Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz zrezygnował z asysty wojskowej podczas obchodów 77. rocznicy utworzenia Polskiego Państwa Podziemnego. Decyzję podjął na prośbę kombatantów, którzy nie chcą by w trakcie tak istotnej dla nich uroczystości odczytany został Apel Pamięci poświęcony ofiarom katastrofy smoleńskiej.
Wniosek o rezygnację złożyli Jerzy Grzywacz, prezes pomorskiego okręgu Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej (ŚZŻAK) i Henryk Bajdudzewski, przewodniczący Wojewódzkiej Rady ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. – Prosiliśmy stronę wojskową, żeby w apelu smoleńskim nie używano określenia, że ofiary katastrofy pod Smoleńskiem "poległy", ponieważ one zginęły – powiedział "Wyborczej" pierwszy z nich. Dowiedział się, że żołnierze mogą prowadzić negocjacje "z samym ministrem obrony".
Negocjacji nie będzie. Adamowicz postanowił do nich nie dopuszczać, przyznając rację tym, których uroczystość dotyczy. A ci nie życzą sobie, by osoby, które zginęły w Smoleńsku były stawiane obok ich - rzeczywiście poległych - kolegów i koleżanek. "Zgadzam się z panami, że nie może być tak, iż asysta wojskowa uzależniona jest od tego, czy w Apelu Pamięci będzie obecny wątek smoleński, czy nie. To niedopuszczalne" – napisał.
Wyciągnął lekcję - zgodził się, by odczytać nazwiska ofiar podczas
rocznicy wybuchu II Wojny Światowej. Ku jego zdziwieniu, zajęły 1/3 Apelu Pamięci. – Nie przyszło nam do głowy, że nie będzie nazwiska żadnego z żołnierzy, którzy zginęli na Westerplatte w 1939 roku, natomiast jest 13 nazwisk osób, które zginęły 10 kwietnia" – kajał się później rzecznik Adamowicza.