Do Warszawy ciągnął sznur słoików w nadziei na pracę, lepsze zarobki, ciekawe wieczorne życie. Też do nich należałem. Teraz mieszkańców prowincji Warszawa już mniej kusi. A nawet są tacy, którzy ją opuszczają.
– Bardzo miło wspominam okres warszawski w swoim życiu – przyznaje Jakub Korzeniewski, architekt IT w toruńskim biurze „Atos Polska”.
Pochodzi z Pomorza, a jego żona z Kujaw. Razem układali sobie życie w Warszawie. W stolicy znaleźli dobrze płatną pracę i zaczęli rozglądać się za mieszkaniem.
– No, ale ceny były wysokie. Zaczęliśmy się zastanawiać, a może jednak inne miasto? Szukaliśmy miejsca tańszego w kosztach życia, atrakcyjnego i przede wszystkim musiała tam być praca – wylicza.
Wybór padł na Toruń. Małżonka Korzeniewskiego jest księgową i bez problemu znalazła pracę. On trafił na ofertę "Atosa". Przyznaje, że na początku zarobki odbiegały od warszawskich, ale szybko to się zmieniło. Jak spodobało się im Toruń?
– Na początku byliśmy rozczarowani. Chociażby do wyboru jest tylko jeden teatr. Wkrótce jednak miasto rozpoczęło inwestycje. Powstała filharmonia, galeria sztuki współczesnej, hala sportowa. I co ważne, wybudowano autostradę. Zaledwie 1,5 godziny od wyjścia z domu jesteśmy na plaży w Sopocie! – przekonuje.
Bliskość do domów rodzinnych spowodowała, że rodzice pomogli w „odchowaniu” pociechy.
– W Toruniu są niższe koszty życia. Dla przykładu mniejsze opłaty za przedszkola czy opiekunki rekompensowały niższe zarobki. Odwiedzało nas wielu znajomych z Warszawy na bieżąco wiedzieliśmy o realiach życia w stolicy – dodaje Jakub Korzeniewski.
Etaty poza Wawą
"Atos" działa w branży IT. Centrala mieści się w Warszawie i wcale nie jest największym biurem w firmie. Najwięcej pracowników mają w bydgoskim oddziale – 3 tysiące osób. Wiele z nich to cudzoziemcy i słoiki, które nie trafiły do Warszawy. Co więcej, takich pracowników będzie przybywać!
– Nawet 20 tysięcy kolejnych nowych etatów może powstać w branży BSS. Takie centra obecnie wyrastają w mniejszych miastach w Lublinie, Zielonej Górze, Radomiu czy Koszalinie – wylicza dyrektor Iwona Chojnowska–Haponik z Polskiej Agencji Informacji i Inwestycji Zagranicznych.
Branża BSS w skrócie mówiąc to obsługa informatyczna biznesu. Obecnie po górnictwie czy motoryzacji (czyli branże poza Warszawą) generuje największe zatrudnienie w Polsce. W polskich usługach biznesowych zatrudnionych jest już 200 tys. osób. Najwięcej centr działa w Krakowie! Dają prace ponad 45 tys. informatykom. To jest więcej niż w Warszawie – 36 tys., kolejny Wrocław ma 30 tys. pracowników BSS.
Zdaniem ekspertów w Krakowie nastąpiło maksymalne nasycenie rynku. Firmy będą szukać nowych lokalizacji. Część trafi do Warszawy, ale bardziej pod uwagę brane są inne znacznie mniejsze miasta.
– Chociażby Lublin. Łatwo tam o odpowiednich pracowników, gdyż funkcjonują dwa uniwersytety. Firmy często nawiązują współprace z uczelniami, aby przygotować studentów pod potrzeby rynku. W tych mniejszych uniwersytetach łatwiej przeforsować zmiany, niż w dużych uczelniach. Taka jest opinia firm, z którymi mamy do czynienia – tłumaczy.
Jej zdaniem o wyborze miasta przez inwestorów decyduje kilka czynników: dostępność wykształconej kadry, wolne powierzchnie biurowe i samo miasto czy jest atrakcyjne. Obecność centrów niemal wskazuje, które samorządy dobrze wykorzystały środki unijne na przebudowę, remonty swoich miast.
Prywatni inwestorzy także wykorzystują koniunkturę na BSS. Czasem opłaca się ryzyko!
– Kiedy Inwestor „SkyRes” w Rzeszowie zaczynał budowę z obawą pytał nas czy znajdzie chętnych na wynajem powierzchni. Teraz myśli o kolejnej inwestycji – dodaje dyrektor Chojnowska–Haponik.
