Potwór Momo, z przyprawiającym o gęsią skórkę uśmiechem, to w ostatnich dniach temat numer jeden dla tropicieli paranormalnych zjawisk. Internet jest wylęgarnią strasznych historii, ale wszystkim tylko biernie się przyglądamy. Tymczasem do maszkary ze zdjęcia można zadzwonić. Efekt przerazi nawet weterana horrorów.
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Napisz do mnie:
bartosz.godzinski@natemat.pl
Jeśli w ostatnich dniach buszowałeś po YouTube, mogłeś natknąć się na filmiki z Momo w roli głównej. Zaintrygowani internauci z czystej ciekawości dzwonią pod podany w sieci numer telefonu i publikują nagrania, snując mrożące krew w żyłach historie. Niektórzy podobno dostali brutalne zdjęcia. Momo jest szczególnie popularna w Ameryce Łacińskiej, ale dotarła już do "polskiego" internetu.
Momo - potwór na telefon
YouTuberzy mówią o Momo ze śmiertelną powagą, a do tego trzęsą się ze strachu jak osika. Miałem więc z nich niezły ubaw, a do całej sprawy rzecz jasna podchodziłem sceptycznie - choć, jak wiemy z horrorów, to może być zgubne. Nie mogłem się jednak oprzeć całej intrydze i sprawdziłem to rzekomo przeklęte konto.
Do Momo można zadzwonić przez aplikację Whatsapp (+81 3-4510-2539, +57 313 5292569, co ciekawe pierwszy z numerów ma kierunkowy do Japonii). Kiedy dopiszemy je do listy kontaktów, automatycznie wczyta się nam zdjęcie. Nie ukrywam, że przeszedł mnie mały dreszczyk. Zwłaszcza, że był to już późny wieczór.
Moment dzwonienia pod wpisane numery również dostarcza niezłych emocji. Nie wiemy przecież, czy ktoś odbierze. I co wtedy? W moim przypadku był tylko sygnał połączenia, nikt też nie odpisał na wiadomości. Momo najwyraźniej ma pełne ręce roboty. I choć kładłem się spać czując ciarki na plecach, to cieszę się, że jednak mnie zignorowała. I oby tak już zostało, bo nie chcę skończyć jak bohaterowie horroru "Nieodebrane połączenie".
Skąd się wzięła Momo?
Straszny viral stał się popularny w lipcu, ale samo zdjęcie pochodzi z 2016 roku. Użytkownicy Instagrama wrzucili do internetu fotografie z wystawy w Vanilla Gallery. Dopiero teraz internauci je odkopali i obudowali mitologią na Reddicie i innych miejscach w sieci.
Internauci porównują Momo do Tsuyu Asui - postaci z anime "Boku no Hero Academia". Prawda jest banalna - to nic innego jak rzeźba japońskiej firmy Link Factory, która przygotowuje efekty specjalne. Trzeba przyznać, że ta im się szczególnie udała. Dodatkowo ma kurze nóżki, dorodne piersi i nazywa się "Guai Bird".
Momo stała się zatem creepy pastą, przez którą tysiące internautów trzęsie portkami. Najsłynniejsza straszna historia z internetu to ta opowiadająca o Slender Manie. W Polsce Momo też już budzi lęk - za sprawą youtubera DeeJayPallaside. Jego film w trzy dni wyświetlono już 700 tys. razy. Jemu również nie udało się dodzwonić do Momo.
Niektórzy internauci uważają, że to akcja marketingowa Whatsappa, bo kontakt z potworem jest możliwy tylko po instalacji aplikacji. Jednak najbardziej prawdopodobna wersja wydarzeń jest zupełnie inna. Pewien pomysłowy użytkownik założył konto Momo do straszenia innych. Sprytnie gra na naszych emocjach i pokazuje, jak wciąż niewiele potrzeba, by wywołać w ludziach przerażenie.