W Berlinie niecała połowa mieszkańców jest rodowita. Reszta to przyjezdni. Wbrew pozorom to nie uchodźcy z Aleppo czy obywatele Stambułu opanowali stolicę Niemiec. Najwięcej nowych berlińczyków spoza Niemiec urodziło się w... Szczecinie. Jest ich blisko siedem tysięcy. Kolejne kilka tysięcy codziennie rano przy ulicy Kolumbów wsiada do pociągów, busów i jedzie do pracy i szkół. Niektórzy wieczorami wpadają do pubu prowadzonego przez szczeciniankę na Charlottenburgu.
"Berliner Morgenpost" sprawdził, skąd dokładnie pochodzą przyjezdni. Z niemieckich miast zwyciężył Hamburg. Nad Szprewę przeniosło się 21 tys. hamburczyków.
W rankingu uwzględniono nie tylko niemieckie miasta i w tej konkurencji bezapelacyjny był Szczecin. Blisko 7 tys. berlińczyków urodziło się w tym mieście. Skąd miłość szczecinian do stolicy Niemiec?
Warszawa niczym macocha
Gdy padła komuna i szlabany na graniach poszły w górę, Bogusław Staszewski ruszył budować polski kapitalizm. Siedział za kółkiem busa i woził szczecinian przez otwartą granicę. Teraz jest jednym z współwłaścicieli firmy przewozowej "Berlineks". Jej busy krążą kilka razy dziennie między Berlinem a Szczecinem. Walczą z silną konkurencją. Nawet Niemcy uruchomili swoje połączenia. Przejazd zajmuje około dwóch godzin. Niektórzy pasażerowie dojeżdżają codziennie. Sprzątaczki, nianie, studenci. Wielu nie chciałoby opuszczać Szczecina.
– Nie mieliśmy wyboru. Gdy upadły stocznie, trzeba było wyjechać. Szukamy pracy w Berlinie, bo Warszawa zawsze traktowała nas po macoszemu. Teraz też tak jest. Zawieszono prawie wszystkie połączenia kolejowe z Warszawą. Czasem u nas się mówi, trochę złośliwie, że stolicę mamy w Berlinie – komentuje Staszewski.
Berlin kontra reszta Niemiec
Rzeczywiście, ze Szczecina do Warszawy pociąg jedzie około 5 godzin. Jednak nie chodzi tylko o odległość liczoną w kilometrach.
– W sierpniu po raz pierwszy w życiu byłem w Warszawie – opowiada szczecinianin, Adam Cieszewski, który studiuje na niemieckim uniwersytecie. – Od dziecka chciałem zobaczyć Pałac Prezydencki. Widziałem go w telewizji. Niestety, w rzeczywistości wygląda gorzej. Natomiast Warszawa zaskoczyła mnie bardzo sprawną komunikacją miejską.
Narzeka na berlińską, bo czasem bywa zaskoczony w czasie podróży do pracy. Jego życiorys jest typowy dla młodych szczecinian. Ukończył niemieckie liceum, do którego dojeżdżał z rodzinnego miasta. A teraz w ciągu dnia studiuje w Frankfurcie nad Odrą, ale w nocy pracuje w Berlinie. Jestem portierem w jednym z hoteli. O Berlinie mówi bez zachwytu, ale ze znawstwem, do którego przyjezdnym warszawiakom jeszcze daleko. Warszawka lubi chwalić się znajomością niezwykłych miejsc w stolicy Niemiec.
– Berlińczycy wyróżniają się sposobem ubierania i swoim slangiem. Czasem można się pomylić w ocenie stwierdzając, że ten to na pewno Niemiec. A po chwili rozmowy okazuje się, że pochodzi ze Szczecina – żartuje Cieszewski.
Nowy Rok spędził w Berlinie. Bawiło się 30 osób, a tylko pięciu spośród uczestników imprezy to berlińczycy, Niemcy. – Tutaj trudno się nie zasymilować, bowiem mieszkają różne nacje. Berlin bardzo różni się od innych niemieckich miast – opowiada. Wieczorami niemieccy Turcy, Hindusi, Angolczycy spotykają się w knajpkach. Szczecinianie nie są gorsi, mają też swoją miejscówkę. – Dziewczyna kumpla prowadzi pub za berlińskim Zoo. Tam można spotkać wielu znajomych – wyjaśnia. Adam przyszłości jednak nie wiąże z Berlinem. Chce ruszy dalej w świat, ale raczej nie do Szczecina.
Makijaż na starą kobietę
Więź tych dwóch miast będzie jednak coraz mocniejsza. Bliskość Niemiec i Berlina wpływa na życie polskiego miasta czasem w zaskakujący sposób. W jednej z największej szczecińskiej sekcji capoeiry trenujący rozliczają się w euro.
– Nasz mistrz pochodzi z Kolonii i tak po prostu jemu jest łatwiej rozliczyć, bez konieczności wymieniania waluty – opowiada Marek Łunkiewicz, który przyjechał na studia do Warszawy. Z tej odległości krytycznie patrzy na swoje miasto, jak i stolice Niemiec. – U nas jest tak trochę dziwnie. Z jednej strony są silne kontakty z Berlinem, a z drugiej widoczny nacjonalizm. Nawet poszczególne dzielnice mają swój lokalny patriotyzm – komentuje.
Co ciekawe, jego zdaniem Szczecin nie wykorzystuje w pełni bliskości stolicy Niemiec. Chociażby w szczecińskich szkołach dominuje język angielski. Uczniowie szkół będą mieli problem z znalezieniem się na niemieckim rynku. A sprawy gospodarcze?
– Szczecin jest trochę, jak stara kobieta, która kamufluje się makijażem. Powstają nowe drogi, budynki, a w sprawach gospodarczych zastój. Berlin długo pozostanie jedyną alternatywą – ocenia Marek.
Napisz do autora: wlodzimierz.szczepanski@natemat.pl