Koncerty "szatańskich" kapel od zawsze wywołują kontrowersje i jest spora grupa osób, które reagują na nie alergicznie. Tak było w Rzeszowie, kiedy występ grupy Marduk oprotestowali radni PiS, a potem "nieznani sprawcy" w przeddzień imprezy zdemontowali z lokalu rurę z wodomierzem. Po nalocie służb miejskich koncert musiał zostać odwołany, ale to tylko jeden z elementów większej układanki.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Marduk miał zagrać 2 maja w klubie Life House w Rzeszowie z trzema innymi wykonawcami. Zainteresowanie zespołem w naszym kraju jest ogromne, więc bilety rozeszły się bardzo szybko. Impreza przykuła też uwagę miejskich radnych, którzy apelowali o odwołanie występu mrocznych Szwedów. "Z dużym niepokojem przyjęliśmy doniesienia o Państwa planach organizacji 2 maja w rzeszowskim klubie muzycznym Life House koncertu, na którym wykonawcami mają być zespoły satanistyczne wykonujące muzykę black metal" – napisał w apelu klub PiS. Organizatorzy nie pochylili się nad prośbą, to nie przeszkodziło w odwołaniu imprezy.
Koncert Marduka został wyprzedany
Szwedzki zespół gra black metal od 1990 roku i wiele razy występował w Polsce (ma wręcz status "legendy"). Członkowie Marduka wyglądają groźnie, a ich fani należą do subkultury, która nie cieszy się powszechnym szacunkiem w naszym kraju - zwłaszcza wśród katolików. Tyle tylko, że sam zespół, podobnie jak zdecydowana większość metalowców, nie morduje dla Szatana, a w jednym z utworów nawet oddaje hołd polskiej historii. W "Warschau" opisuje Powstanie Warszawskie w formie "tragedii greckiej".
Możliwe, że komuś przeszkadzał odwrócony krzyż w logo zespołu, a może coś jeszcze innego, ale dosłownie w przeddzień koncertu ktoś sabotował imprezę. Zupełnie przypadkiem zwiększyła się też liczba kontroli policji i sanepidu.
Zespoły zostały odprawione z kwitkiem (Marduk wystąpił dzień później na Słowacji bez przeszkód), a to, że fani, którzy wybierali się na koncert z całej Polski, byli niezadowoleni, to mało powiedziane. "Średniowiecze kur...a", "Precz z komuną!", "Demokracja według PiS" – to niektóre z komentarzy pod facebookowym postem o odwołaniu koncertu. Pieniądze za bilety zostały zwrócone, ale zaczęło się też szukanie winnego.
Metalowy koncert to tylko wierzchołek góry lodowej
Okazało się, że "nieznani sprawcy" to... pracownicy Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji w Rzeszowie. "Rura wraz z licznikiem wody została zdemontowana 1 maja w związku z pismem, które do MPWiK złożył właściciel budynku. Pismo motywowano tym, że dotychczasowemu dzierżawcy klubu wypowiedziano umowę. Ponadto, budynek przewidziany jest do rozbiórki" – powiedział portalowi Rzeszów News Maciej Chłodnicki, rzecznik prezydenta miasta. I w tym miejscu dochodzimy do źródła całej afery, a sprawa zaczyna się komplikować.
Life House nie jest właścicielem budynku, ani terenu przy ulicy Rejtana 1 w Rzeszowie. Działka jest obecnie dzierżawiona od miasta firmie zajmującej się produkcją materiałów budowlanych - Greinplast Sp.z o.o.. Spółka ma hotel obok budynku klubu, który zamierza wkrótce... zburzyć, a w jego miejscu wybudować parking dla gości oraz prawoskręt. Powód? – Ten budynek wygląda jak stodoła. Nie przystoi, żeby stał w centrum miasta – tłumaczył Chłodnicki. Chwilowym ratunkiem dla tego miejsca miała być właśnie nowa dzierżawa i obietnica pozostawienia budynku do czasu znalezienia nowej lokalizacji.
Spółka otrzymała teren od miasta na mocy uchwały rady miejskiej. Jest w niej zapisane, że m. in. "stodoła" jest do wyburzenia i ma powstać tam prawoskręt. Uchwała została podjęta pod koniec stycznia. Zmieniły się więc wcześniejsze plany prezydenta, który zaproponował lifting klubu. Life House przygotował projekt z biurem architektonicznym w połowie zeszłego roku. Były argumenty, wizualizacje i deklaracja chęci dialogu. Słowem: powiedzieliśmy, że poprawimy estetykę tego budynku na miarę naszych finansowych możliwości, w taki sposób by zadowolić Pana Prezydenta i mieszkańców Rzeszowa. Od tej pory do dnia dzisiejszego nikt z Urzędu Miasta z nami się nie skontaktował – mówi naTemat Dorian Pik, menedżer Life House.
Druga strona metalu
Greinplast dzierżawi teren od lutego, podnajmował go też Life House'owi. – Początkowo miasto nie chciało się zgodzić na poddzierżawę, ale finalnie taka zgoda została wydana w marcu i 9-ego spółka podpisała umowę z Life House – tłumaczy naTemat Miłosz Klin z Kancelarii KLIN Adwokaci, będący pełnomocnikiem firmy Greinplast. Umowa na poddzierżawę miała się skończyć 5 maja.
Inną wersję wydarzeń przedstawia menedżer klubu Dorian Pik. Spotkał się z przedstawicielami Gerinplastu w hotelu. Wyszedł z niego z nadzieją, ale i obawą. – Na tym właśnie spotkaniu obiecali nam klub na 1,5 roku – bo mniej więcej tyle może potrwać uzyskanie wszelkich niezbędnych dokumentów do rozbiórki budynku i późniejszej budowy parkingu. Wielce byliśmy zdziwieni, kiedy zobaczyliśmy projekt uchwały Rady Miasta Rzeszowa. Oto, Greinplast Sp. z o.o., budynek będzie jedynie dzierżawił. My byliśmy pewni, że będzie przetarg, a my prowadzimy rozmowy z potencjalnym jego zwycięzcą (sami byśmy w przetargu nie wystartowali, bo nas zwyczajnie na to nie było stać) – tłumaczy menedżer.
Pełnomocnik spółki wskazuje, iż na przedmiotowym spotkaniu nie padły żadne obietnice. Co więcej, na kwietniowej sesji radni określili okres dzierżawy od miasta na 15 lat.
W umowie pomiędzy Life House s.c. a Greinplast sp. z o.o. zawarta była klauzula umożliwiająca wypowiedzenie przedmiotowej umowy w sytuacji, w której spółka zgromadzi dokumenty do niezbędne rozbiórki nieruchomości. Jak łatwo się domyślić - stało się to dużo wcześniej niż klub przypuszczał i wypadło akurat przed występem Marduka. Pełnomocnik Greinplast Sp.z o.o. zapewnia, że rozmowy były prowadzone cały czas i miały na celu m. in. przeniesienie koncertu do innej lokalizacji.
Jeden dzień na wyprowadzkę z budynku... przez śmieci
– Przedstawiciele hotelu powiedzieli nam wprost, że nie życzą sobie, byśmy ten koncert organizowali. Nie zgodziliśmy się na jego odwołanie. Agencja Massive Music zapewniła nas, że podczas koncertu nie zostaną obrażone żadne symbole religijne, i że będzie to normalny blackmetalowy koncert – wyjaśnia Dorian PiK.
Life House dostał wypowiedzenie umowy w trybie natychmiastowym 30 kwietnia. Czasu mieli na to niewiele. W piśmie od pełnomocnika widniało: "wzywam Państwa ostatecznie do wydania i opróżnienia przedmiotowego budynku z rzeczy i osób w nieprzekraczalny terminie do dnia 1 maja 2018 roku". Dokument zawiera też sugestywną informację, że w przypadku niezastosowania się "sprawa zostanie skierowana bez odrębnych wezwań na drogę postępowania sądowego". Dlaczego klub dostał tylko jeden dzień na wyprowadzkę?
– Wypowiedzenie z dnia 30 kwietnia odbyło się na podstawie monitów ze strony straży miejskiej, wojska i służb miejskich, że wokół nieruchomości nie ma spełnionych wymogów czystości. Greinplast już od marca informował o tym Life House. Wtedy też część terenu została uprzątnięta, a za pozostałą, jak tłumaczyli przedstawiciele klubu, odpowiada poprzedni najemca. Kolejny monit miał miejsce 5 kwietnia, ale Life House nie odniósł się do jego treści – twierdzi adwokat Miłosz Klin. W rozmowie z naTemat menedżer również powiedział, że nie otrzymał maila, ale zapewnił przy tym, że teren został posprzątany.
W odpowiedzi na pismo, Dorian Pik z Life House przypomniał, że jest 7 dni na zaniechanie naruszeń – Dostaliśmy jeden dzień wypowiedzenia, ale w świetle umowy i paragrafów na które powoływał się adwokat, to wypowiedzenie jest nieskuteczne. Dlatego pewnie zdecydowano się na działanie polegające na odcięciu rury z wodomierzem – tłumaczy. Z kolei pełnomocnik spółki wskazuje, że zachodziły przesłanki do wypowiedzenia umowie w trybie natychmiastowym i umowa w tym trybie została wypowiedziana. Nie polegają na prawdzie twierdzenia przedstawiciela Life House s.c., aby nie doszło do skutecznego wypowiedzenia umowy.
Demontaż wodomierza wystarczył do powstrzymania kultowego zespołu
Co z tym felernym wodomierzem? Life House miał zawartą tylko umowę na dostawę prądu. Greinplast po powzięciu informacji, iż umowa na dostawę wody i odbiór ścieków nie została do dnia 30 kwietnia wypowiedziana przez poprzedniego dzierżawcę złożyła stosowny wniosek do MPWiK o wypowiedzenie umowy i demontaż licznika. Stało się to w ekspresowym tempie. – Wodociągowcy nie przyszli w nocy, jak mówią niektórzy, ale 1 maja o 9:00 rano – tłumaczy pełnomocnik. Koniec końców, koncert dla 400 osób nie odbył się, bo budynek nie spełniał urzędowych norm.
– Przedstawiciele Greinplast Sp. z o.o. posiadali klucz do klubu. Zgodnie z zapisami umowy mogli do niego wejść w przypadku powodzi lub pożaru – mówi menedżer.
Wszystkie wydarzenia: protest PiS, wypowiedzenie umowy i demontaż wodomierza zbiegły się mniej więcej w tym samym czasie i wszystko jest grubymi nićmi szyte. Dziennikarze "odkryli" też, że prezes zarządu Greinplastu i wiceprezes katolickiego stowarzyszenia "Tabor" to ta sama osoba. Nawet jeśli nie było żadnego spisku, a afera to pokłosie niedogadania się między stronami i pecha, to wieści z Rzeszowa poszły dalej w świat.
Internet nie wybaczył i nakręcił rzeszowskie "Watergate"
"Jak ktoś myślał że go 'dobra zmiana' nie doświadczy to się mylił. Jak ktoś słyszał że za komuny była cenzura to ma ją dziś w swoim mieście. Dziś odwołali koncert przebieranych satanistów, jutro nie spodobają im się koncerty w Vinilu, imidż Michała Szpaka czy sztuka alternatywna podczas wystaw" – napisał oburzony rzeszowski radny PO Marcin Deręgowski. Sposób, w jaki doprowadzono do odwołania koncertu nazwał "ubeckimi metodami".
Sprawa odbiła się szerokim echem - nie tylko w Rzeszowie. Głos w sprawie zabrał m. in. lider zespołu Behemoth - Adam "Nergal" Darski. Dla muzyka problemy z prawem i Kościołem to chleb powszedni. "Jak daleko posuniecie się, aby chronić swoją jedną jedyną prawdę? Jak długo będziecie naruszać naszą wolność? Co sprawi, abyście zdali sobie sprawę, że żaden z waszych faszystowskich sposobów nie złamie naszego ducha?" – zagrzmiał na swojej stronie na Facebooku.
Niektórzy internauci nazwali aferę prześmiewczo rzeszowskim "Watergate". Do śmiechu nie powinno być właścicielom trzygwiazdkowego hotelu. Fani zespołu skrzyknęli się i wystawiają negatywne oceny i komentarze w sieci. Np. na Facebooku hotel ma obecnie średnią wynosząca 1,6 na 5 gwiazdek. Trudno będzie odbudować reputację, bo najniższą notę wystawiło niespełna pół tysiąca osób, a na przykładzie podzakopiańskiej willi "Karpatia" wiemy, że wojna z internautami potrafi pogrążyć firmę.
– Nie zostawimy tej sprawy. To był ostatni planowany koncert w tym sezonie. Teraz zaczynają się juwenalia, dni miast itd. Więc nie zwykliśmy organizować koncertów w tym czasie, albowiem nie jesteśmy w stanie rywalizować z "darmówkami". Wrócimy w październiku w nowej lokalizacji – zapewnia Dorian Pik z Life House.
Oświadczenie organizatora (Massive Music) z dnia 2 maja
"W dniu wczorajszym nieznany sprawca włamał się nawet do klubu i ukradł wodomierz i kawałek rury, odcinając klub od bieżącej wody. Na tej też podstawie Sanepid wstrzymał działalność klubu LifeHouse (do czasu przywrócenia w klubie wody bieżącej). Klub zrobił wszystko, żeby koncert się odbył (zamówił przenośne toalety, umywalki, zbiornik przeciwpożarowy, a nawet na wszelki wypadek agregat prądotwórczy).
Niestety siła nacisków politycznych oraz z różnych urzędów okazała się zbyt duża. Z przykrością musimy odwołać dzisiejszy koncert, mimo że zespoły są w Rzeszowie, a scena jest gotowa. Nigdy w naszej historii nie było takiego natężenia nacisków, pism od adwokatów i kontroli. Nie byliśmy również w stanie przenieść koncertu do innego miejsca, gdyż kontrole pojawiły się dopiero dziś (a woda została odcięta w nocy)".
Dorian Pik
Menedżer Life House
"Greinplast wysłał pismo do MPWIK informujące o konieczności odcięcia nam wody. Tego samego dnia pracownicy MPWIK rzekomo to zrobili (przypominam, że to dzień wolny od pracy). My dostaliśmy anonimową wiadomość (najprawdopodobniej od kogoś pracującego w hotelu), że powinniśmy sprawdzić, czy w klubie mamy wodę. Na miejscu zjawił się przedstawiciel firmy nagłośnieniowej Leśniewski Sound System, który 1 maja wieczorem potwierdził, że wycięto rurę wraz z wodomierzem.
Od samego rana w dn. 2 maja podjęliśmy działania mające na celu uratowanie koncertu: zamówiliśmy przenośne toalety, umywalki, zbiornik przeciwpożarowy i agregat prądotwórczy. Na nic nasze starania, albowiem odwiedzili nas przedstawiciele Sanepidu (już w godzinę od zgłoszenia... nie wiemy kto zgłaszał, ale reakcja była błyskawiczna) i wstrzymali działalność klubu".