawska ulica. Afera sprzed dwóch dekad rozeszła się po kościach, ale już udział biskupa w Targowicy - ukarano szubienicą.

Napisz do autora: waldemar.kowalski@natemat.pl