"Wybrać życie. Wybrać pracę. Wybrać karierę. Wybrać rodzinę. Wybrać wielki telewizor...". Słynna inwokacja z filmu "Trainspotting" po 20 latach nie zestarzała się i niestety nadal jest aktualna. Grany przez Ewana McGregora bohater w opozycji do narzucanych nam z góry schematów wybrał heroinę. My nie musimy uciekać się do takiej skrajności. Wystarczy wybrać przeciętność.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
W mediach społecznościowych da się ostatnio zauważyć trend na bycie przeciętnym. Jest sporo stron, memów i obrazków, które gloryfikują normalność. Ciuchy już nie muszą być z metką, ale z lumpeksu. Praca nie musi być już z związana z biznesem, a wystarczy, że możesz iść do klubu czy stać cię na pizzę. Tak jest proszę państwa, chyba powoli wracamy do normalności!
Porażka to jeden z największych wrogów szczęścia. Pozornie. Można nic nie osiągnąć i przecież być szczęśliwym. Trzeba wiedzieć jak sobie radzić z porażką. – Nie nazywać ich "porażkami", chyba że to rywalizacja sportowa. Życie to nie wojna. Czasem coś nie wyjdzie – mówi Marcin Ilski, admin strony Smutni Trenerzy Rozwoju Osobistego na Facebooku. Znajdziemy tam memy i teksty stanowiące zupełne przeciwieństwo papki serwowanej nam przez "coachów" czyli tych Rozentuzjazmowanych Trenerów Rozwoju Osobistego.
Marcin Ilski jest też terapeutą, który prowadzi popularne warsztaty pod hasłem "Jak być niezadowolonym z życia i nie odnosić sukcesów". No właśnie: jak? – Próbować patrzeć na życie z perspektywy antropologicznej, czyli dostrzegać, że każdy aspekt życia może być ciekawy, a nawet fascynujący – tłumaczy Smutny Trener. Podnośmy sobie poprzeczkę, ale niezbyt wysoko, bo przez zbyt wygórowane wymagania, upadek może bardzo boleć.
"Wolę być martwy, niż przeciętny"
Przeciętność jest czymś niezwykle wstydliwym. Niektórzy prędzej się przyznają do chorobliwej fascynacji kucykami Pony czy tego, że lubią sobie czasem posłuchać Gosi Andrzejewicz lub Nickelback niż do tego, że nic w życiu nie osiągnęli. "Non omnis moriar" – serio będzie cię to obchodzić leżąc martwy w ziemi? No właśnie. "Pieniądze szczęścia nie dają, ale nie widziałem jeszcze nigdy kogoś płaczącego w nowym Porshe" powie śmieszek. Ok, to zapytaj swojego psa czy jest nieszczęśliwy.
– Nie można tego ukryć, że słowo "przeciętnie" (na które mamy zdecydowanie monopol) jest w dzisiejszych czasach bardziej negatywne i źle odbierane. "Wolę być martwy, niż przeciętny", tak brzmią hasła wypowiadane przez różnego rodzaju trenerów rozwoju osobistego lub innych fanatyków zdrowego trybu życia. Aczkolwiek my w żaden sposób się z nimi nie utożsamiamy i mamy trochę inne motto życiowe. "Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu" – tłumaczy Przeciętny Rafał z fanpage'a "Przeciętne cele w życiu".
Być jak John Malkovich
Bycie sławnym i bogatym to marzenie wielu. Weźmy jednak na warsztat Dana Bilzeriana. Gość jest królem Instagrama: wrzuca fotki z półnagimi modelkami, śpi na forsie, jeździ super brykami i strzela sobie z karabinu na pustyni. To pozorny cel w życiu każdego mężczyzny. Obnażył to w artykule dziennikarz Vice'a. Tak się nie da żyć. Dan Bilzerian to potwór wykreowany przez doktora Frankensteina marketingu.
