Słaba płeć? Nie w tym przypadku. 3 historie Polek, które postanowiły rozkręcić biznes za granicą i... odniosły sukces
Alicja Cembrowska
25 sierpnia 2017, 21:19·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 25 sierpnia 2017, 21:19
O tym, czy istnieje coś takiego jak polska blokada mentalna, dlaczego kobiety z Polski musiały wziąć się za produkcję biustonoszy dla Amerykanek, czy Chińczycy lubią pierogi, a Polka może oprowadzać po Andaluzji porozmawialiśmy z przedstawicielkami płci pięknej, które postanowiły wziąć sprawy w swoje ręce.
Reklama.
Dla moich klientów jestem taką dobrą znajomą
Marzy wam się Andaluzja, wycieczka pełna przygód, całodzienne zwiedzanie, ale i z czas na odpoczynek? Właśnie dla takich jak ty ofertę swojej firmy kieruje Kinga Marciniak. Ale od początku. Kinga wydaje się być typem niespokojnego ducha. Przed zamieszkaniem w Sewilli, przez rok jej domem był Mediolan i wydawało jej się, że tak już zostanie. Na zmianę planów namówił ją jednak partner – sewilczyk właśnie. Nie była to zatem decyzja kierowana poszukiwaniem pracy, tym bardziej, że Andaluzja to jeden z biedniejszych regionów Hiszpanii. Dziewczyna przyznaje, że wizja zamieszkania w najdalszym i wyjątkowo gorącym zakątku Europy przerażała ją i to nawet pomimo tego, że przy wcześniejszych odwiedzinach miasto ją oczarowało. - Skakałam na głęboką wodę, ale wychodzę z założenia, że trzeba spróbować wszystkiego, co podsuwa nam życie. Nie zwykłam mówić „nie” takim okazjom. Do tej pory przejeżdżając czasem przez Sewillę nie mogę się nacieszyć tym, że mieszkam w tak fantastycznym i pięknym miejscu. – dodaje Kinga.
Mała Agencja, której dumną mamą jest Kinga, wbrew nazwie nie jest taka mała. Oferuje zorganizowanie wycieczki, kursy językowe we współpracy ze szkołą w Sewilli, pomoc w znalezieniu hotelu, a nawet przeprowadzkę. Czyli organizuje, planuje i rezerwuje. Oferta kierowana jest do Polaków, to z nimi pracuje Kinga. Zdaje sobie sprawę, że poza stolicami i większymi miastami trudno znaleźć polskojęzycznego przewodnika. - Czasem jestem dla klientów głosem zdrowego rozsądku. Niektórzy przyjeżdżają na wakacje z całą rodziną, łącznie z małymi dziećmi, i chcą w tydzień zwiedzić całą Andaluzję która jest jak 1/3 Polski. Powtarzam im wtedy, że zaliczanie wszystkich możliwych zamków w okolicy nic im nie da, bo i tak nic z tego nie zapamiętają. Jestem więc po to, żeby racjonalnie zaplanować odpoczynek. W oparciu o ich oczekiwania i zainteresowania mogę przygotować plan w taki sposób, żeby zobaczyli interesujące rzeczy, ale nie tracili czasu na te, które będą ponad ich możliwości. Wprowadzając zasadę bezstresowych wakacji i to bez biura podróży, trochę czuję się jak człowiek z misją.
Dziewczyna od początku wiedziała, że chce skupić się na własnym biznesie, bo zdążyła się przekonać, że praca na etacie nie jest dla niej i trudno jej dostosować się to narzuconych reguł. Wybór profesji nie był bardzo trudny - jeszcze w Polsce Kinga zajmowała się organizacją imprez i wydarzeń, zrobiła kursy i szkolenia z tego zakresu, a Andaluzja jest terenem bardzo rozwiniętym turystycznie, więc… długo się nie zastanawiała. Chociaż przyznaje, że w momencie wkraczania na rynek, nie miała jeszcze pewności czy na stałe zostanie w Hiszpanii, dlatego nazwa i logo firmy są neutralne.
