Szefa polskiego rządu zaprasza na obiad, na posiedzeniach klubu parlamentarnego przemawia często i dobitnie, a koledzy grożą, że z tak niepokorną postawą kariery w PO nie zrobi. Poseł John Godson robi wszystko, by nie zapamiętano go jedynie jako "pierwszego czarnoskórego posła w polskim parlamencie".
Jest 14 grudnia 2010 roku, trochę po ósmej. John Godson przechadza się przed wejściem do Sejmu. Zdenerwowany, bo za chwilę zostanie zaprzysiężony na posła, pierwszego czarnoskórego w historii polskiego parlamentu. – Spotkałem go przed drzwiami. Szedł sam, trochę zdezorientowany i zestresowany. Podprowadziłem go do sali plenarnej, gdzie po kilku minutach rozpoczęło się zaprzysiężenie – wspomina Jerzy Borowczak, poseł PO i kolega Godsona z sejmowej komisji skarbu i Zespołu ds. Afryki.
Minęły niespełna dwa lata, a po stresie i zdezorientowaniu nie ma już śladu. Poseł John Godson czuje się w Sejmie i w polskiej polityce jak ryba w wodzie. Na początku był polityczną płotką. Teraz aspiruje na rekina.
Misjonarz
Godson Onyekwere (bo tak brzmiało kiedyś imię i nazwisko posła) przyjechał do Polski z Nigerii w 1993 roku. Kilka lat wcześniej przeczytał artykuł o tym, że KGB na wschodzie Europy zabiło kogoś za wiarę. Jak sam mówi, chciał być "misjonarzem wśród prześladowanych chrześcijan". Na miejscu okazało się jednak, że nad Wisłą nikt chrześcijan nie prześladuje, więc jego misjonarskie posłannictwo stanęło pod znakiem zapytania.
Zamiast pomagać prześladowanym za wiarę, sam stał się prześladowanym za… kolor skóry. Dwa razy został pobity. – Napadło mnie trzech chłopaków: jeden pluł, drugi próbował zgasić na mnie papierosa, trzeci uderzał – mówił w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej". Zaraz jednak zaznaczył, że podobne ekscesy potem się nie zdarzały. Ostatni to ten z posłem Markiem Suskim z PiS, który nazwał go "murzynkiem".
Godson misjonarzem został w trochę inny sposób. W Choszcznie (80 km od Szczecina) razem z żoną założył dom opieki społecznej. Pomagali bezrobotnym, ubogim, wielodzietnym rodzinom. Już wtedy miał okazję zanurzyć się w politykę, bo PSL oferowało mu kandydaturę w wyborach do rady powiatu. – Zacząłem się zastanawiać, z kim byłoby mi bardziej po drodze i wymyśliłem, że z PiS. Bardzo mi się ich nazwa spodobała. Ale mi nie odpowiedzieli – wspomina.
Pastor z batem
W 2003 roku Godson z rodziną przeprowadził się do Łodzi. Działał w radzie osiedla, a wkrótce potem zapisał się do Platformy Obywatelskiej, która doprowadziła go do stanowiska w łódzkiej Radzie Miejskiej. Prawdziwą sensację wśród wyborców wywoływał wtedy fakt, że ich radny jest pastorem Kościoła Zielonoświątkowego. Dlatego zawiesił tę działalność, ale wciąż publicznie mówi o tym, że jest głęboko wierzący i modli się po kilka godzin dziennie. Na jego stronie internetowej i profilach społecznościowych można znaleźć sporo cytatów z Biblii. – To moja lektura nr 1 – przyznał kiedyś.
W duchu wiary i tradycji wychowuje swoje dzieci. O tym też mówi publicznie. – Np. jeśli córka uderzy w twarz brata, biorę kapcia i bach w pupę – stwierdził w "Dużym Formacie". Godson nie daje się przekonać, że "kapciem bach w pupę" robić nie wolno. Surowe metody wychowawcze to jeden z elementów jego konserwatyzmu.
Drugi element to zasada, że dzieci ma być co najmniej kilka (sam ma czwórkę). – Jeżeli możesz mieć jeden dziecko, też możesz mieć dwójka. A jeżeli możesz mieć dwójka, też możesz mieć trójka. Ja zrobiłem swoje! – przekonywał z sejmowej mównicy (za tą wypowiedź został wyróżniona Srebrnymi Ustami 2012).
Poseł za grosze
1000 zł - tyle dostał John Godson na kampanię wyborczą do parlamentu w 2007 roku. A, i jeszcze przedostatnie miejsce na liście wyborczej. Nic nie zapowiadało sukcesu. Nikt się więc nie zdziwił, kiedy Godson nie dostał przepustki do parlamentu. Zaskoczeniem była jednak liczba głosów, ponad cztery tysiące, czyli więcej od bardziej doświadczonych kolegów i koleżanek. Sensacja miała jednak dopiero nadejść.
Jak Godson znalazł się w Sejmie? Drogę na Wiejską utorowały mu dwie kobiety: Hanna Zdanowska i Hanna Skrzydlewska. Obie w wyborach parlamentarnych dostały się do parlamentu i obie w trakcie kadencji złożyły mandat. Pierwsza została prezydentem Łodzi, druga europosłanką. Na liście rezerwowych następny był właśnie Godson. "W Sejmie miałem łzy w oczach" – wyznał po zaprzysiężeniu.
Jerzy Borowczak z PO: – Od pierwszego dnia jest bardzo lubiany, nie tylko w naszej partii. Poza tym jest niezwykle pracowity, ale też prywatnie potrafi się wyluzować. Ostatnio na przykład wspólnie podrzucaliśmy do góry jednego z posłów z okazji jego urodzin – mówi poseł Jerzy Borowczak.
Joachim Brudziński z PiS: – Akurat pan poseł Godson jest tym politykiem PO, jest ich kilku czy kilkunastu, których bardzo chętnie widziałbym w naszych szeregach.
Niezdyscyplinowany
Jest 10 lipca 2012 roku, wyjazdowe posiedzenie klubu poselskiego PO w Jachrance. Mowa o projektach ustawy w sprawie in vitro. – Poseł Godson wstał i mocno powiedział, że jeśli będzie dyscyplina w głosowaniu nad in vitro, on wystąpi z klubu. To nie pierwszy raz, kiedy jest taki szczery na posiedzeniach klubu – relacjonuje Jerzy Borowczak. W mediach szybko pojawiła się informacja, że Godson sprowokuje rozłam w Platformie.
Jego wystąpienie spodobało się Tomaszowi Terlikowskiemu, redaktorowi naczelnemu "Frondy". "AfroPolak i zielonoświątkowiec uczy polskich katolików z PO, co znaczy być katolikiem naprawdę. Poseł Godson jest nosicielem wartości, on jest tym, który potrafi pokazać, na czym polega rzeczywista cywilizacja" – skomentował Terlikowski.
Teraz wszyscy pytają: czy Godson opuści partię i pociągnie za sobą konserwatywnych posłów? Sądząc po wypowiedziach partyjnych kolegów, w PO dużej kariery nie zrobi. – Ja bardzo lubię i szanuje pana posła Godsona, nie sądzę jednak, by prezentowanie skrajnych i radykalnych poglądów było w naszej partii fundamentem do wzmacniania własnej pozycji politycznej. Może w radykalnych partiach, ale na pewno nie w Platformie. U nas ceni się ludzi zachowujących w sposób wyważony, racjonalny i odpowiedzialny. Interes wspólnoty powinien być bowiem ważniejszy do własnego – stwierdza Adam Szejnfeld.
Reklama.
John Godson
poseł PO
Napadło mnie trzech chłopaków: jeden pluł, drugi próbował zgasić na mnie papierosa, trzeci uderzał.
Jerzy Borowczak
poseł PO
Od pierwszego dnia jest bardzo lubiany, nie tylko w naszej partii. Poza tym ciężko praucje, jest niezwykle pracowity, ale też prywatnie potrafi się wyluzować. Ostatnio na przykład wspólnie podrzucaliśmy do góry jednego z posłów z okazji jego urodzin.
Adam Szejnfeld
poseł PO
Ja bardzo lubię i szanuje pana posła Godsona, nie sądzę jednak, by prezentowanie skrajnych i radykalnych poglądów było w naszej partii fundamentem do wzmacniania wlasnej pozycji politycznej.