A jeśli spojrzymy na bardziej realnych ludzi sukcesu. Dajmy na to... Justin Bieber (lub inna gwiazda). Wyobraź sobie to: jesteś bogaczem, masz setki fanów, odniosłeś g i g a n t y c z n y sukces. Ogólnie niczego ci nie brak. Czy na pewno? To teraz wyobraź sobie, że Justin Bieber z tak znaną facjatą chce iść klubu pobawić się lub na zakupy lub do knajpy na obiad lub po prostu wyjść na spacer. No nie może, bo nie przebrnąłby przez tłum napalonych nastolatek i paparazzi.
"Fanbaza" to jedna strona medalu. Druga to krytyka. Jakie ludzie muszą mieć problemy w życiu (a raczej z głową), by krytykować płaski brzuch Anny Lewandowskiej! Już sama jej ciąża rozgrzewała do czerwoności kable od internetu! Internauci patrzą na nią z zazdrością, dławią się wręcz jadem, bo jak tak można wyglądać!
No tak, bo to wina Lewandowskiej. Otóż podpowiadam: nie trzeba tak wyglądać, nikt cię do tego nie zmusza. Miej sobie "brzydki" brzuch po ciąży, bo to jest właśnie normalne! To tak jakby hejtować Brada Pitta za to, że jest przystojny i zakazać mu wychodzenia z domu, bo wprawia nas w kompleksy. Paranoja!
– Pierwotnym celem Magazynu Porażka było przekucie mojej własnej frustry związanej z bezrobociem w żart – mówi autor popularnego fanpage'a Kamil Fejfer. Jak widać nawet porażkę można przekuć w sukces, bo strona parodiująca branżowe poradniki i magazyny o sukcesie ma sporą rzeszę fanów, a sam twórca często się wypowiada w mediach. – Kiedy się okazało, że chwyciło, Porażka stała się miejscem, gdzie można opowiadać o świecie, o którym większość woli milczeć – mówi autor.
A może lepiej być pajacem niż średniakiem?
Media lubią nas karmić sukcesami innych. Fajnie jest czasem popatrzeć jak innym się udaje w życiu, jak osiągnęli karierę "od zera do milionera". Taka propaganda sukcesu z pewnością nas może motywować, ale czasem jest grubą przesadą. Wystarczy pooglądać te wszystkie talent show, gdzie ludzie o niczym innych nie marzą tylko by zabłysnąć w telewizji. "Pochodzę z Wygwizdowa Małego i całe życie chciałem być piosenkarzem, bo wtedy będę szczęśliwy i wybiję się z tej dziury" – tak mówi co druga przyszła gwiazda szołbiznesu. Czyli rozumiem, że jeśli ktoś nie osiągnie kariery w Wielkim Świecie to znaczy, że nie będzie szczęśliwy, a inni mieszkańcy Wygwizdowa będą gorsi?
Jeśli ktoś ma prawdziwy dar to jeszcze można mu wybaczyć. Gorzej z takimi beztalenciami, którzy za wszelką cenę chcą być sławni. Pół internetu jest zawalone filmikami, na których ludzie mówią lub robią potwornie durne rzeczy tylko po to by być zauważonym. Świetny przykład to nastolatka, która delikatnie mówiąc przespała się po koncercie z całym zespołem Rea Sremmund, a potem chwaliła się w sieci wyliczając na zdjęciu raperów: "Z tym się jeb***m, z tym się jeb***m, a temu ciągnęłam". Niedawno dwie nastolatki... podpaliły jeża i wrzuciły to na Snapchata. I po co? A by zasłynąć, bo przecież jak będą normalne to nikt się z nimi nie będzie chciał się kumplować.
