Tylko 23 tysiące osób mogło wejść dziś na mieszczący ponad 58 tys. Stadion Narodowy. Organizator Superfinału Ligi Futbolu Amerykańskiego bał się, że będzie musiał zbyt dużo zapłacić Narodowemu Centrum Sportu za wynajem obiektu. "Nie wierzyliśmy, że uda nam się zapełnić Stadion Narodowy. Teraz trochę tego żałujemy".
Dzisiejszy Superfinał Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego cieszył się sporym zainteresowaniem kibiców. Jednak wielu z nich nie mogło wejść na Stadion Narodowy, bo w punktach sprzedaży zostały tylko drogie bilety do strefy VIP. Nie, zawodnicy tej niszowej dyscypliny nie przyciągnęli 58 tysięcy fanów. To organizator wprowadził limit 23 tysięcy wejściówek. Bardzo niski limit, jak się później okazało.
– Zajęliśmy cały dolny pierścień stadionu i jeszcze cztery sektory - razem 23 tysiące miejsc – relacjonuje w rozmowie z naTemat Gabriel Zdrojewski z Biura Prasowego Polskiej Ligi Futbolu Amerykańskiego. – Gdyby miało być ich więcej, potrzebne byłoby więcej stewardów i służb porządkowych, więc koszty byłyby wyższe. Poza tym im więcej miejsca zajmujemy, tym więcej trzeba zapłacić Narodowemu Centrum Sportu. A jeszcze rok temu, gdy zaczynaliśmy planować tą imprezę, nie wierzyliśmy, że uda nam się zapełnić Stadion Narodowy. Teraz trochę tego żałujemy – mówi Zdrojewski.
Organizator obawiał się, że tak mało popularna w Polsce dyscyplina jak futbol amerykański nie przyciągnie wystarczającej liczby widzów. Gdyby duża część miejsc została pusta, koszty musiałaby ponieść Polska Liga Futbolu Amerykańskiego. Nie wiadomo, czy nie stanowiłby to dla niej zbyt dużego ciężaru.
– Liczbę wejściówek na każdą imprezę ustala organizator – informuje Daria Kulińska, rzeczniczka Narodowego Centrum Sportu. – Cena za wynajem obiektu jest uzależniona od typu imprezy, od liczby widzów, którzy mają się na niej pojawić, od tego jakie powierzchnie mają być na nią udostępnione czy od tego ile osób obsługi i ochrony będzie trzeba zaangażować. Dlatego ofertę dla każdego klienta ustalamy unikatową ofertę – relacjonuje Kulińska.
Pytanie tylko, czy na takich unikatowych ofertach uda się zarobić na jego utrzymanie. Szacuje się, że rocznie będzie to około 30 milionów złotych. Aby podatnicy nie musieli dokładać do obiektu, trzeba na nim rocznie organizować kilkadziesiąt imprez takich jak koncerty, mecze piłkarskie czy inne imprezy sportowe. Były już szef NCS Rafał Kapler przywoływał przykład Stade de France zawody, który organizuje sporo komercyjnych wydarzeń niezwiązanych z piłką. Jednak warszawski stadion nie ma bieżni, więc odpadają imprezy lekkoatletyczne. Niemożliwe będzie nawet zorganizowanie finału Ligi Mistrzów, bo UEFA wymaga 70 tysięcy krzesełek.
– To niezrozumiałe, że tak mało ludzi wpuszczane jest na tak wielki stadion. Tym bardziej, że byli chętni – mówi naTemat Jacek Falfus, wiceprzewodniczący sejmowej komisji sportu i poseł PiS. – Przecież musimy dołożyć wszelkich starań, by Narodowy na siebie zarabiał, by stał się naszą dumą, a nie przekleństwem. Nie wiem, może to ma jakieś drugie dno, może znowu coś trzeba remontować? To w sumie bardzo prawdopodobne – ocenia polityk.
– Tak mała liczba ludzi, to daleko idąca ostrożność, która w rezultacie może doprowadzić do plajty tego stadionu. Przecież to popyt powinien kształtować ilość wejściówek. Poza tym, gdyby wpuścili więcej osób cena pojedynczego biletu byłaby niższa, a to niepotrzebne windowanie ceny – ocenia poseł Falfus. – Myślę, że to błędne oszacowanie to wynik nieudolności Narodowego Centrum Sportu i ligi futbolu. Przecież dla wielu ludzi ważne jest, by po prostu zobaczyć ten stadion, niezależnie od tego, jaka dyscyplina jest na nim pokazywana – tłumaczy polityk.
Wydaje się więc, że w tym wypadku wina leży po obu stronach. Z jednej strony organizatorzy Superfinału nie przewidzieli, że tak wielu ludzi będzie chciało obejrzeć nie tyle sam mecz, co Stadion Narodowy. Przepuścili tym samym okazję, by jak największą liczbę warszawiaków zainteresować tym sportem. Nie popisało się też NCS, które zaproponowało zaporową cenę za wynajęcie większej części Narodowego.