"Nie oszukujmy się, są wakacje i imprezy są czasem codziennie. Pamiętaj, że możesz pić tylko wódkę, jeden kieliszek to dużo alkoholu i tylko 75 kalorii. Gin też ma ich mało” – poucza 25-letnia Sophie młodszą koleżankę w dokumencie o brytyjskich anorektyczkach „Thin club” z 2004 roku.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Alkoreksja (czasem też drunkoreksja) to póki co raczej termin medialny, niż medyczny, jak nietrudno się domyślić wyrastający z połączenia słów „alkoholizm” i „anoreksja”. Nie istnieje żadna specjalna metoda leczenia, która miałaby pomagać alkorektykom, na razie są leczeni oddzielnie na anoreksję i trafiają do grup AA.
Nie przeprowadzono dotychczas żadnych szczegółowych badań ile jest osób cierpiących jednocześnie na te dwie choroby, a co za tym idzie ograniczających spożywane kalorie jedynie do tych przyjmowanych wraz z alkoholem, jednak według statystyk prowadzonych przez amerykańskie uczelnie wyższe problem ten dotyczy około 60 proc. wszystkich studentów. Badanie nie podają precyzyjnie o jaki stopień i częstotliwość zastępowania jedzenia alkoholem chodzi, jednak pokazują, że niemal co drugiej młodej osobie zdarza się jeść mniej, żeby pić więcej. Samo zjawisko jest prawdopodobnie tak stare, jak powszechny dostęp do tabeli z kalorycznością produktów, ale popularne stało się dopiero wśród millenialsów.
To on są pokoleniem pijącym częściej i więcej od wszystkich poprzednich generacji. Dla wielu z nich picie co drugi-trzeci dzień, czyli prosta droga do choroby alkoholowej jest elementem tzw. stylu życia. Skoro „wszyscy” tak robią, to przecież nie może to być aż takie złe. Poza tym najchętniej spożywanym przez generację Y alkoholem jest wino, mające dobry PR, jak żaden inny trunek, a co za tym idzie kojarzone pozytywnie.
Do tego dzisiejsi 20- i 30-latkowie są pierwszą grupą, która dorastała z dostępem do Internetu, a co za tym idzie w otoczeniu setek tysięcy photoshopowanych zdjęć – zarówno tych z okładek gazet, jak i wizerunków znajomych z mediów społecznościowych. Z tej perspektywy istnienie takiego zjawiska jak alkoreksja nie powinno szczególnie dziwić. I patrząc po komentarzach pod artykułami na jej temat nie dziwi, a przynajmniej nie młode kobiety.
– Na początku studiów rzeczywiście nie jadłam, żeby móc iść na drinka czy wino. Nie chodziło o picie alkoholu, tylko o wyjście z koleżankami na miasto. A że nie miałam na to wystarczająco dużo pieniędzy, oszczędzałam na jedzeniu. Wcześniej mieszkałam w 100-tysięcznym mieście i chodzenie do warszawskich pubów było dla mnie po prostu ekscytujące – opowiada 30-letnia dziś Julita.
Jej przypadek nie jest bynajmniej odosobniony. Z badań przeprowadzonych na University of Missouri wynika, że aż 21 proc. osób jedzących mniej, żeby pić więcej alkoholu robi to ze względów finansowych. Przy czym najczęściej są to młodzi mężczyźni. W ich przypadku najczęściej ograniczenie posiłków ma służyć temu, żeby upić się jak najmniejszą ilością alkoholu, a co za tym idzie, nie nadszarpnąć ograniczonego budżetu. Nie trzeba być lekarzem, żeby zdawać sobie sprawę jak niezdrowe jest spożycie napojów wyskokowych na pusty żołądek.
– Myślę, że przez mniej więcej połowę roku jestem na diecie odchudzającej. Jem mało, ale zdrowo, regularnie ćwiczę. Nie umiem jednak zrezygnować całkowicie z alkoholu, jak zalecają dietetycy. Wolę zjeść mniej i wypić wieczorem piwo, bez poczucia, że rujnuję mój misterny plan żywieniowo-ćwiczeniowy. Ostatnio wpadłam na świetny pomysł – kupuję jedno mocne piwo, zamiast dwóch zwykłych, w ten sposób nie muszę tak ograniczać jedzenia – mówi 26-letnia Anka, dodając, że zdaje sobie sprawę, że pobrzmiewa to patologicznie.
– Nie mam zamiaru się tym przejmować, uważam, że piwo czy dwa co drugi dzień to jest jeszcze picie kontrolowane – odpowiada Anka na pytanie czy nie obawia się, że zmierza do choroby alkoholowej.
Alkoreksja póki co dotyczy głównie młodych osób będących z jednej strony pod presją utrzymania za wszelką cenę szczupłej sylwetki, a z drugiej pragnących życia towarzyskiego oscylującego często wokół weekendowych imprez i wieczornych wyjść na piwo.
W świecie Instagrama, mekki millenialsów, wszyscy jedzą bajkowe desery, ociekające oliwą apetyczne makarony, dzień zaczynają od prosecco, a kończą na kolorowych drinkach. Do do tego wyglądają obłędnie w kostiumach kąpielowych. Tyle że to wykreowana bajka. W niektórych przypadkach nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka.