Choć Warszawie czy Krakowowi daleko jeszcze do obrazów japońskich czy chińskich miast, gdzie na ulicach spotyka się tysiące mieszkańców chodzących w maskach antysmogowych, to i Polska zaczęła się "zakrywać". Także w naszym kraju można spotkać osoby, które próbują uchronić swoje organizmy przed trującymi spalinami. Tym bardziej, że powietrze w polskich miastach wcale nie jest dużo czystsze od tego z dalekowschodnich metropolii.
Gdy patrzy się na zdjęcia z Szanghaju czy Tokio można odnieść wrażenie, że właśnie odbywa się tam bal przebierańców albo zlot chirurgów, tak wiele osób chodzi po ulicach w maskach na twarzach. To, co jest standardem w wielkich miastach azjatyckich powoli staje się koniecznością także nad Wisłą. Pyły unoszące się w powietrzu mogą być groźne dla człowieka, powodować choroby układu oddechowego, alergię czy wszelkiego rodzaju nowotwory. Można się przed pyłem próbować zabezpieczyć zakładając specjalną maskę antysmogową.
Jaką wybrać? Dostępność wzorów jest wprost przytłaczająca. Można oczywiście kupić zwykłą białą bawełnianą szmatkę jak dla lekarza na sali operacyjnej, ale taka nie zabezpieczy nas właściwie przed żadnym zanieczyszczeniem. W ofercie sklepów przeważają więc maski specjalistyczne, kolorowe, z wymiennymi wkładami. Wszystkie mają swoje wady i jedną zaletę – jeśli o maskę się dba, regularnie wymienia filtry i do tego czasem wyczyści, to posłuży nam długo i dzięki niej będziemy zdrowsi.
- Szczególnie zalecamy maski osobom, które dużo przebywają na świeżym powietrzu – mówi pan Adam Rytel, sprzedawca w jednym z krakowskich sklepów. – Gdy ktoś jeździ na rowerze albo uprawia jogging, jego płuca przepuszczają w ciągu godziny o wiele więcej powietrza niż płuca człowieka, który tylko idzie z domu do pracy. Dlatego szczególnie istotne jest, żeby podczas treningu mającego podnieść naszą formę nie narażać zdrowia – dodaje pan Adam.
Sercem każdej maski jest filtr, który musi z jednej strony zatrzymywać wszystkie zanieczyszczenia, z drugiej zapewniać posiadaczowi w miarę nieutrudniony dostęp do powietrza. – Nie ma się co łudzić, jeszcze nikt nie wymyślił takiej maski, w której będziemy oddychać równie swobodnie jak bez maski – twierdzi Robert Zawilski, który w masce jeździ na rowerze po warszawskich ulicach już trzeci rok. – Każda, w jakimś stopniu będzie nas ograniczać, cały cymes w tym, że dobrać dla siebie taką, w której się nie udusimy walcząc ze smogiem – śmieje się miłośnik miejskich rowerów.
Ważne jest przede wszystkim to, żeby maska dokładnie przylegała do twarzy. – Inaczej to nie ma sensu, maska będzie skuteczna wyłącznie w takim przypadku, gdy całe powietrze zostanie przez nią przefiltrowane. Nawet najlepsza i najdroższa będzie gorsza od mokrej szmaty nałożonej na twarz, jeśli nie zasłania szczelnie ust i nosa – dodaje Zawilski.
Niestety, wielu producentów zwykło robić maski w dwóch, rzadziej trzech wymiarach, przez co czasami trudno jest dobrać coś idealnie pasującego do twarzy. Swego rodzaju ewenementem są maski Totobobo, które można przycinać i formować po zanurzeniu w ciepłej wodzie. Dzięki temu można dopasować je do kształtu każdej twarzy.
– W mieście zaleca się filtry z aktywnym węglem, które zatrzymują więcej gazów powstających w wyniku spalania – tłumaczy Adam Rytel. Dziś standardem są filtry, które zatrzymują wszystkie cząstki powyżej 0.3 mikrometra, ale na rynku dostępne są też modele chroniące przed zanieczyszczeniami około 0,1 mikrometra. W tym wypadku warto wziąć model dla „sportowy” z powiększonymi otworami przez które powietrze dochodzi do ust i nosa.