Turyści, którzy zdecydują się na wakacje z Małą Agencją dostaną, dosłownie, to czego potrzebują. - Zakres moich działań dotyczy wszystkiego, co związane z życiem lub urlopem w Andaluzji. Stawiam na indywidualną formę wakacji, więc pomagam zawsze w takim zakresie w jakim pozwalają mi na to klienci. Nie można przygotować jednej oferty i kurczowo się jej trzymać. W moim przypadku każdy klient to inna historia, inne oczekiwania i zakres współpracy. To potrzebny rodzaj wsparcia w nowoczesnej turystyce. Podróżujemy coraz więcej i częściej. Coraz rzadziej korzystamy z usług dużych biur podróży i wersji hoteli all inclusive.
Kinga porównuje swoją działalność do funkcji dobrego znajomego, który mieszka za granicą i w razie problemów jest do dyspozycji. Tym bardziej, że jakiś czas temu zainwestowała w apartament w centrum miasta. Prowadzi też kilka innych mieszkań, które zawsze są gotowe, by przyjąć gości. Jednak, jak zostało wspomniane, dziewczyna dodała jeszcze jedną gałąź do swojej firmy – organizuje przeprowadzki. - To najbardziej skomplikowany element mojej pracy. Odzywają się do mnie osoby, które są dokładnie w tej samej sytuacji co ja kilka lat temu. Mają się przeprowadzić, ale wydaje im się to zupełnie nierealne. Udzielam im zatem rad technicznych i informacji, które im pomogą zrobić pierwszy krok. A potem kolejne.
Koniecznością jednak jest poruszenie mniej przyjemnej części przedsięwzięcia, czyli formalności. O tym, że założenie własnej działalności wiąże się z ryzykiem i ciężką pracą, wiemy wszyscy. Kinga wprowadza nas za kulisy. - Muszę przyznać, że jako osoba prowadząca działalność gospodarczą w obcym dla mnie kraju, w Hiszpanii spotykam się z wyrazami podziwu. W Polsce dorastałam w przekonaniu, że prowadzenie własnej działalności może i nie należy do najłatwiejszych, ale jest bardzo pożądane i dla wielu osób jest marzeniem. Tutaj kojarzy się raczej z ogromnym obciążeniem i problemami.
Dodaje, że pomimo tego, sama nie ma trudnych doświadczeń, a najbardziej skomplikowane było zarejestrowanie się i otrzymanie karty pobytu (tzw. Numero de Identidad de Extranjero – N.I.E). Jest to konieczne do prowadzenia działalności i rozliczania się na terenie Hiszpanii. Reszta poszła bardzo sprawnie, podobnie jak u dziewczyn z Wellfitting - przez internet. - Rzadko pojawiam się w jakimkolwiek urzędzie. Wszystko, łącznie z zeznaniem podatkowym i podpisywaniem ważnych dokumentów, mogę załatwić poprzez specjalny program, który wystarczy ściągnąć na komputer. Nie mam wprawdzie doświadczenia z prowadzeniem lub rejestracją działalności w Polsce, ale w Hiszpanii wydaje się to bardzo łatwe. Od początku było jednak dla mnie jasne, że będę miała hiszpańskiego księgowego. To on tłumaczy mi zawiłości hiszpańskiego prawa podatkowego.
Co jeszcze jest ważne według Kingi? Uśmiech. Nie można o nim zapomnieć, jeżeli chce się otworzyć jakikolwiek biznes. Hiszpanie są z natury bardzo sympatyczni, więc jeżeli wyprowadzimy ich z równowagi, to w pierwszej kolejności warto spróbować uśmiechem, a nie ciężką artylerią - według relacji Kingi działa nawet na przysłowiową „panią z okienka”! Pomimo tego, że taka działalność wymaga dużo czasu i energii, Kinga przyznaje, że nie żałuje, że podjęła taką decyzję. - Nie mam pragnień stworzenia turystycznego imperium. Praca daje mi satysfakcję, ale to dalej tylko praca. Nie planuję wykonywać jej 24h na dobę, chociaż przyznam, że trudno mi się zupełnie od niej odciąć. To takie moje dziecko. Dbam, myślę i pielęgnuję. Zdarza się, że w niedzielne popołudnie planuję strategie marketingowe. Na gruncie zawodowym w Hiszpanii czuję się jednak zdecydowanie swobodniej niż w Polsce, gdzie mam wrażenie, że wymaga się od ludzi zbyt wiele. Hiszpanie mają niesamowitą zdolność, cieszenia się ze wszystkiego, im zawsze jest dobrze.
