Reklama.
Wydawca "Wprost" grozi "karą ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2" wszystkim, którzy oburzyli się jego komentarzem na temat zamachu w Sztokholmie. "Ciężarówka wjechała w tłum w centrum Sztokholmu - ściąć 10x tyle islamskich głów" – zaproponował. Dziś po tej propozycji nie ma u niego śladu, jest za to lekcja prawa. Pytanie brzmi, czy na pewno Lisiecki sam ją odrobił.
On jest przekonany, że tak, ale może czytał inny artykuł? Ten, który jego zdaniem powinni przestudiować krytykanci, dotyczy propagowania faszyzmu lub innego totalitarnego ustroju państwa bądź "nawołuje do nienawiści na tle różnic narodowościowych, etnicznych, rasowych, wyznaniowych albo ze względu na bezwyznaniowość".
Groźbę kary, na którą Lisiecki kładzie nacisk, łagodzi kolejny paragraf. "Nie popełnia przestępstwa sprawca czynu zabronionego określonego w § 2, jeżeli dopuścił się tego czynu w ramach działalności artystycznej, edukacyjnej, kolekcjonerskiej lub naukowej" – brzmi. Zatem komentujący mogą czuć się bezpieczni. Właściciel "Wprost" niekoniecznie, w internecie nic przecież nie ginie.
Spływającą krytykę Lisiecki postanowił wreszcie skomentować cytatem Buddę. "Nienawiści nie można zniszczyć nienawiścią. Pokona ją tylko miłość" – czytamy. Potem napisał już tylko: "Przepraszam".