"Najgorsza para, oszuści i nie zasłużyli swoim zachowaniem na wygraną", "Przez to, że tyle razy złamali zasady nie powinni zostać dopuszczeni do finału" – tego typu komentarzy na profilu programu "Azja Express" pojawiły się wieczorem setki. Ale i nie brakowało takich: "Kibicowałam im od samego początku. Mówili wszystko szczerze i bez cukierkowania", "Super!!! Jedna z najlepszych par!! Otwarcie mówili, że walczą o wygraną, a nie tak jak Piróg mówili, że nie, a potem w wyścigu walczyli na całego, jakby nigdy nic!".
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.
Antoni Pawlicki i Paweł Ławrynowicz zostali zwycięzcami drugiej edycji programu "Azja Express" w TVN. W finale pokonali Michała Piroga i Piotra Czaykowskiego dosłownie o włos – dobiegli na metę zaledwie niecałą minutę przed rywalami.
Ten werdykt wzbudził ogromne emocje, a fani programu pozostali mocno podzieleni. Na 10 tys. reakcji pod postem TVN połowa to emotikonka "Wrr". Gdy się prześledzi komentarze pod wpisami z odcinków przed finałem, można dojść do wniosku, że sympatia widzów była raczej po stronie Marty Wierzbickiej i Staszka Karpiela, którzy zajęli trzecie miejsce, oraz właśnie Michała Piroga i Piotra Czaykowskiego, którzy musieli się zadowolić miejscem drugim, choć zwycięstwo było o krok.
Rozmawialiśmy z Michałem Pirogiem o tym, jak wspomina tę porażkę, jak ocenia zachowanie swoich rywali, kto wiedział, że nie zwyciężył, zanim dowiedzieli się o tym wszyscy z telewizji oraz kto – choć widzowie tego nie dostrzegli – zasługuje na specjalną nagrodę publiczności.
Ciężko było wytrzymać, by nie powiedzieć nikomu, jak się skończył program i kto jest zwycięzcą "Azja Express"?
Nie, nie było ciężko zachować tego w tajemnicy. Choć faktycznie w ostatnich miesiącach chyba nie spotkałem takiej osoby, która by się o to nie pytała. W pewnym momencie było już faktycznie bardzo gęsto. Gdy pytały osoby nieznajome na ulicy czy w sklepie, to jeszcze łatwo było wybrnąć, mówiąc: "przepraszam bardzo, ale jestem zobowiązany do milczenia i naprawdę nie mogę nic powiedzieć". Ale kiedy pytały osoby najbliższe, to było to trudniejsze. One nas już w pewnym momencie podejrzewały, że ich okłamaliśmy, mówiąc, że nie wygraliśmy...
Jak to!? Czyli jednak ktoś wiedział!?
...nie będę kłamać, że mama moja nie wiedziała. Wiedziała. Wiedział też mój brat oraz moi agenci. To są osoby, do których mam pełne zaufanie, że nie puściliby tej informacji dalej. Ale i oni wiedzieli tylko tyle, że nie wygrałem. A tymczasem oglądali w telewizji, że przechodzę z odcinka na odcinek, że jestem w finale.
Zresztą czasem z Piotrkiem w rozmowach ze znajomymi wpuszczaliśmy ich w maliny. Mówiliśmy im: "ooo, zobaczcie, tamta para, jak oni sobie super radzą". A potem znajomi widzieli, że tamta para odpada, a my idziemy dalej. Więc mówili nam: "coś chyba kłamiecie" i podejrzewali, że to my wygraliśmy.
Trudno im się dziwić – przecież było tak blisko!
Ale nie zamierzałem nikomu psuć zabawy w oglądaniu tego programu. Sam jestem fanem kilku seriali i gdyby ktoś mi powiedział przedwcześnie, jak to wszystko się zakończy, to chyba bym mu krzywdę wyrządził. Bo z jednej strony zaspokoiłby moją ciekawość, ale z drugiej – zniszczyłby to całe napięcie w chwili, gdy się to ogląda...
W finale "Azji Express" napięcie trwało do ostatniej chwili. Śni się Panu ta niecała minuta, której zabrakło do zwycięstwa?
Nie, bez przesady. Tak naprawdę minęło pół roku od momentu, kiedy myśmy skończyli zdjęcia i emocje w nas już trochę opadły. Czasami to już nawet zapominaliśmy o tym, co tam się działo.
