PiS przyspieszyło tempo przybliżania Polski już nie tylko do Węgier, ale raczej do Turcji i Rosji. Kwestią kilku miesięcy powinno być uzyskanie pełnej kontroli nad sądownictwem, a wówczas możliwe będą dalsze rozprawy z wolnymi mediami, organizacjami pozarządowymi i partiami opozycyjnymi. Jeżeli PiS nie wybierze scenariusza zakładającego uczynienia kroku wstecz i samo nie zrezygnuje z władzy niczym w 2007 roku, już zimą Polacy powinni żyć w państwie w pełni autorytarnym. A dlaczego "dobra zmiana" będzie miała na to wszystko szansę? Przez skrajną słabość konkurencji.
Politycy Prawa i Sprawiedliwości są typem ludzi mających respekt tylko wobec tych, którzy potrafią okazać siłę. Jeśli na swojej drodze widzą małe i słabe grupki, idą dalej po ich trupach. Przez ostatnie kilkanaście dni widać to chyba aż nadto wyraźnie. Jednak pierwszy raz Jarosław Kaczyński i spółka poczuli tę słabość konkurencji, gdy o zrealizowaniu "dobrej zmiany" dopiero marzyli. Jak wyglądała kampania prezydencka ? To raczej Bronisław Komorowski ją przegrał, nie Andrzej Duda wygrał. Kilka miesięcy później w kampanii przed wyborami parlamentarnymi mieliśmy powtórkę z rozrywki. Do tego doszło rozmnażanie się konkurencji dla PiS przez pączkowanie i do zwycięstwa "dobrej zmiany" wybitnie przyczyniło się powstanie Nowoczesnej. O koalicyjnej katastrofie Sojuszu Lewicy Demokratycznej już nie wspominajmy...
A po wyborach nastąpił podział nowej opozycji. Pojawił się Komitet Obrony Demokracji, który w oczach części Polaków wyrósł na konkurencję dla istniejących partii politycznych. Gdy jednak zaczęto już wierzyć, że właśnie to będzie siła zdolna zyskać respekt prezesa Kaczyńskiego, okazało się, że obrońców demokracji najbardziej interesuje walka o władzę i przeciwko demokracji we własnej organizacji. Dziś po KOD zostało głównie wspomnienie tego, że jego założyciel to alimenciarz, który dodatkowo doczekał się zarzutów związanych z poświadczeniem nieprawdy i przywłaszczeniem pieniędzy swojej organizacji.
Zaczęło się więc kolejne rozmnażanie przez podział. Dziś swoje pięć minut mają Obywatele RP. I znowu jest nadzieja, że wreszcie ktoś będzie w stanie realnie przeciwstawić się PiS. Nadzieje te podsyca zaangażowanie Władysława Frasyniuka i Lecha Wałęsy, którzy w końcu nie takich jak "dobra zmiana" od żłobu pogonili. Tyle że Frasyniuk rękami i nogami odżegnuje się od prawdziwego powrotu do polityki, a 73-letni Lech Wałęsa nagle podupadł na zdrowiu, gdy przyszedł czas na konkretne działanie. Nic więc dziwnego, że PiS nie zwalnia tempa widząc na ulicach tylko takie przeszkody.
Natomiast to, co Jarosław Kaczyński widzi w parlamencie tylko zachęca do przyspieszenia. Większość sił Grzegorza Schetyny nadal skupionych jest na tym, by utrzymać swój porządek w Platformie Obywatelskiej. O roli lidera opozycji przypomina sobie tylko raz na jakiś czas, wygłaszając jakieś ostrzejsze słowa z sejmowej mównicy. Po czym wraca do ław, sennie czekając na pierwsze potknięcie władzy, ale na tym może Schetynę zastać starość.
Wszystko, co się Platformie udało przez minione dwa lata, to tylko sukces Donalda Tuska przy reelekcji na czele Rady Europejskiej. Tylko, że to żaden sukces PO, bo Donald Tusk od początku do końca załatwił tę sprawę własnymi rękami. No, ale jednak na kilka miesięcy podarował dawnym partyjnym kolegom kilka dodatkowych punktów odebranych PiS i pozwalających wrócić na szczyt sondaży. Wszystko to roztrwoniono w zaskakującym tempie. Dziś badania wskazują, że Kaczyński i spółka nad ekipą Schetyny mają nawet 10-punktową przewagę.
Ba, są sondaże, które wskazuję, iż zrównać się poparciem z partią rządzącą nie miałaby dziś szans nawet koalicja PO i Nowoczesnej. A przecież taką koalicją Ryszard Petru nadal nie jest nawet zainteresowany i kręci nosem na flirt ze "skompromitowanymi pannami". Ze swoimi bliźniaczo podobnymi do konkurencji poglądami Nowoczesna emocjonuje się głównie tym, czy dziś ma akurat 8 czy tylko 5 proc. poparcia. O uśpionych i zanudzających wyborców ludowcach lepiej nie wspominać.
Nie mówcie więc, że to PiS niszczy państwo. "Dobra zmiana" to tylko efekt tego, na co Jarosławowi Kaczyńskiemu pozwolili, pozwalają i wygląda na to, że nadal będą pozwalać inni. Zajęci sobą, potrafiący rzucać tylko puste słowa. Pozbawieni ambicji do prawdziwej walki o władzę i pomysłów, dzięki którym mogliby ją zdobyć.