Hipnoza – nowy program, który pojawił się w wiosennej ramówce TVN, wywołał kontrowersje i ogromną falę niechęci. Chyba nigdy nie było tak zgodnych opinii widzów na temat jakiegokolwiek programu. Najwięcej zarzutów dotyczy samych uczestników i stanu hipnozy, w którą byli wprowadzani. Zdaniem widzów byli to aktorzy, którzy w dodatku niezbyt dobrze odegrali swoje role. My postanowiliśmy sprawdzić, czy to, co można było zobaczyć, jest w ogóle możliwe.
Po przeczytaniu komentarzy o pierwszym odcinku "Hipnozy", które pojawiły się w mediach społecznościowych, telewizja TVN nie może zaliczyć tej premiery do udanych. "Dawno nie widziałam, tak idiotycznego programu", "Żenada!", "Dno" – to tylko malutki wycinek z tego, co można przeczytać na fanpage'u programu. Oceny widzów są bardzo surowe, bardzo wielu z nich deklaruje, że pierwszy odcinek był jedynym, który obejrzą.
Nic się nie stało
Po reakcji stacji i jej działaniach w mediach społecznościowych widać, że debiut programu nie należy do udanych. Co prawda biuro programowe stacji bagatelizuje sprawę, ale na wspomnianym fanpage'u zaczęły się pojawiać materiały wyjaśniające to, co dzieje się w studiu. Znamienna jest także reakcja prowadzącego Filipa Chajzera, który w facebookowym poście napisał: "Moi drodzy - dzięki, że byliście. Nawet jeśli do pierwszej reklamy".
Największe emocje wśród widzów wzbudzili uczestnicy programu, którzy poddali się stanowi hipnozy. Podczas show są oni wprowadzani w stan głębokiej hipnozy przez hipnotyzera i mentalistę Artura Makiełę, a następnie maja wykonać określone w scenariuszu zadania, które są jednocześnie sugestiami, które podaje im hipnotyzer. W pierwszym odcinku było to m.in. imitowanie odgłosów waleni, dzwonienie do matki z własnego buta, podrywanie Filipa Chajzera, polewanie się wodą czy udawanie tyranozaura.
Jednak sposób, w jaki uczestnicy się zachowywali, wzbudził duże wątpliwości i oskarżenia o "marne aktorstwo". Postanowiliśmy sprawdzić, czy to, co działo się w studiu, jest w ogóle możliwe i czy oskarżenia kierowane pod adresem twórców programu, którzy mieli dopuścić się oszustwa, są zasadne.
Czy to jest w ogóle możliwe?
O opinię na temat tego, co działo się programie, poprosiliśmy Michała Cieślakowskiego, hipnotyzera i trenera z firmy "Barwy Umysłu" zajmującej się szkoleniami i hipnozą medyczną. W rozmowie z naTemat hipnotyzer potwierdza, że udawanie tyranozaura czy flirtowanie z prowadzącym pod wpływem hipnozy jest... jak najbardziej możliwe.
– Takie sugestie do podświadomości człowieka można wprowadzić – twierdzi Cieślakowski. Jednocześnie przyznaje, że aby do czegoś takiego doszło, muszą zajść określone warunki. – Jestem pewien, że osoby występujące w tym programie nie są podstawione i nie są to aktorzy. Sam robiłem podobne rzeczy z przechodniami na ulicy. Nie ma takiej sugestii, która w odpowiednich warunkach mogłaby nie zadziałać. Wyjątkiem są jedynie te zagrażające zdrowiu czy życiu i takie, które są niezgodne z wiarą i moralnością osoby hipnotyzowanej. One automatycznie są odrzucane i nie wchodzą do umysłu podświadomego – mówi dalej nasz rozmówca.
Jeżeli chodzi o hipnozę sceniczną, z którą mamy do czynienia w tym przypadku, należy rozróżnić dwa poziomy, o których mówi nam Cieślakowski. – Jeden to to, co widz widzi na ekranie czy na scenie, druga jest tym, co dzieje się z osobami, które hipnozie uległy. Ważna jest też zmiana percepcji takiej osoby. Osoba, która otrzymała jakąś konkretną sugestię, może ją realizować w sposób typowo aktorski, czyli podświadomie wciela się w zasugerowaną rolę. Wtedy może się nam wydawać, że udaje. W odpowiednio głębokiej hipnozie może jednak wystąpić realna zmiana percepcji – tłumaczy nasz rozmówca. Cieślakowski potwierdza też, że stany hipnotyczne mogą być naprawdę głębokie, a wyobrażanie sobie czegoś, czego nie ma, nie jest niczym nadzwyczajnym. – Czasami dochodzi nawet do halucynacji i trzymając się przypadku uczestnika programu, który zachowywał się jak tyranozaur, mogło mu się wydawać, że zamiast rąk ma łapy dinozaura – potwierdza hipnotyzer.
"Przecież to niemożliwe!"
Jest jednak jeszcze jedna wątpliwość, którą można usłyszeć w rozmowach ze znajomymi – czas i sposób, w jaki uczestnicy "Hipnozy" są wprowadzani w ten stan. "To jest niemożliwe, żeby ot tak, pstryk i był zahipnotyzowany" – brzmią uwagi. Jak więc wygląda przygotowanie do takiego show i czy "hipnoza na żądanie" może mieć miejsce?
– Każda osoba może w pełni wchodzić w te najgłębsze stany hipnozy. Jednak niektóre osoby wymagają treningu i przygotowania, a niektóre w ten stan wchodzą bardzo łatwo i bardzo szybko. Jeżeli chodzi o hipnozę sceniczną, robioną na ulicy, na scenie czy do telewizyjnego show, to najpierw przeprowadza się testy podatności na nią. Wybiera się takie osoby, które w stan hipnozy wchodzą najszybciej i które najchętniej realizują pożądane sugestie – tłumaczy nam hipnotyzer z firmy "Barwy Umysłu".
– To, co widać w takim programie, to po prostu dobrze wyselekcjonowani uczestnicy, którzy naturalnie mogą wejść w trans hipnotyczny w czasie kilku sekund – dodaje.
Bezpieczeństwo
A co z bezpieczeństwem takich zabaw? Tutaj sprawa okazuje się prosta. – Cokolwiek jest niebezpieczne dla osoby poza hipnozą, w jej czasie też jest niebezpieczne. Hipnoza sama w sobie nie niesie niebezpieczeństwa. Inną sprawą jest to, że czasami ludzie robią głupoty. Ale to już nie wina hipnozy, ale uczestniczących w niej ludzi – twierdzi Michał Cieślakowski. W przypadku telewizyjnego show nagrywanego w studiu o świadomym narażaniu uczestników nie ma mowy.
Po raz kolejny okazało się, że to, co wydawało się zbyt infantylne i momentami po prostu zbyt głupie, żeby nie było wyreżyserowane, okazuje się prawdą. Dziwne zachowania uczestników "Hipnozy" to nie przykład nieudolnego aktorstwa, znanego z seriali paradokumentalnych, ale realnych stanów, w jakie zostali wprowadzeni. W takim przypadku udawanie nie miałoby zwyczajnie sensu. Zupełnie inną sprawą jest to, jaki poziom rozrywki prezentuje program. Tutaj rozstrzygająca niech będzie opinia widzów.