We Wrześni, jak w Eldorado
W październiku we Wrześni w Wielkopolsce produkcję uruchomi nowa fabryka Volkswagena. To kolejna po Poznaniu i Swarzędzu fabryka tego motoryzacyjnego giganta. We wrzesińskim zakładzie pracę znajdzie ponad 3 tys. osób. Tymczasem 30-tysieczne miasteczko już przeżywa najazd nowych pracowników.
– Od momentu kiedy VW oficjalnie ogłosił w marcu 2014 r, że nowa fabryka powstanie właśnie we Wrześni można zauważyć napływ nowej ludności do naszego miasta oraz pobliskich miejscowości. Na samym początku byli to przede wszystkim pracownicy firm budowlanych, którzy zajmują się wznoszeniem nowego zakładu. Hotele i bazy noclegowe przeżywały wręcz oblężenie. Teraz widać wyraźny wzrost zainteresowania przyszłych pracowników nowego zakładu, którzy to właśnie we Wrześni bądź w okolicy chcą zamieszkać wraz ze swoimi rodzinami – informuje Izabela Koczorowska z wrzesińskiego ratusza.
We Wrześni zmiany widać gołym okiem. Symbol dawnych czasów – zakład „Tonsil” przez lata stał opuszczony. Teraz w jego miejscu powstaje osiedle. Budowane są kolejne bloki mieszkaniowe do użytku oddana została galeria handlowa.
– Bez wątpienia ruchy migracyjne spowodowane napływem nowych mieszkańców przyczyniły się do intensywnego rozwoju sektora budownictwa mieszkaniowego – ocenia Koczorowska.
Pożegnajcie się z Januszami
Za przyczyną takich inwestycji mniej osób z Wielkopolski będzie zainteresowanych szukaniem lepszego życia w stolicy. O zmianie na warszawskim rynku świadczy zniknięcie „pana złota rączka”. Nie zniknął zupełnie. Januszów zastąpił – Misza i Siergiej. Rosyjskojęzyczna obsługa w sklepach nie budzi w Warszawie zaskoczenia. Gdzie więc podziały się słoiki!
Polska prowincja zamiast przyjazdu do stolicy wybiera Monachium, Londyn czy Sztokholm.
– Z Polski już wyjechało 2 mln ludzi, kolejne 4 mln chce. Można szacować, że z tych deklarujących osób z pewnością milion wyjedzie. My im w tym pomożemy. Ostatnio przyszło do nas dwóch studentów, humanistów. Zastanawiali się czy obawiać się Brexitu, a może już uczyć się szwedzkiego. Oni doskonale wiedzą, że pracując na wózku widłowym w Rzeszowie dostaną 1600 złotych na rękę, a w Niemczech za tą samą prace co najmniej 6 tys. złotych – przekonuje Krzysztof Inglot z Work Service.
Na polskim rynku dramatycznie brakuje pracowników. Work Service ściąga ich za wschodniej granicy, ale nie do stolicy.
– Współpracujemy z firmami z Wielkopolski i Dolnego Śląska. Warszawa jest dopiero na trzecim miejscu jako docelowa dla pracowników. Przyjezdnym ze Wschodu oferujemy dobre warunki i płace. Szukamy ludzi głównie do branży produkcyjnej, np. spawaczy czy malarzy – wylicza.
Tymczasem wielu Ukraińców po uzyskaniu w Polsce pozwolenia na pracę natychmiast wyjeżdża do Niemiec.
– Bo strona polska zamiast uprościć procedury ściągania pracowników z Ukrainy, to je utrudnia. Ma to swoje negatywne przełożenie. Powoduje nadużycia na Ukrainie, cześć szukających prace pada ofiarą nieuczciwych pośredników – uważa Inglot.
Dodaje, że na Ukrainie jest wiele dobrze wykształconych techniczne pracowników. Ba... pod tym względem mają nawet jeden z najwyższych wskaźników na świecie.
– Posiadają wielu znakomitych informatyków. Dla nich Warszawa z pensją 12-15 tysięcy w porównaniu do kosztów życia wcale nie jest, aż tak atrakcyjna. Trafią do innych miast polskich – dodaje Krzysztof Inglot
Podsumowanie z pilotem w dłoni
Trochę subiektywna ocena końca ery warszawskich słoików! Moja mama siedzi na kanapie z pilotem w dłoni. Przeskakuje po kanałach. Obrazki migają szybciej niż teledysk w MTV. Na chwilę wzrok mamy zatrzymuje się na serialu „Słoiki”. To była jednak chwila.
– Eee... Wolę „Dziewczyny ze Lwowa”. Te "Słoiki" jakieś dalekie od życia. Kto teraz jeździ do pracy w Warszawie? – komentuje.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl