Idzie millenials do pracy, a tam dramat: niespełnione ambicje, presja i nuda. Wraca millenials do domu, a tam zamiast fajnego życia odpalony YouTube, zaległy serial na Netflixie i co gorsza, Inststory o tym, jak to inni mają bardziej kolorowo. FOMO, czyli lęk przed pominięciem czegoś istotnego w nieustającym strumieniu informacji, w którym millenials od rana do nocy musi być zanurzony po sam czubek nosa, to nie jedyna kategoria określająca ich nastawienie do świata. Słyszeliście o FOBO?
FOBO (Fear of Burning Out, dosł. strach przed wypaleniem) to rodzaj wypalenia dotykającego młodych ludzi, spowodowanego nadmiarem przyjmowanych każdego dnia informacji, presją bycia fajniejszym, lepszym, a zarazem bardziej aktywnym, frustracją, że dorosłe życie nie układa się tak, jak to sobie wymarzyliśmy my, nasi rodzice i całe społeczeństwo. FOBO ma wiele kontekstów, wiele z nich prowadzi do miejsca pracy młodego dorosłego, inne są związane ze sposobem, w jaki po niej odpoczywa, a jeszcze inne, o czym sporo mówi się ostatnio na Zachodzie, dotyczą jego nieustającej aktywności w sieci. O te wszystkie sprawy zapytałam etnografkę i antropolożkę kultury od lat zajmującą się badaniem młodych, Annę Szutowicz.
Jak chciałby pracować millenials?
Zacznijmy od tego, że coraz mniej atrakcyjnym staje się model work-life balance, strategia pokolenia 30- i 40-latków. Chodzi w nim o to, by pracować w taki sposób, by mieć jeszcze czas na życie prywatne. Ważne jest tu, by w ogóle móc wyżyć z jednego etatu, ale też, by oddzielić życie rodzinne i zawodowe, nie zabierać pracy do domu, nie zostawać po godzinach. To, co dla rodziców jest pragnieniem, dla Pokolenia Y (18-29-latków) jest raczej oczywistością. Są znaczenie bardziej asertywni wobec przełożonych, przedkładając wypad na piwo czy siłkę ponad oddanie popołudnia firmie i realizację planu budżetowego.
Drugim modelem, bardziej charakterystycznym dla aspiracji Pokolenia Y, jest work-life style. Tu chodzi o pracę, dla której warto żyć, która jest jarająca i kręcąca. W IV edycji badania Świat Młodych, najbardziej kompleksowego badania 16-29-letnich Polaków agencji IQS, zapytaliśmy millenialsów, czy woleliby, by ich praca była połączona z pasją, ale wiązała się z nadgodzinami, czy chcieliby raczej pracować w miejscu średnio zaspokajającym ich potrzeby rozwijania zainteresowań, ale za to w sztywnym przedziale czasowym, od-do, bez nadgodzin. Okazało się, że tylko 26 procent młodych wybrało to pierwsze, aż 74 proc. odpowiedziało, że woleliby pracować po godzinach, byleby ta praca była związana z pasją.
Większość chce jarającej i kręcącej pracy, ale z punktu widzenia potrzeb rynku to nierealne.
Jasne, zanim dojdziemy do wypalenia i do FOMO, trzeba sobie też powiedzieć, skąd się wzięły te wysokie oczekiwania. Mamy w Polsce bum wykształceniowy, Pokolenie Y jest pierwszym tak dobrze wykształconym pokoleniem Polaków, zatem siłą rzeczy mają większe aspiracje i oczekiwania od pracy.
Praca marzeń to…
Zajawka, która pozwala godnie i fajnie żyć. Daje poczucie bezpieczeństwa, ale też nadaje życiu sens i koloryt. Praca marzeń to też miejsce, w którym spotykam fajnych ludzi, gdzie się rozwijam, gdzie – co bardzo istotne – nie nudzę się. Powszechnie wiadomo, że to oczekiwanie nie zostanie zaspokojone – 3/4 ofert pracy dla młodych nie jest powiązana w jakikolwiek sposób z ich ambicjami, także bezpieczne umowy na czas nieokreślony to rarytas.
A stąd już tylko krok do frustracji.
Młodych na rynku pracy określa się czasem mianem "pokolenia oszukanych”. Są wykształceni, poszli na staże, nauczyli się tych języków, poznali pakiet MS Office, a finalnie mają pracę polegającą na oskubywaniu kurczaka, telefonicznym wciskaniu kredytów, składaniu ciuchów porzuconych w przymierzalniach.
W bardzo ciekawy sposób na te nadzieje i frustracje odpowiedział na przykład McDonalds. W kampania wizerunkowej, jako pracodawca zatrudniający masowo młodych ludzi w Polsce, marka oddała głos pracownikom, by opowiedzieli o swoich zajawkach. Ponieważ nikt z młodych nie uwierzy, że smażenie hambuksa czy podawanie szejka w standaryzowanym uniformie jest czymś, co chociażby stało obok work lifestyle, McDonalds wybrał narrację o tym, że zapewnia na tyle stabilną finansowo, a jednocześnie elastyczną godzinowo pracę, że pracownicy mają czas i pieniądze na życie z pasją po godzinach. To była bardzo dobra kampania employee brandingowa z bardzo dobrym odbiorem u młodych.
Nie możemy patrzeć na młodych na rynku pracy w oderwaniu od ich życiowych aspiracji. Gdyby to pokolenie miało napisać swoją Kartę Praw Obywatelskich, to w pierwszym punkcie byłoby "Mam prawo do fajnego życia”. I to prawo do fajnego życia ma być egzekwowane na rynku pracy.
Fajne życie jest ważniejsze od stabilizacji?
To nie tak, młodzi marzą o stabilności finansowej. Tu krótki rys historii najnowszej. Pierwsza dekada lat 2000 była optymistyczna, to były czasy doganiania Zachodu i przekonania, że europejskie city i zmywaki przyjmą kwiat polskiej młodzieży z otwartymi ramionami.
Wtedy największym marzeniem ambitnego młodego była praca freelancera. Wyobrażana była tak, że się siedzi w kawiarni przy dobrej latte, wtedy jeszcze chyba nie na sojowym mleku, ale jednak nad laptopem na którym robi się różne rzeczy. Co konkretnie? Nie do końca było wiadomo co, ale coś fajnego na pewno.
Dzisiaj młodzi są znacznie bardziej pesymistyczni i pragmatyczni. Nie marzą o freelancerce, marzą o etatach, na które mają marne szanse. Bo chociaż bezrobocie wśród młodych spada, to odsetek śmieciówek i ludzi na samozatrudnieniu wcale nie. Z prognoz Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych wynika, że tylko około 30 proc. młodych ma w ciągu najbliższych 5 lat szansę zmieć śmieciówkę na etat. Młodzi ewidentnie zmagaj się z niestabilnością rynku pracy, ale myślą sobie – OK, jestem tutaj, ale to nie może się tak skończyć, to tylko tymczasowe rozwiązanie.
Tymczasem etatu zwykle nie ma, praca nie jest pasjonująca. Co im pozostaje?
Mieszkanie z rodzicami, przynajmniej części. Aż 53 proc. młodych dorosłych w wieku 18-35 lat mieszka w Polsce z rodzicami i to jest jeden z najwyższych współczynników w Europie.
Rodzice z kolei raczej nie są zachwyceni taką sytuacją.
Dzisiejsi młodzi są dosyć mocno związani ze swoimi rodzinami, mniej się buntują, co też poniekąd wynika z ich sytuacji życiowej. Pamiętajmy, że jest to pokolenie, w które rodzice i dziadkowie zainwestowali czas i pieniądze, bo obecnie w polskich rodzinach inwestuje się głównie w dzieci, wierząc, że mają większe szanse i oczekując przy tym czegoś na kształt pokoleniowego rozwoju. Oczekiwania nie są małe, bo jak oni, ci wykształceni i ku dumie i chwale mamy znający angielski, mogą pracować w Castoramie? To by przecież oznaczało, że wszyscy źle zainwestowaliśmy! Myślę, że uczucie porażki nie byłoby tak dotkliwe, gdyby dotyczyło tylko tych młodych. Tymczasem najczęściej jest to historia o porażce rodzinnej i tym niesprawiedliwym systemie, który obiecywał im coś zupełnie innego.
Młody człowiek czuje presję?
Czuje presję na maksa. Na dodatek, jest to trudna do określenia, zintrowertyzowana presja całego społeczeństwa. Wiadomo, że czasami bardziej dociska tata, czasem babcia, ale charakterystyczne dla tej presji jest to, że ona jest rozmyta, a więc ciężko się wobec niej buntować.
Czują presję, by być wartościowymi, fajnymi, innymi. By wyciągnąć korzyści wynikające z tego, że zainwestowali czas, pieniądze, zaangażowanie w swoją edukację. Ale też czują presję, by być atrakcyjnymi partnerami i partnerkami dla swoich drugich połówek. Czują presję, żeby nie zawieść swoich rodzin. W końcu czują presję, by być atrakcyjnymi dla przyszłych pracodawców i by zrobić coś, co sprawi, że zostaną docenieni. Czują też presję związaną z tym, że wszyscy inni wokół nich – oczywiście to nie są naprawdę "wszyscy”, ale tak działa komunikacja ciągłego sukcesu w social mediach – są ładniejsi, radzą sobie lepiej, więcej podróżują po świecie, a oprócz tego jedzą fajniejsze lunche.
Oni oczywiście wiedzą, że ten socialmediowy przekaz jest nieprawdziwy, że kluczowym kapitałem elitki jest to, że lepiej ogarnęła filtry na Intagramie, ale to nie zmienia nieustającego lęku, że nie jest się tak fajnym, jakby się chciało. Konieczność ciągłego weryfikowania atrakcyjności też jest elementem presji.
Post udostępniony przez Anna Lewandowska (@annalewandowskahpba)
Kiedy więc młody człowiek będzie usatysfakcjonowany?
Na przykład w pracy duże znaczenie ma dla nich to, w jakim teamie pracują. Ogólnie rzecz biorąc jest to pokolenie, któremu przyświeca hasło, że liczą się ludzie. Kiedy pomyślimy o tym, czym był sukces lat 90. w Stanach Zjednoczonych mamy przed oczyma wilka z Wall Street. I Polska też miała swoje młode wilczki z radością uczestniczące w wyścigu szczurów, pragnące pędzić po trupach do celu. Chodziło o to, żebym ja sama, indywidualnie parła naprzód, waląc innych łokciami po głowach - to było fajne i to miało dawać satysfakcję. Dzisiaj młodzi już tak nie chcą, marzą o pracy w grupie, w której wszyscy się wspierają. I co jest u nich naprawdę wspaniałe, nie oczekują, że będą pracować wyłącznie z rówieśnikami, są otwarci na międzypokoleniowe relacje partnerskie.
I tutaj mamy pewien problem, bo młodzi ludzie, którzy weszli na rynek pracy, spotykają się ze starszymi, często tylko o parę lat, ale umocnionymi na swoich pozycjach szefami i menadżerami, którzy nie są gotowi na partnerską komunikację. Którzy zarządzają w sposób "masz to zrobić i spadaj”. Mimo, że ci menadżerowie i kierownicy często sami są rodzicami i dla swoich dorosłych dzieci już przyjęli te nowe modele komunikacji, na gruncie zawodowym nie potrafią wyjść poza hierarchiczną relację.
Co robi millenials, który nie może się dogadać z szefem?
Jeśli go portfel bardzo nie boli, odchodzi. Albo zamyka się w sobie i odreagowuje po niej. Chcę tu podkreślić, że duża rotacja młodych ludzi, to nie wynik straszliwej krnąbrności. Polscy studenci nie mają kosmicznych wymaganiach finansowych, ponad połowa od swojej pierwszej pracy oczekuje zarobków poniżej 2,5 tys. Ta historia, którą sobie powtarzamy, szczególnie w Warszawie, że przychodzi g**niara zaraz po studiach i mówi, że w środę to ona nie będzie przychodzić i chce home office, bo ma jogę, jest kompletnie niereprezentatywna. Młodzi w Polsce wiedzą doskonale, że dla nich na początek nie ma wysokich zarobków. Ci, którzy się z tym nie godzą, wyjeżdżają zagranicę, z różnych obliczeń wynika, że 2-3 mln Polaków jest na stałe na emigracji zarobkowej.
Millenialsi garną się do pracy, ale rynek pracy podcina im skrzydła?
W większości, ale nie wszyscy. W województwie mazowieckim jest około 10 procent Neetsów ("neither in employment nor in education or training”, czyli nie pracujących , nie uczących się i nie szkolących się), na Podkarpaciu - już niemal 20 procent. To są młodzi w wieku 15-29 lat, którzy wypadli poza system edukacyjny i rynku pracy, często o bardzo niskim kapitale kulturowym. Z drugiej strony jest wśród nich znaczny odsetek tzw. bananowych młodych wywodzących się z bogatych domów, dostających na tyle dużo kasy i mających na tyle mało motywacji wewnętrznej, że nie garną się ani do dalszej edukacji, ani do pracy.
Frustracja, moment, w którym młody ma dosyć i czuje, że musi się oderwać, a na płaszczyźnie zawodowej - zmienić pracę – wiąże się z lękiem przed nudą i pragnieniem doświadczania czegoś nowego?
Jest wśród młodych około 20 procentowa grupa tzw. lajfhakerów, którzy ciągle chcą więcej i nieustannie mają motywację do zmiany. Ale zmiana pracy jest zawsze czymś trudnym, trzeba zetknąć się z nowym środowiskiem, wdrożyć i tak dalej, i wielu ludziom, niezależnie od wieku, po prostu nie chce się tego robić. Z drugiej strony trzeba pamiętać, że dla młodych charakterystyczne jest to, że oni naprawdę szybko się zrażają. Szybko się nudzą. Wielogodzinne spotkania, narady, rutynowa praca, będą tym, czego oni często nie są w stanie przełknąć. Ale też coraz częściej nie muszą tego przełykać.
To znaczy?
Polscy młodzi mają ogromne wsparcie finansowe ze strony rodziców i innych członków rodziny. 43 proc. pracujących młodych ludzi w wieku 20-25 lat, oprócz tego, że zarabia, dostaje pieniądze od rodziny. 33 proc., jeśli chodzi o grupę 25-29-latków. Im łatwiej pozwolić sobie na odchodzenie z pracy, która nie spełnia ich wymagań.
Nuda, FOMO sprawią, że będą skłonni zmienić pracę?
Nuda jest jednym z ich największych wrogów. Jeśli praca nie jest rozwojowa, nie daje im stymulacji, to młody człowiek będzie chciał ją zmienić. Jednym z kluczowych pojęć dla dzisiejszych młodych jest rozwój – to pokolenie drogi, oni chcą się nieustannie rozwijać, a nie tylko rozwinąć raz na zawsze i koniec.
Pamiętajmy też, że młodzi ludzie muszą być ciągle online i muszą być ciągle na bieżąco. To bardzo ładnie widać na rynku pracy, przede wszystkim zachodnim – dla nich lepszą formą oferty pracy będzie filmik czy animacja niż po prostu tekst. Młodzi niezbyt dobrze radzą sobie z zadaniami, które wymagają mozolnego sczytywania, porównywania i pracą, która jest oddaniem się nudnym zadaniom.
Pokolenie Y potrzebuje dobodźcowania i stymulacji, ale to nie znaczy, że pracodawca zawsze ma za zadanie je wypełnić. Oni i tak mają te swoje instagramy, snapchaty i wszystkie inne internety i to generalnie zaspokaja głód bodźców. Ten jest skorelowana z wiekiem – ludzie powyżej 24-25 roku życia będą potrzebować już trochę mniej bodźców, a ci młodsi więcej. Jeśli pracodawca będzie bodźcował zadaniami, które będą przedstawiane w formie gier i wyzwań, w których będzie się zdobywało punkty, to na pewno będzie to sprzyjało budowania atrakcyjności pracy dla pokolenia Y.
Często jest jednak tak, że mimo chęci, trwają w tej swojej nudnej, nielubianej pracy. Dlaczego?
Jeśli praca nie jest fajna, ale ma się w niej na tyle fajną ekipę, że młody człowiek może sobie w jej trakcie wyskoczyć na papierosa z super ludźmi, z którymi czasem też się umawia, by pograć w piłkę itd., to będzie mniej skory, żeby ją zmienić.
Poza tym możemy powiedzieć, że FOMO, że oni się nudzą robieniem jednego i dlatego zmieniają pracę na inną i pewnie tak też bywa. Jednak patrząc z ogólnopolskiej perspektywy te histrie o bananowych, wielkomiejsich dzieciach, które zmieniają pracę w ramach jakiejś niepokornej fanaberii nie są reprezentatywne. Oni najczęściej zmieniają pracę, bo znajdują w niej jakieś negatywne konteksty. Na przykład dla młodego człowieka dostanie trzy razy bury od przełożonych, do których tamci byli po prostu przyzwyczajeni, jest już traktowane jako przemoc, mobbing i coś absolutnie niedopuszczalnego. Jednym z najczęstszych powodów rzucania pracy jest to, że pracodawcy nie udało się stworzyć atrakcyjnego dla młodego człowiek środowiska – dla pokolenia Y kluczowe są relacje międzyludzkie.
Co młody człowiek chciałby robić po pracy?
Chciałby więcej czasu spędzać z przyjaciółmi i znajomymi, chciałby więcej chodzić do kina, chciałby częściej uprawiać sport oraz oddawać się różnym swoim pasjom. Nie chciałby spędzać czasu przed swoim komputerem, smartfonem i w mediach społecznościowych.
A co robi?
Na co dzień, jeśli chodzi o mainstream, młody człowiek wraca do domu i oddaje się tym różnym ekranom – bo nie chce mu się, nie ma siły, albo tym innym nie chce się spotkać i wymyślić czegoś nowego. Poza jedną trzecią młodych, którzy po pracy faktycznie są aktywni i spotykają się ze znajomymi albo chodzą na siłownię, to ponad połowa wróci do domu, obejrzy „Ukrytą prawdę’, wkręci się w YouTube’a albo pozamula na kanapie i będzie miała poczucie, że ich dzień przeleciał średnio sensownie. Nie jest to ich wymarzony reset po pracy, ale jeden z dopuszczalnych.
FOBO – młodzi mają przesyt informacji i bodźców? Zaczynają czuć się zmęczeni, wypaleni?
Myślę, że to nie jest tak, że młodzi nie chcą mieć już kontaktu z bodźcami, tylko że szukają innych bodźców. Popatrzmy na zmianę dotyczącą preferencji imprezowania – wcześniej dominujące było pragnienia brania udziału w czymś na kształt dyskoteko-clubbingu, czegoś głośnego, spotkania z dużą ilością ludzi w zamkniętym pomieszczeniu. Teraz dla młodych bardziej atrakcyjny będzie ognisko. W ostatnim badaniu Hype Hunting agencji IQS, skalującym, co jest masowo atrakcyjne, młodzi Polacy wskazali na grilla, co przecież niczym szczególnie młodzieżowym nie jest. Niemniej właśnie to ich dobodźcowuje – bycie z bliskimi ludźmi na świeżym powietrzu, pewne bezcelowe działanie, które po prostu daje radość i poczucie afiliacji.
FOBO, jako odwrócenie FOMO, ma być też próbą odcięcia się od nieprawdziwego świata social mediów, odłączenia się od smartfonów i komórek, zatrzymania nieustającego potoku zalewających młodych ludzi informacji, którymi czują się odurzeni i zmęczeni.
Popatrzmy na całą historię wokół hashtagu #nofiltre. Młodzi rzeczywiście czują, że trafia do nich bardzo dużo mało wartościowych, nieprawdziwych albo po prostu nudnych komunikatów, bo ile można oglądać takich samych wyretuszowanych zdjęć płaskich brzuchów i bicepsów – to już tak naprawdę nie bodźcuje. Młodzi uciekają od tego, ale uciekają najczęściej w nowe opowieści. Ale też, co bardzo istotne, uciekają również w rodzaj prawdziwych, znaczących relacji międzyludzkich.
Napatrzyli się na swoich rodziców, którzy po przemianie ustrojowej musieli walczyć o to, żeby wykarmić siebie i ich, i jeszcze kupić te duże telewizory, aż w końcu kupno tych dużych telewizorów i samochodów stało się sensem nadrzędnym ich życia. I widzą w nich ludzkie, przemęczone wraki. Młodzi tego nie chcą i stąd ten, powiedzmy, „humanistyczny” zwrot. Życie chomiczka zapętlonego w kołowrotku ich przeraża.
Dlatego, kiedy myślę o FOBO, to myślę bardziej o tych młodych ludziach, który zmagają się oczwiście z rynkiem pracy, wciąż mieszkają z rodzicami i martwią się czy sobie poradzą i jak skonstruują to swoje dorosłe życie, bo nie chcą takiej harówy, nudy i rutyny, jakiej doświadczyli ich rodzice. Ci młodzi mają na to własny pomysł, jest nim przede wszystkim tworzenie nowych, wartościowych relacji międzyludzkich. I chyba trochę prawdziwsze i wolniejsze życie z tymi innymi, zapośredniczone przez ekrany, ale bez ich fetyszyzacji.
Anna Maria Szutowicz - etnografka i antropolożka kultury. Właścicielka Y&Lovers - agencji specjalizującej się w projektowaniu i analizie badań młodych Polaków oraz doradztwie strategicznym na ich bazie. Współpracuje z agencją IQS przy tworzeniu raportów syndykatowych Świat Młodych i Hajp Hunting. Pracuje z teamem egoistycznych, roszczeniowych, uzależnionych od fidbeku i lajków badaczy i od nich uczy się jak żyć.