Klasyczna elegancja nie jest zagadnieniem w którym polscy mężczyźni czują się szczególnie dobrze. Zresztą nie oszukujmy się. Nie tylko elegancja „klasyczna” polegająca w dużym uproszczeniu na umiejętności wybrania ubrań przyzwoitej jakości w stonowanych kolorach i we własnym rozmiarze, ale elegancja w ogóle. Za uszami swoje mają jednak nie tylko mężczyźni w sile wieku, wyśmiewani tyle rubasznie, co klasistowsko pod postacią mitycznego Janusza (męża Grażyny), ale i młodzi faceci ubierający się często, jakby nie skończyli jeszcze liceum.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
Przychodzi taki czas, kiedy piwo z chłopakami przestaje być priorytetem, a piłka nożna ulubionym, jeśli nie jedynym, tematem do rozmów. Stąd już tylko krok do całkowitego porzucenia młodzieńczych ideałów – zakupu kremu do twarzy i pożegnania mundurku nieobowiązkowego każdego licealisty – T-shirtu z nadrukiem.
Niezależnie od printu, który nosisz, zasada jest jedna – jeśli ukończyłeś jakiś czas temu studia, nie podróżujesz akurat po Bałkanach, ani nie jesteś programistą-metalem, czas powoli zacząć myśleć o reorganizacji szafy. Koszulki z olbrzymim logiem znanej marki, czy po prostu ze „śmieszną” grafiką powinny płynnie przejść z kategorii „ubrania wyjściowe” do kategorii „do spania” lub bez cackania się – „do podłogi”. To znaczy powinny, o ile w najbliższych latach masz zamiar dostać awans, chciałbyś, żeby ludzie przestali zwracać się do ciebie „Krzysiu” lub masz już dość randek z 19-latkami mającymi problemy z facetką od fizyki.
Geneza męskiej miłości
Niewinnych polskich chłopców wprost w bawełniane ramiona wstrętnych T-shirtów popycha nie kto inny, jak społeczeństwo. Podczas gdy dojrzewające rówieśnice mogą eksperymentować z wizerunkiem na kilku poziomach – farbując włosy lub ścinając je na krótko, odsłaniając lub zakrywając ciało w pełnej palecie barw i krojów, chłopakom zostają nędzne ochłapy. Ogół znosi bowiem odrobinę fantazji jedynie w kwestii butów (i to tylko sportowych – jeśli chodziliście do gimnazjum, na pewno orientujecie się, że zielone, zamszowe mokasyny na nogach 14-latka to śmierć jeszcze przed długą przerwą).
Drugim polem do eksperymentowania są koszulki. Mają nad butami tę podstawową przewagę, że przeciętny nastolatek jest w stanie odłożyć na nie pieniądze z kieszonkowego. Na Air Maxy np. 97 Silver Bullet za prawie 800 zł trzeba by chwilę pooszczędzać, a odwlekanie przyjemności w nadziei na (wątpliwą w tym przypadku) gratyfikację, nie należy do najmocniejszych stron nastolatków.
Młodzi mężczyźni w kwestii wyboru T-shirtów dzielą się na cztery główne plemiona. Team playerów – szczep typu pierwszego stawia na koszulki z ulubionymi muzykami (gatunki muzyczne wszelakie), drugi to sportowcy/kibice w koszulkach ulubionych drużyn. Kolejna grupa to markowi – spectrum od Adidasa, przez Freda Perry’ego aż po Tommy’ego Hilfigera (w zależności od grupy rówieśniczej i zasobności portfela). Wreszcie zabawni i ci, którzy za takich się uważają – w koszulkach ze „śmiesznymi” napisami i nadrukami (np. krawata i guzików na gorsie).
Zmian bolesne początki
Jakkolwiek to dość oczywiste, że w pewnym wieku bardzo mocno potrzebujemy czuć się częścią jakiejś grupy, jako że to pomaga nam na zbudowanie tożsamości, z wiekiem ta potrzeba naturalnie słabnie. Garderoba wielu mężczyzn pozostaje jednak niezmienna. Rolę odgrywa tu na pewno brak zainteresowania modą. U osoby, która nie dostrzega zmieniających się trendów, modę zastępuje to czy w subiektywnym odczuciu noszącego ubranie jest „fajne”. Jeśli przez cały okres adolescencji chodziło się w koszulkach, które za takie uchodziły (koledzy zazdrościli, dziewczyny robiły maślane oczy), trudno zorientować się samemu, że coś się w tym temacie zmieniło. Zwłaszcza jeśli nie ma się pojęcia, że trendy mają kilka obiegów, zmieniają się w czasie i oddziaływują nawet na środowiska modę mającą teoretycznie w głębokim poważaniu.
Znakomitym przykładem ilustracyjnym będą tu wąskie spodnie. Pamiętam jak kilka lat temu słuchałam zachowującej pozory logiki rozmowy kolegów, którzy dowodzili, że rurki oznaczają wiadomą orientację seksualną. Argumentem koronnym było tu, że przecież kobiety akurat na kształt męskich nóg nie zwracają uwagi. Dziś w spodniach „dla dziewczyn i homoseksualistów” wszyscy dyskutanci paradują. Ostatnio nawet jeden z nich żalił się, że nie mógł kupić sobie spodni, bo wszystkie były za szerokie i okropnie to wyglądało.
