Michał Fabisiak budzi skrajne emocje, ale po wtorkowym programie "Sprawa dla reportera" jeszcze bardziej się one nasiliły. Widać to choćby na facebookowym profilu stowarzyszenia "Dzielny Tata", które prowadzi. Jedni uważają, że się skompromitował, inni kibicują i gratulują. To on wyjął telefon komórkowy i zaczął prowadzić transmisję na żywo, czym rozwścieczył innych uczestników. Dziś mówi, że zachował się tak, bo program był ustawką, żeby go ośmieszyć. Kim jest Michał Fabisiak, który wywołał największy wstrząs w spokojnym dotąd programie?
Sytuacja miała miejsce w "Sprawie dla Reportera", program poświęcony był działaniom stowarzyszeniu "Dzielny Tata", które pięć lat temu założył Michał Fabisiak. W pewnym momencie pojawiły się krzyki, jeden wielki jazgot. Po jednej stronie siedział on, po drugiej – cała plejada innych osób. Wśród nich m.in. detektyw Krzysztof Rutkowski w asyście zamaskowanych ochroniarzy. Zaproszono też małżeństwo Terlikowskich.
Gdy Fabisiak zaczął nagrywać ich komórką, Tomasz Terlikowski próbował wyrwać mu telefon. – Z Dzielnym Tatą nie ma co rozmawiać, bo to jest "dzielny psychopata" – rzucił w końcu pod jego adresem, po czym wszyscy zaraz wyszli ze studia. – Od początku wyzywał innych uczestników, był niezadowolony ze składu w studiu, z tego że ktoś mówi inaczej, niż on sobie wyobraża – mówiła "Wirtualnym Mediom" Elżbieta Jaworowicz, więcej o tej awanturze pisaliśmy tutaj.
"To była pułapka. To był atak"
Michał Fabisiak wyszedł w tym programie na pieniacza i tak przez wielu jest dziś odbierany. Na jego Facebooku roi się od komentarzy typu: "Wstyd, żenada, brak kultury".
Nie wszyscy mają świadomość, jaka ciągnie się za nim historia. Ojca, który od siedmiu nie widział syna zabranego przez matkę. I którego czterokrotnie próbował jej odebrać. "Rzucili się na człowieka, jak jakieś bestie. Super, byle więcej takich odważnych" – tak komentują to, co się wydarzyło na Woronicza jego zwolennicy. On też widzi to zdarzenie na Woronicza zupełnie inaczej.
– To była pułapka. To był atak na mnie, nagonka. Rambo 8. Że Fabisiak nie będzie nam podskakiwał. Wszystko było przygotowane pod kątem ośmieszenia stowarzyszenia DT. Program miał być tendencyjny. Padły tezy, że to DT porywa dzieci, a przypominam, że to nam dzieci odebrano. Poza tym omawiano sprawę ojca, który już po uprowadzeniu swojego dziecka zwrócił się do nas – mówi Michał Fabsiak naTemat. Jak tłumaczy, zaczął nadawać relację na żywo również z obawy o swoje życie.
– Niech pani sobie wyobrazi, że widzi pani w studiu ludzi w kominiarkach, którzy wskazują na panią palcem. Można powiedzieć, że tacy sami zabrali mi syna 7 lat temu. Napadli mnie w mieszkaniu, pobili i wykasowali nagranie z komórki, które wtedy nagrywałem. Dlatego teraz wybrałem relację na żywo – mówi.
"Żona chciała większe mieszkanie"
To smutna historia. Sam opisał ją w internecie, stała się zarzewiem dla powstania stowarzyszenia, do którego w ciągu 5 lat zgłosiło się 2830 pokrzywdzonych ojców. Historia zaczęła się od tego, że jego żona bardzo chciała zmienić mieszkanie na większe. "Bo ma brata niepełnosprawnego, bo rodzice muszą z nim przyjeżdzać, bo teściowa nie ma gdzie spać - powiedziałem ok - sprzedamy nasze, wynajmiemy inne i znajdziemy duże" – tak zaczyna się ta opowieść.