Dużych biustonoszy brak
Cztery lata temu Julia Szopa przeprowadziła się do Kalifornii. Gdy wybrała się na zakupy w celu znalezienia stanika idealnego przeżyła niemałe zaskoczenie. W Stanach Zjednoczonych, wbrew pozorom, niełatwym zadaniem było kupienie produktu dobrej jakości, z dużą miseczką adekwatną do obwodu. Razem z siostrą, Amelią Krysztofiak, która dołączyła do Julii, zaobserwowały, że Amerykanki z większymi biustami nie mają zbyt atrakcyjnego wyboru i rynek nie oferuje im wygodnej, dobrze dopasowanej bielizny. Postanowiły, że to zmienią.
Siostry założyły firmę, sklep internetowy Wellfitting, który oferuje aż 160 rozmiarów biustonoszy. Postanowiły wykorzystać rynek polski, bo jak podkreśliła w rozmowie z nami Amelia Krysztofiak, chociaż wydaje nam się, że w Polsce królują znane sklepy sieciowe, to mimo to mamy bardzo dobrze rozwinięty rynek bieliźniarski i produkujemy jedne z najlepszych produktów. Dziewczyny uznały, że skoro klientki w ojczyźnie nie mogą narzekać na wybór, one zajmą się Amerykankami. Z reaserchu wynikało, że dobrze trafiły – kobiety w sieci, na forach internetowych żaliły się, że w swoim kraju stanika większego niż z miseczką D raczej nie uświadczą, polskie marki najczęściej nie miały stron tłumaczonych na angielski, a ewentualne próby kontaktu kończyły się niedomówieniami spowodowanymi użyciem translatora.
A Julia i Amelia miały pomysł i znają angielski. Dodatkowo pierwsza z sióstr, mieszkając w okolicach Doliny Krzemowej miała okazję, by zgłębić temat czysto formalnie. Dziewczyny szybko przekonały się, że założenie spółki nie jest tak trudne jak w Polsce – nie potrzebowały księgowej, tony papierzysk i godzin w kolejkach. Z wkładem 300$ postanowiły, że będą szyć biustonosze. Julia zajęła się stroną techniczną i prowadzeniem działalności, posiadała już doświadczenie i kompetencje w tym zakresie, Amelia projektowała wzory. Aby zabezpieczyć się przed ewentualną porażką przyjęły zasadę – dostajemy zamówienie i dopiero je realizujemy. W celu zagwarantowania klientkom najwyższej jakości ich produkty szyte są u producenta Comexim w Łodzi. A wśród odbiorczyń są Amerykanki, Kanadyjki, panie z Wielkiej Brytanii, RPA czy Korei Południowej.
Gdy odwiedza się stronę internetową sklepu Wellfitting, można poczuć się bardzo komfortowo. Przeglądając ofertę od razu rzuca się w oczy, że modelkami są kobiety naturalne i… zwykłe. Brak tam profesjonalnych modelek. – Nasza firma nie powstała, by zarabiać miliony. Oczywiście zarabianie pieniędzy jest ważne, ale nie najważniejsze. My na pierwszym miejscu postawiłyśmy misję, co tak naprawdę chcemy przekazać. A chcemy przekazać, że każda kobieta jest piękna, może pozbyć się kompleksów i być szczęśliwa w swoim ciele. Dlatego do sesji zaprosiłyśmy 11 kobiet – różnych, innych, a przez to wyjątkowych. – opowiada Amelia.
Chociaż wielu może pomyśleć, że przecież biustonosz to nie jedyna część garderoby, więc dlaczego miałby wpływać na dobre samopoczucie, Amelia podaje przykład jednej z klientek. – Pani na wysokim, menedżerskim stanowisku kupiła u nas bieliznę, a po kilku dniach napisała w mailu, że jej życie się zmieniło. Dlaczego? Bo miała obfity biust i kiedy wchodziła do biura pełnego mężczyzn, ci automatycznie zwracali uwagę na jej „wylewające się” piersi. Gdy bielizna spełnia swoją funkcję – prawidłowo podtrzymuje, układa się na ciele nie czujemy się niekomfortowo, że coś może się wydarzyć. Nabieramy pewności siebie, a to właśnie odbierała pani menedżer zła bielizna.