Wracając do nieszczęsnych T-shirtów z nadrukiem – to kwestia nawyku, który dostał w przeszłości sporo wzmocnień. Zmian w męskiej garderobie najczęściej zaczynają się w stadzie. Mężczyzna trafia do nowego miejsca pracy, gdzie panuje nieco inny styl, niż ten, który widział dotychczas. To nie wystarcza do zmiany przyzwyczajeń, o ile inni faceci nie będą nowemu w grupie na jakimś poziomie imponować. Mogą być świetni w tym, co robią lub po prostu „fajni” (skądś to już znamy).
Jeśli nic takiego nie ma miejsca, między ukochaną koszulkę, a faceta wkracza najczęściej kobieta. Oczywiście o ile nie jest to ciężki kaliber z napisem „Miałem pić z umiarem, ale umiar nie chciał pić ze mną” czy „Coco Jumbo i do przodu” (stylizowane na logo Coca-Coli). Kobieta prosi i poucza, a jeśli związek stanie się także kohabitacyjny – wyrzuca w końcu sama co trzeba.
I nie jest to sprawa gustu, braku poczucia humoru lub rozmijającej się estetyki, ale kwestia atrakcyjności seksualnej. Facet w koszulce z nadrukiem to dla lwiej części kobiet chłopiec. Z chłopcem i owszem, może być zabawnie, ale ciężko wokół postaci chłopięcej nadbudować jakieś wyobrażenia (od romantycznych, po erotyczne). Przekładając na męski słownik – T-shircie z napisem jest mniej więcej tak atrakcyjny seksualnie, jak kobieta w spranych bawełnianych majtkach w napisy „Monday”, które można podziwiać za sprawą za małych na nią o rozmiar biodrówkach.
Terapia-psychoterapia-elektrowstrząsy
Względnie łatwo leczą się z nadruków mężczyźni swego czasu uwielbiający koszulki markowe. Być może dzieje się tak dlatego, że przechodzą płynnie do świata koszul markowych, a te mniej dają po oczach, choćby dlatego, że są przeważnie przyzwoicie skrojone. Poza tym dla nastolatka T-shirt Adidasa za sto złotych może być po prostu symbolem luksusu, dla tych, którzy pamiętają Polskę świeżo po transformacji ustrojowej, zagraniczne marki, oglądane wcześniej na Olimpiadzie czy Mistrzostwach Świata w Piłce Nożnej były podwójnie ekscytujące.
Szczególnie przywiązani do instytucji jaką jest męska koszulka są fani zespołów muzycznych, którzy potrafią powitać zakola w nieściąganej od 1999 koszulce AC/DC. Noszenie w pewnym wieku T-shirtu ulubionej kapeli jest do pewnego stopnia śmieszne. To trochę taka szczeniacka deklaracja nie działająca na żadnym innymi polu. Nie nosimy wielkich krzyży na szyjach ani bluz absolwenckich z liceum czy ze studiów, które w sposób naturalny zaczynają być traktowane jako pamiątkowe. Los pamiątki jakoś omija T-shirty z ulubionymi zespołami.
W modzie nic jednak nie ginie. Koszulki zespołów zyskały jednak drugi, do pewnego stopnia ironiczny obieg. Projektanci zamienili już plastikowe torby kojarzone z bazarami Europy Wschodniej i Centralnej, wyśmiewane przez lata połączenie skarpetek z sandałami czy logo firmy kurierskiej DHL w tyle pożądane, co zaporowo drogie dodatki. W 2012 Nicolas Ghesquière zaprojektował dla Balenciagi bluzy z napisami używając fontu do złudzenia przypominającego ten użyty w logotypie Iron Maiden. Potem koszulki zespołów mające łatkę czegoś anty-modowego (żeby nie napisać po prostu: obciachowego) zaczęły nosić gwiazdy.
A że była wśród nich Kendall Jenner, najlepiej zarabiająca i najpopularniejsza w mediach społecznościowych modelka na świecie, trend w oka mgnieniu podłapały sieciówki i małolaty na całym świecie. Być może argumentem dla opornych noszących będzie właśnie fakt, że w tych czasach T-shirty kapel metalowych i rockowych noszą głównie 15-latki. Połowie z nich nie zaświtała w głowie myśl, że Metalica to jakiś zespół.
Są gusta i guściki, co nie znaczy, że o gustach się nie dyskutuje. Podobnie jak określone wrażenie wywołuje kobieta w niebotycznie wysokich szpilkach po kilku widocznych operacjach plastycznych, nie mniej określone wrażenie wywołuje mężczyzna ponad 30-letni w T-shircie z nadrukiem. Zawsze kiedy trafiam na program Mai Sablewskiej czy inny program z rodzaju „ach więc teraz cię przebierzemy, co zmieni twoje życie na lepsze” zastanawiam się dlaczego nie ma analogicznego formatu dla facetów. W Polsce taki program przydałby się im o stokroć bardziej, niż kobietom.