Fakt, temat powracał jak bumerang. Przeżyliśmy tam naprawdę cudowną przygodę a dzięki temu, że odcinki były emitowane po naszym powrocie, że dyskusja na ten temat się wciąż toczyła, my mogliśmy to wszystko przeżywać trochę dłużej niż to trwało w rzeczywistości. Był też czas na to, żeby się bardziej zastanowić nad tym, czy to by dobrze, gdybyśmy wygrali, czy niedobrze.
Post udostępniony przez Michal Pirog (@michalpirog)
Ja nie patrzę na to tylko przez pryzmat "musisz wygrać, musisz być pierwszy". Nie jestem zwolennikiem teorii "wszystko za wszelką cenę". Ważne jest choćby to, jak by to zostało odebrane. Ja jestem osobą współpracującą z TVN i mam pełną świadomość tego, co się dzieje, kiedy w tego typu programach wygrywają ludzie, którzy są jakoś związani ze stacją.
Chyba nie chce Pan powiedzieć, że nie zależało Panu na zwycięstwie.
No, nie. Nie chcę, żeby wyszło teraz, że my specjalnie przegraliśmy. Absolutnie tego nie powiedziałem. Kiedy trwa ten wyścig, są takie momenty, że przestajesz się zastanawiać, po co biegniesz. Po prostu biegniesz. Taki efekt kuli śniegowej – potoczyła się i już. Biegniesz nawet nie po to, żeby wygrać, tylko żeby skończyć. Jest 50 stopni i czym prędzej chcesz to mieć za sobą.
Tak było w dniu finału. Piotr miał trochę mniej biegania. Ja natomiast z operatorem przebiegłem w sumie w takim upale 23 kilometry i były takie chwile, że myśleliśmy, iż wylądujemy na OIOM-ie. Do tego momentu byłem przekonany, że nie jestem w stanie przebiec więcej niż 2 kilometry. I tego dnia biegłem właśnie bardziej po to, by to już się skończyło, a nie po to, by wygrać.
Operator nadążał?
W tym odcinku akurat biegłem z operatorem, o którym mówiono, że generalnie nie biega. Tymczasem on nie powiedział ani słowa. Na nic się nie skarżył. A po całym wyścigu, jak już wsiadaliśmy do auta i nas odwozili do hotelu, to gdy on podniósł nogę, z nogawki jego spodni poleciała fontanna potu – tak go wykończyły te 23 kilometry w 50-stopniowym upale.
A tymczasem cały splendor spływał na gwiazdy programu. Operatorzy byli niewidoczni. Jeśli chodzi o warunki, to mieli tam jakoś lepiej od was?
No, trochę tak. Oni mieli na przykład dostęp do jedzenia, do jakichś witamin. Nie musieli się też martwić o nocleg – spali w hotelu oddalonym od nas. Nie zawsze ich hotele były lepsze, czasem nam się zdarzało trafić coś lepszego, ale nie zastanawiali się nad tym, gdzie będą spać i co jeść.
Aczkolwiek bieganie z kamerą nie jest zadaniem łatwym. Jeszcze w takim wyścigu, że łapaliśmy stopa, potem trochę biegliśmy, to było do wytrzymania. Ale bywały takie dni, że biegaliśmy 10 kilometrów i więcej i kamera przy takim biegu jest na pewno dużym obciążeniem. Uważam więc, że operatorzy programu "Azja Express" powinni dostać nagrodę publiczności.
Tymczasem sympatia publiczności, jak można wnioskować z internetowych dyskusji, była raczej po waszej stronie, po stronie Marty Wierzbickiej i Staszka Karpiela. Raczej nie po stronie pary, która wygrała.
Ja myślę, że to się zmieniało. Antek i Paweł też zaskarbili sobie sympatię dużej części widzów. Tak jak my, bohaterowie programu, jesteśmy różni jako ludzie, tak i widzowie są różni. Każdy ceni sobie inne emocje, inne wartości i dopinguje różnym bohaterom.
O niektórych zachowaniach zwycięskiej pary pewnie i wy dowiedzieliście się dopiero podczas emisji programu – choćby o włożeniu materiału pod czapkę, by nie bolała głowa podczas niesienia na niej towaru albo o jakichś homofobicznych rymowankach...
Z tym, co ktoś sobie myśli, nie ma co walczyć. Jedyne co w tej kwestii mogę powiedzieć, to to, że jestem zadowolony z udziału w finale i z tego, że my nigdy nie złamaliśmy reguł tego programu. I tutaj bym postawił kropkę.