Skończyło się na kredycie we frankach, który w ciągu roku urósł z 900 tys. do 1,3 mln. A także na zniknięciu żony. "Żona stwierdziła że nie będzie spłacać kredytu, bo nie chce biedować. W 2010 roku zabrała syna" – opisuje w sieci. – My się nie kłóciliśmy. To nie tak. Ona po prostu jednego dnia zniknęła. Krew mi wtedy leciała z nosa – mówi.
Po pół roku odbił syna, ale po 3 dniach dziecko zostało mu odebrane. "Wycięli mi zamki, policja dusiła mnie w domu żebym oddał syna" – opisuje na stronie Dzielnego Taty. Tu znajdują się różne nagrania i zeskanowane dokumenty dotyczące tej sprawy.
Marek ma dziś 9 lat. – Odbijałem go już cztery razy. Wynająłem detektywa.Dziś nic o nim nie wiem. Nie wiem, jak wygląda. Jest w Łodzi. Podobno nie chodzi do szkoły, ale ma prywatne, indywidualne nauczanie w domu – takie docierają do mnie informacje – mówi. W styczniu tego roku dostał rozwód. Ostatnio słyszał, że była żona szykuje się do ślubu. On sam jest już w innym związku. Jego partnerka jest w podobnej sytuacji: – Od trzech lat nie widziała swoich dzieci. Dopiero ostatnio wywalczyła kontakt z nimi. Byliśmy z nimi na wakacjach
Głośno w mediach
Sprawa mieszkania na warszawskim Ursynowie się ciągnie. Zostało zlicytowane, mówi, że była żona dostała swoje pieniądze, ale on ciągle tu mieszka, sprawa jest w prokuraturze. Cała ta historia jest niezwykle skomplikowana. I co jakiś czas o Dzielnym Tacie głośno robi się w mediach.
Na przykład tu – w 2014 roku, gdy policja użyła wobec niego siły. Członkowie Stowarzyszenia Dzielny Tata w Dniu Dziecka demonstrowali wtedy na Krakowskim Przedmieściu. Śpiewał hymn, gdy go wynoszono.
Albo z powodu oskarżeń o kłamstwa. "Człowiek który, w założeniu, ma nieść pomoc ojcom, grozi im odbieraniem" – oburzał się jeden z ojców w 2015 roku. To była głośna sprawa uprowadzenia 3-letniego Fabiana. Film na ten temat też pojawił się w sieci.
Już był kiedyś u Jaworowicz
Michał Fabisiak nie pracuje od 7 lat. Zajmuje się stowarzyszeniem, mówi, że ma mnóstwo roboty. Powtarza, że walczy o ojców, że z polskiego prawa trzeba usnąć artykuł 26 KC ("O tym, że miejsce zamieszkania dziecka jest u tego, kto uprowadzi"), a artykuł 28 trzeba zmienić ("bo mówi, że obywatel RP ma tylko jedno miejsce zamieszkanie. Trzeba zapisać, że do 18 roku życia może mieć dwa miejsca zamieszkania przy każdym z rodziców") i wpisać definicję opieki naprzemiennej.
To nie była jego pierwsza wizyta w programie Elżbiety Jaworowicz. Mówi, że był tu już kilka lat temu, ale wtedy to on wyszedł po 40 minutach, bo nie zadawano mu żadnych merytorycznych pytań. "Za pierwszym razem był niezadowolony z przebiegu programu i wyszedł ze studia. Nie podobało mu się, że system prawny nie broni praw ojców. Kiedy gościł drugi raz, zachowywał się w miarę poprawnie" – tak porównała oba programy Elżbieta Jaworowicz.
– Zająłem się sprawami ojców, bo jako pokrzywdzony ojciec założyłem stronę i zgłosiło się na nią 150 osób. Dziś w każdym miesiącu zgłasza się 100 osób. Ja w swojej sprawie właściwie już straciłem nadzieję – mówi.