
Reklama.
– Pamiętam, że na początku kwietnia było bardzo ciepło. A potem zrobiło się wręcz koszmarnie zimno. Jeszcze w maju nosiłam zimową kurtkę. Dopiero w połowie miesiąca mogłam ją ostatecznie schować do szafy – mówi mi Anna.
– Pomyślałam sobie wtedy, że nasza aura jest fatalna. Przecież tak naprawdę jesień zaczyna się we wrześniu, więc wiosna mogłaby przyjść na stałe już w połowie marca. A nie na chwilę – dodaje.
Anna wbrew pozorom wcale nie jest taka wymagająca w kwestii temperatury. Bardziej chciałaby, żeby w Polsce była prawdziwa wiosna, tak jak jest (zawsze i bez wyjątku) prawdziwa jesień. Bo może i coś w tej logice jest: nasz październik to taki rasowy październik. Co najwyżej kilkanaście stopni na plusie i deszcz. Dużo deszczu. Jeszcze więcej deszczu. Listopad, który doczekał się miliona niecenzuralnych określeń, można w zasadzie przemilczeć. W najlepszym wypadku to ostra jesień, w najgorszym początek zimy.
Na lato najlepsza hiszpańska muzyka i… aura
A wiosna? Albo jej nie ma, albo… jej nie ma. A i lato bywa mocno średnie. Kiedy pytam Katarzynę o polskie lato, odpowiada: – Weź spróbuj sobie zaplanować wcześniej wakacje nad morzem i nie mieć fatalnej pogody. Daj znać jak ci się uda.
A wiosna? Albo jej nie ma, albo… jej nie ma. A i lato bywa mocno średnie. Kiedy pytam Katarzynę o polskie lato, odpowiada: – Weź spróbuj sobie zaplanować wcześniej wakacje nad morzem i nie mieć fatalnej pogody. Daj znać jak ci się uda.
Z taką aurą mało komu się pogodzić. A najtrudniej tym, którzy zasmakowali "innego" słońca. Przykład? Choćby moi rodzice, którzy ponad tydzień temu wrócili z Krety. Od tamtej pory mojej mamie w Polsce nie było gorąco ani razu.
Podobnie sądzą inni. – Ja to w ogóle uważam, że kiedyś były u nas cztery pory roku, a teraz są tylko dwie – przekonuje mnie Katarzyna. I do jednej z tych dwóch pór roku ma poważne zastrzeżenia. – Jest zimno, zimno, zimno, potem trochę nijak, potem trochę czasem na tydzień walnie 35 stopni, a potem znowu beznadzieja. To tak w skrócie – przekonuje mnie.
– Kiedyś była wyraźna wiosna. Było takie 15, 17 stopni, a nie ciągle zimno, a potem od razu gorąco. Potem było ciepłe lato, dalej ładna jesień. Można było chodzić na spacery i zbierać liście. No i na koniec zima. A teraz albo zima, albo chwila upału, albo nie wiadomo co. A najczęściej jest po prostu do niczego – kontynuuje.
To, co ją drażni najbardziej, to właśnie ta niestabilność. – Takie stabilne 28 stopni widziałabym w lato. Choć dla mnie może być i 32 w dzień, a 25 w nocy. Podobają mi się hiszpańskie temperatury. Jestem ciepłolubna – podkreśla. I tak zupełnie przypadkiem przed rokiem była na wakacjach w Andaluzji.
Zgoda na puszczenie nas z torbami
Politycy – oczywiście ci przeciwni akurat obecnej władzy – czy ekonomiści lubią mówić, że Polska może skończyć jak "druga Grecja". To oczywiste nawiązanie do "drugiej Japonii", w którą kiedyś mieliśmy się zamienić. Z drugiej Japonii naturalnie nic nie wyszło, na drugą Grecję podobno wciąż mamy szanse.
Politycy – oczywiście ci przeciwni akurat obecnej władzy – czy ekonomiści lubią mówić, że Polska może skończyć jak "druga Grecja". To oczywiste nawiązanie do "drugiej Japonii", w którą kiedyś mieliśmy się zamienić. Z drugiej Japonii naturalnie nic nie wyszło, na drugą Grecję podobno wciąż mamy szanse.
– Jak razem z tą Grecją przyjdzie do nas grecka pogoda, to trudno, niech tak będzie – mówi mi Jacek, który najczęściej na wakacje jeździ do Hellady. – Gwarantowana pogoda, wcale nie tak drogo, a jeśli nie pojedziesz na Kretę czy Rodos w środku lipca, wcale nie jest tak gorąco.
Jacek, choć ma niezłą pracę w Polsce, wydaje się trochę niedopasowany do polskich realiów. – W Polsce musisz zarabiać pieniądze, żeby nie umrzeć z nudów. Żeby mieć na rozrywki. A w takiej Grecji? Masz słońce i plaże. Możesz zbierać oliwki, żeby związać koniec z końcem, a długimi wieczorami wypoczywać na plaży. Co ci więcej potrzeba. No i ładnie jest nie tylko latem, ale przez większość roku – opowiada. Trochę jakby zapomniał, że nie wszyscy Grecy żyją na wybrzeżu, ale coś jest w jego słowach.
Ideał z młodości
Ale podczas kiedy każdy marzy o lecie greckim czy hiszpańskim, Polska jakby zmieniała się w zupełnie... innym kierunku. – Nasze lato coraz bardziej przypomina takie holenderskie. Albo angielską pogodę. Musisz być gotowy na wszystko. Aura jest bardzo zmienna – mówi Weronika. – Nawet rok temu było cieplej. Nie musiałam ze sobą zabierać do pracy zestawu składającego się z okularów przeciwsłonecznych, a do tego parasola i najlepiej kurtki – podkreśla.
Ale podczas kiedy każdy marzy o lecie greckim czy hiszpańskim, Polska jakby zmieniała się w zupełnie... innym kierunku. – Nasze lato coraz bardziej przypomina takie holenderskie. Albo angielską pogodę. Musisz być gotowy na wszystko. Aura jest bardzo zmienna – mówi Weronika. – Nawet rok temu było cieplej. Nie musiałam ze sobą zabierać do pracy zestawu składającego się z okularów przeciwsłonecznych, a do tego parasola i najlepiej kurtki – podkreśla.
– Ciężko przewidzieć pogodę nawet na trwający już dzień – mówi. – Świeci słońce, a po chwili jest taka burza, że latają rowery. Ale przede wszystkim to jest zimno. Rzadko kiedy jest na tyle ciepło, że mogę wyjść z domu bez jakiegoś sweterka czy płachty – kontynuuje.
A ideał oczywiście jest... zagraniczny. – Idealne lato to było w Stanach Zjednoczonych. Ale tam byłam wieki temu. W Europie słyszałam, że świetne jest w Portugalii – tłumaczy. Czyli jak zwykle: dobrze wszędzie tam, gdzie my nie mieszkamy.
– Optymalnie byłoby 26 stopni i słońce. Czyli nawet trochę chłodniej niż w Bułgarii. O, tamto lato chętnie przeniosłabym do Polski – twierdzi z kolei Aleksandra. I przekonuje mnie, że ciepłego lata w Polsce nie było od siedmiu lat, bo… akurat tyle pamięta. Chociaż chyba już nie pamięta sierpnia 2015.
– Tegoroczne jest wyjątkowo podłe. Współczuję dzieciom, mają zepsute wakacje przez taką pogodę – dodaje.
Brutalna prawda
Za ogólnonarodowym narzekaniem idą w pewnym sensie fakty. Nawet amerykańska agencja NOAA (Narodowa Administracja ds. Oceanu i Atmosfery) przyznała, że i lipiec jest w naszej części Europy nieco chłodniejszy niż zwykle, i Morze Bałtyckie jest chłodniejsze. Ale o żadnym gwałtownym załamaniu nie ma mowy.
Za ogólnonarodowym narzekaniem idą w pewnym sensie fakty. Nawet amerykańska agencja NOAA (Narodowa Administracja ds. Oceanu i Atmosfery) przyznała, że i lipiec jest w naszej części Europy nieco chłodniejszy niż zwykle, i Morze Bałtyckie jest chłodniejsze. Ale o żadnym gwałtownym załamaniu nie ma mowy.
Poza tym wszystko się jeszcze może odmienić – druga połowa lipca ma być w Polsce wręcz upalna. Ale to tylko prognoza.
Niemniej jednak Polska leży w strefie klimatu umiarkowanego, a nie podzwrotnikowego. Takie upały, jak w sierpniu 2015 roku, to raczej przypadek, niż norma. Przypadek, do którego się oczywiście szybko przyzwyczailiśmy i chyba tu jest pies pogrzebany. Także i deszcz nie jest niczym zaskakującym. To, że choćby w Warszawie co chwilę pada, jest w zupełności typowe. Lipcowa średnia liczba dni z opadami to trzynaście. Czyli praktycznie co drugi.
Pozostaje albo się przyzwyczaić, albo emigracja. Nie zarobkowa, tylko pogodowa.