Co jednak wpłynęło na to, że biznes, którego kapitał początkowy wyniósł 300$ odniósł sukces i ma klientki na całym świecie? – Bez Julii na pewno nic by się nie udało. Uzupełniamy się i jako wspólniczki w pełni sobie ufamy. W USA, a szczególnie w Kalifornii jest takie myślenie „masz pomysł? Super, zrób to!”. Nie ma czasu na gdybanie, wątpliwości i strach. Ja to nazywam blokadą mentalną Polaków – za dużo myślimy nad tym, co może się nie udać. A jak się już spróbuje, to się okazuje, że wcale nie jest tak źle, także… you can do it! – kończy Amelia.
Doświadczenie Julii w zarządzaniu na pewno wpłynęło na sukces, jednak Amelia podkreśla również fakt ułatwionej procedury rejestracji firmy/spółki w USA. Przy odrobinie chęci i poświęceniu czasu na dokładny research, praktycznie każdy może na wzór dziewczyn założyć sklep internetowy. Bez konieczności prowadzenia zaawansowanej księgowości. Nie trzeba mieć wielkiego budżetu i sponsorów, wystarczy dobry pomysł, przemyślana strategia i dużo energii.
Obecnie siostry mieszkają w Warszawie, gdzie założyły drugą spółkę i połączyły ją z amerykańską. Było to konieczne, gdyż chciały na terenie naszego kraju zatrudniać pracowników.
Czy Chińczycy lubią pierogi?
Joanna Boczek i Małgorzata Modlińska poznały się w Szanghaju. Przypadkowo, przez znajomą Polkę. Pierwsza mieszka w tym mieście od 2014 roku, druga od 2012. Obie wyjechały w poszukiwaniu nowych wyzwań, obie są silnymi osobowościami. I wspólnymi siłami wyszło, że obecnie w duecie próbują przekonać Chińczyków (ale i całe grono międzynarodowych smakoszy odwiedzających Chiny), że polskie pierogi są najlepsze na świecie. - Obie obracałyśmy się w szanghajskim środowisku F&B (Food&Beverages). Ja od strony mediów, bo byłam redaktorką jednego z pierwszych i najpopularniejszych blogów w Szanghaju, a Asia pracowała w jednym z najbardziej znanych klubów w mieście. – mówi Gosia.
Gastronomia coraz silniej wdzierała się w życie dziewczyn, aż w końcu, po trzech spotkaniach miejscowej grupy gastronomicznej uznały, że przydałby się jakiś polski akcent na mapie miasta. Po jednym ze spotkań wyklarował się konkretny pomysł – dziewczyny przygotowały pierogi na Polska Night, które to wydarzenie zorganizowała Asia w klubie Craft. - Okazało się, że nasze pierogi zostały przyjęte z wielkim entuzjazmem i tym sposobem dostałyśmy pierwsze zamówienie na Wigilię 2015. – dodaje Gosia.
Pierwsze sukcesy i pozytywne reakcje zachęciły Polki, by spróbować sił w większym przedsięwzięciu. Po dwóch miesiącach przygotowań, stało się – w marcu 2016 roku otworzyły Pierogi Ladies i dumnym krokiem wkroczyły w świat szanghajskiej gastronomii. Lokal znajduje się w popularnej i historycznej dzielnicy Jingan Temple – pięć minut drogi od tej słynnej świątyni. Gosia podkreśla jednak, że bez wsparcia innych przedsiębiorców na pewno nie odniosłyby sukcesu, jednak mit o tym, według jej przypuszczeń, jak trudno rozkręcić swój biznes zapewne powstał w Polsce. - W Szanghaju jest zupełnie na odwrót. Grupy przedsiębiorców łączą się dzięki królującej w Chinach aplikacji WeChat i bardzo wspierają się nawzajem. W tej kwestii Polska mogłaby się wiele nauczyć.
Platforma ułatwia kontakt z mediami, blogerami, a członkowie grup wspierają aktywne uczestnictwo w miejskich wydarzeniach, na których można się promować. Kolejną, równie szeroko wykorzystywaną, aplikacją jest BonApp. Gosia tłumaczy, że przypomina ona Facebooka, ale przeznaczona jest dla restauracji, ludzi z tej branży i klientów, którzy chcą się dzielić swoim doświadczeniem i opiniami. A starzy wyjadacze udostępniają nawet swoje restauracje by promować nowicjuszy w ramach Shanghai Gastronomy Club czy Chef's Table. Takie wsparcie jest nie do przecenienia. Dziewczyny doceniają, że zarówno znajomi z branży, jak i media z wielką przychylnością przyjęły ich pomysł i na każdym etapie służyli wsparciem. – Pomimo pomocy od innych, nie zaczęłyśmy od inwestycji w restaurację. Chciałyśmy najpierw zobaczyć, z jaką spotkamy się reakcją na różnego rodzaju weekendowych marketach. Dlatego przez pierwszy rok miałyśmy tylko kuchnię do produkcji i pojawiałyśmy się na eventach, a także wysyłałyśmy dostawy. Nasze pierogi szybko zostały zauważone przez popularny internetowy supermarket i jeden ze znanych barów Rooster. Zaczęli zamawiać u nas regularne dostawy pierogów.
Pierogi ruskie i ciasto przyrządzane są według tajnego przepisu babci. Ale w menu znaleźć można również autorskie propozycje właścicielek: z serem kozim i burakami, pierogi quesadilla czy Malibu Pierogi z ciastem czekoladowym. Co ciekawe, wielu, szczególnie Chińczyków zaskoczonych jest koncepcją pierogów na słodko i z owocami. Szanghaj jest kulinarną mekką, klienci mają wysokie wymagania, więc i oferta restauracji musi być wyjątkowa i zaskakująca. Gosia zdradza, że gościły nawet sławnych kucharzy z innych knajp, którzy zadowoleni opuszczali Pierogi Ladies - a najedzeni i uśmiechnięci goście to chyba najlepsza rekomendacja.
Szanghaj to inkubator biznesów z całego świata, kreatywny i inspirujący. Jak jednak poradzić sobie z formalnościami w obcym kraju? Gosia podkreśla, że bardzo ważną kwestią jest skorzystanie z usług rzetelnego chińskiego agenta oraz prawnika. Trzeba dobrze dobierać ludzi, z którymi się pracuje. – Myślę, że kluczem do naszego sukcesu jest to, że ufamy sobie na 150 proc., wspieramy się nie tylko w pracy, ale i w życiu prywatnym. I wiemy jak ważny jest balans pomiędzy tymi dwoma płaszczyznami. Uzupełniamy się umiejętnościami, ale poza najbliższym partnerem biznesowym bardzo ważne są również relacje z ludźmi, którzy prowadzą własne biznesy. Warto obserwować, pytać i słuchać rad. Żadna szkoła biznesu nie nauczy tyle, co doświadczenie i pasja innych.
Pierogi Ladies istnieje dopiero rok, więc biznes jest stosunkowo młody, a dziewczyny stawiają na powolny rozwój, unikając zbędnego pośpiechu, nie pomijając szczegółów, które wpływają na odbiór całości. - Obie jesteśmy perfekcjonistkami i myślę, że nasi klienci to doceniają. Zajmie to może trochę więcej czasu, ale widzimy, że takie podejście się sprawdza. Biznes, który jest mały, ale stabilny i ma konkretne plany rozwoju ma duże szanse przetrwania. I dzięki temu, teraz możemy być dumne, że od początku istnienia mamy same pozytywne recenzje!
Nie da się jednak ukryć, że poza perfekcyjnie dopracowanym planem, najważniejsze są podniebienia klientów. Czy Chińczycy lubią pierogi zdradza Gosia. - Chińczycy, szczególnie starsi, są często zaskoczeni, że Polska też ma 饺子 - odpowiednik ich miejscowych pierogów. Wielu z nich to jednak ludzie bardzo otwarci na nowości, więc z ciekawością próbują jedzenia z całego świata. Mamy również sporo klientów ze Stanów Zjednoczonych, Kanady i Europy. Dla nich to nie tylko jedzenie, a często wspomnienia z dzieciństwa i domu rodzinnego. Dlatego Chińczykom dajemy trochę więcej czasu na przekonanie się do naszego jedzenia.
Własna działalność jest nierozerwalną nicią połączona z stresem, ciężką pracą i ciągłym rozwojem, jednak Gosia twierdzi, że nie ma większej motywacji niż świadomość, że robi się coś swojego. - Nic nas tak nie cieszy jak zdjęcia naszego jedzenia, które klienci wrzucają do sieci. Na przykład jeden z naszych pierwszych stałych klientów wybrał się do Australii i opowiadał, że odwiedził inną restaurację z pierogami, ale uznał, że nie zdradzi naszej firmy. I nie zamówił żadnego dania! Dlatego mimo zmęczenia kładę się spać i wstaję z uśmiechem, a zamiast problemów widzę kolejne stopnie do pokonania. A czego można się bać? Chyba tylko tego, że się nie spróbowało.