M jak mieszkanie
Narzucanie tego, kim mamy być funkcjonuje nie tylko w mediach, ale i ogólnie w społeczeństwie (a przecież media są tworzone przez społeczeństwo). Masz samochód (ale nie używkę, lecz z salonu!), dom (nie mieszkanie!) i gromadę dzieci (najlepiej w szkole prywatnej) to znaczy, że osiągnąłeś w życiu sukces. Już zresztą samo powiedzenie, o mężczyźnie, domu, dziecku i drzewie przerzuca na mężczyzn taką odpowiedzialność, że niepowodzenie w tym zakresie powinno skończyć się wręcz rytualnym samobójstwem.
Jednak czy nieposiadanie własnego "M" wyklucza nas z życia towarzyskiego? Nie. Jeśli ktoś się z tobą zadaje tylko ze względu na twoje aktywa i status majątkowy to chyba coś z nim, a nie tobą jest nie tak. Wiele osób wynajmuje mieszkania, jeździ miejską komunikacją lub rowerem i wszyscy dobrze o tym wiemy. Skoro jest ich aż tylu to też stanowi o pewnej normie. Wybijanie się ponad swoją "klasę" społeczną też nie zawsze się dobrze kończy, patrz: Stanisław Wokulski w "Lalce". Choć on to robił z miłości, a nie chęci bycia ponad stan, a że Izabella Łęcka "to zła kobieta była", to wyszło jak wyszło.
Zawody, które zawodzą Artykuł o "gów***nych zawodach" wywołał swego czasu spore poruszenie w mediach. W skrócie: niemal sto lat temu eksperci myśleli, że technologia rozwinie się tak bardzo, że współcześnie nie będziemy musieli pracować, a jednak harujemy coraz więcej i coraz bardziej bez sensu. "Gów***ne zawody" to zdaniem autora artykułu wszelkie te ze stosunkowo nowego sektora usług jak "usługi finansowe, telemarketing czy bezprecedensowego rozrastania się takich dziedzin jak prawo korporacyjne, edukacja, administracja zdrowia czy public relations". Dlaczego tak brzydkie określenie? "Istnieją tylko dlatego, że pozostali spędzają cały czas na swoich bezproduktywnych zajęciach" - sądzi profesor David Graeber.
Według niego te zawody nic nie nie wnoszą do naszego życia. Z drugiej strony dla wielu praca w wielkiej korporacji, Eldorado sukcesu i bycie bycie junior lub senior managerem, wyrabianie się z taskami na dedlajny, bo jak nie to będzie fakap jest ziszczeniem wszelkich najskrytszych pragnień. Tylko praca w mitycznym "Mordorze na Domaniewskiej" czyni cię lepszym i daje prawo do patrzenia na innych z góry. Tak jakby zwykły "pan Heniek", który układał ci płytki w łazience był kimś gorszym. A teraz niech wybuchnie wojna lub trafmiy na bezludną i zobaczymy kto się bardziej przyda: złota raczka czy spec od PR.
Dla innych uprawianie "gów***nego zawodu" to z kolei coś złego, bo właśnie... przeciętnego. Bycie telemarketerem może być nieciekawe i jeśli ktoś zapyta "Co robisz w życiu?" i odpowiesz, że pracujesz "na słuchawce" to może i wzbudzisz zainteresowania. Jednak bycie telemarketerem daje ci czas na rozwijanie pasji po pracy, bo pracujesz 8-17 i nic cię więcej nie interesuje. Nuda pobudza kreatywność, a każdy z nas ma ukryty talent i to w czym jest lepszy od innych. Gdy prowadzisz ponadprzeciętne życie nie masz czasu na nudę, a twoje życie jest bardziej puste.
Normalni ludzie są nudni? Nie!
– Bardzo dobrze się dzieje, że mamy wreszcie powrót do normalności! - cieszy się terapeutka Miłosława Janc z gabinetu "Self" Przyjazne Terapie – kiedy wykonujemy najróżniejsze testy psychologiczne to większość to tzw. wyniki "średnie". Naprawdę większość z nas to osoby, które są umiarkowanie zdolne i nie mają wysoko postawionych oczekiwań. One nie muszą być cały czas mieć nastawienia, że mogę osiągnąć w życiu wszystko. Większość tych osób zachodzi dalej, bo potrafią z pewnych rzeczy zrezygnować i iść za tymi, które dają im prawdziwą satysfakcję – tłumaczy specjalistka – a jeśli nastąpiłby odwrót do tego by takich ludzi piętnować to byłoby wspaniale.
Krótko: tylko przeciętność nas może uratować. – Pojawia się wiele problemów właśnie z powodu tego, że nasz wyidealizowany świat to nasz prawdziwy świat. Jest konflikt między "ja realnym" czyli jakim jestem, a "ja powinnościowym" czyli jakim powinienem być i "ja wyidealizowanym" czyli jakim chciałbym być. Im większy jest rozstrzał tym są większe problemy. Kiedy te "ja" się nie zgadzają pojawia się frustracja i poczucie winy – tłumaczy Miłosława Janc. A potem już bliska droga do depresji czy anoreksji – dlatego wspaniale się dzieje, że ktoś mówi "Halo! Bądźmy normalni", zauważmy, że to życie nam ucieka, że to życie to rodzina, znajomi, którzy też mają wartość. Może to wszystko stracić robiąc coś co chcą inni lub co nam się wydaje, że chcą inni, a nie to co chce normalny "ja" – wyjaśnia terapeutka. Świadomym przeciętniakom to nie grozi.
"To dobrze, że wymagamy od siebie i od innych. Inaczej życie byłoby tylko przetrwalnią. Nie trzeba się zawodzić, można przyjąć do wiadomości, że nie wyszło, zastanowić się dlaczego i jeżeli można poprawić następnym razem. Zawodzenie jest takie, kur*a, romantyczne. I niepotrzebne."
Przeciętny Rafał, Przeciętne cele w życiu.
"Żyjemy w czasach obnażania swojej prywatności w mediach społecznościowych i kreowania swojego wizerunku za pomocą tanich sztuczek. Jednak mimo, iż nie są one wiele warte to potrafią wzbudzić w nas poczucie bycia gorszym, biedniejszym czy mniej atrakcyjnym. Żeby zdusić w sobie ten ból przeciętności stawiamy sobie wygórowane cele, które mają nas przybliżyć do tych sławnych archetypów sukcesu. Tymczasem bardzo mało ludzi jest świadomym tego, że wierzchołek naszych marzeń jest tylko mitycznym wytworem gry świateł i magii kamer."
Internautka o brzuchu Lewandowskiej
"Wszystko fajnie, wszystko piękne, idealna motywacja, tylko pytanie, czy kiedy na takie zdjęcie patrzy normalna kobieta po porodzie, nie ćwicząca od dziecka zaowodowo i nie mająca takich finansowych możliwości, to nie popada we frustracje i kompleksy, a także sama nie sabotuje poczucia własnej wartosci tylko dlatego, ze tak nie wyglada, a chciałaby."
Kamil Fejfer, Magazyn Porażka
"Media żyją głównie sukcesami. Na przykład prezentują historię człowieka, który sam sobie wydał książkę i został milionerem. Media nie pokazują tysięcy osób, które wydały książkę i nic na tym nie zarobiły i dziesiątek tysięcy, które chciały wydać książkę i im nie wyszło. Przez to do ludzi trafia fałszywy przekaz w stylu „weź coś zrób, a będzie ci dane”. To nierealistyczny obraz świata, przed którym trzeba się bronić."
Kamil Fejfer, Magazyn Porażka
"Z drugiej strony pragnienie sukcesu często jest po prostu potrzebą zwykłej stabilizacji, o którą w Polsce trudno. Czytelnicy naTemat to pewnie klasa średnia zarabiające w okolicach średniej krajowej. Ale tacy ludzie są w mniejszości. Większość Polaków to osoby, które mają problem ze związaniem końca z końcem. Dla nich sukces to 3 tys. na rękę. I to jest strasznie smutne."