– Jeżdżę w masce, bo nie chcę wdychać tego całego smrodu spalin. Ale początki były trudne, pierwszą maskę kupiłem, dumny z siebie założyłem, po czym dojechałem do pierwszych świateł, zdjąłem i schowałem do plecaka. Wróciłem do niej gdzieś po miesiącu – wspomina Robert Zawilski. - Przede wszystkim trzeba przyzwyczaić się do tego, że maska jednak w pewnym stopniu nas ogranicza. Dochodzi do naszego nosa jakby mniej powierza. Poza tym zdarza się, że zbiera się w niej wilgoć. No i parują okulary. Jeszcze nie znalazłem takiej maski, w której nie miałbym z tym problemów – twierdzi Zawilski.
Bo choć maski nie zakrywają oczu, to trzeba liczyć się z tym, że pod maską tworzy się wilgoć i jest wyższa temperatura niż na pozostałej części twarzy. – Rzeczywiście, podczas uprawiania sportu przez osoby w okularach może się zdarzyć, że szkła będą parować. Zjawisko to jednak prawie nie występuje podczas zwykłego chodzenia w masce po ulicy – przyznaje sprzedawca z Krakowa.
Jak skuteczne są maski antysmogowe? Trzeba powiedzieć, że przez maski dochodzi do płuc praktycznie czyste powietrze, szczególnie w modelach, które mają filtry zatrzymujące cząsteczki do 0,1 mikrona. – Co wcale nie oznacza, że cieszymy się świeżym górskim powietrzem – śmieje się rowerzysta z Warszawy. – W zależności od tego, z czego zrobiony jest filtr, podczas oddychania przez maskę stale może nam towarzyszyć taki "chemiczny” zapach, który dla niektórych jest nie do zniesienia. Wolne od tej chemii są maski bez aktywnego filtra, ale nie są już tak skuteczne. Choć i tak lepiej mieć taką bez filtra z aktywnym węglem, niż wdychać spaliny "na żywca" – dodaje Zawilski.
W wielu modelach filtry są wymienne, dzięki czemu koszt maski ponosimy jednorazowo, a później dokupuje się do niej tylko świeże wkłady. Ale i tak warto podkreślić, że ta wydawałoby się najprostsza metoda zadbania o własne zdrowie nie jest tania. Ceny masek w sklepach wahają się od stu do kilkuset złotych. Ceny filtrów to zwykle około 10 zł z sztukę, choć bez problemu uda się znaleźć i takie za 100 zł. A wymieniać trzeba je często, zwykle po kilkudziesięciu godzinach użytkowania.
Okazuje się, że na smogu można … nieźle zarobić. Ilość ofert przeróżnych masek w sklepach przyprawia o ból głowy, i to wcale nie z powodu zanieczyszczeń. Różnokolorowe wzory, maski projektowane przez znanych designerów, różne zapięcia i technologie niemal kosmiczne – to wszystko sprawia, że trudno się zdecydować na konkretny model. – Ale w sieci nie warto zamawiać, lepiej iść do sklepu i kupić taką,, którą idealnie dopasuje się do twarzy – przekonuje Zawilski, który sam siebie określa jako zdeklarowanego miłośnika masek. – Dobra maska jest jak okulary, będziemy się w niej czuć komfortowo i ułatwi nam życie codzienne w zapylonych miastach – dodaje Adam Rytel. – A koszty? Filtry trzeba wymieniać, to fakt, ale po 30-60 godzinach użytkowania, a przecież rzadko kiedy chodzi się po mieście dłużej niż godzinę. Łatwo obliczyć, że jeden filtr wystarcza na kilka tygodni, czasem dłużej. Samą maskę co jakiś czas trzeba wyczyścić i będzie służyć lata – mówi sprzedawca.
Prezydent Rybnika ogłosił dziś, że najlepiej będzie, jeśli mieszkańcy miasta pozostaną w domach. Zamknięte są szkoły i przedszkola, bo stężenie pyłu w powietrzu 10-krotnie przekracza dopuszczalne normy. Z podobnymi problemami coraz częściej borykają się mieszkańcy innych miast. Nie każdy jednak może pozwolić sobie na to, żeby pozostać w domu. Kto musi wyjść powinien rozważyć zakup specjalnej maski.