"Może bym się stoczyła". W tym wywiadzie Rodowicz jest morze wódki i "zupa na kaca"
Bartosz Świderski
26 lipca 2018, 21:46·1 minuta czytania
Publikacja artykułu: 26 lipca 2018, 21:46
"Życie potoczyłoby się inaczej. Nie wiadomo, co bym teraz robiła, może bym się stoczyła?" – na takie gdybanie dała się namówić Maryla Rodowicz w wywiadzie dla magazynu "Viva!". W rozmowie z Krystyną Pytlakowską jest sporo o wojażach zagranicznych wieloletniej gwiazdy polskiej estrady oraz o jej pozascenicznym życiu.
Reklama.
W ubiegłym roku świętowała 50-lecie działalności artystycznej. Niestety – świętowała ze zgrzytem. Festiwal opolski, na którym miała wystąpić, został odwołany. Ostatecznie, zamiast w czerwcu, odbył się we wrześniu. Z Marylą Rodowicz miały wystąpić choćby Kayah czy Katarzyna Nosowska, pojawił się inny skład, a sama Maryla była zadowolona z efektu.
Choć festiwal zbojkotowało wielu artystów, od początku było jasne, że Maryli Rodowicz tam nie zabraknie. Jak pisaliśmy, i w PRL, i później piosenkarka ta robiła wiele, by żyć w zgodzie z panującą władzą.
W wywiadzie dla "Vivy!" Rodowicz opowiada o swoich wojażach po Związku Radzieckim, gdzie gościnni Rosjanie artystów częstowali zakąskami. I nie tylko.
Artystka opowiada też, że w pewnym momencie pojawiła się szansa na karierę w Wielkiej Brytanii, ale powstrzymał ją jej ówczesny partner, czeski menadżer Franio. – Franio bał się, że jak tam pojadę, to nie wrócę – wyjawia Rodowicz.
Ale nie mówi tego z żalem. – Gdybym wtedy pojechała, nie urodziłabym tych dzieci, nie mieszkałabym tu, gdzie mieszkam. Życie potoczyłoby się inaczej. Nie wiadomo, co bym teraz robiła, może bym się stoczyła? – zastanawia się artystka.
Do tych zakąsek piło się wódkę oczywiście. Rosjanie mieli zawsze świetne wódki. A kiedy knajpy już zamykali, szliśmy do pokoju hotelowego, gdzie siedzieliśmy do czwartej rano, słuchając muzyki. Spaliśmy do drugiej po południu, jedliśmy zupę na kaca i jechaliśmy na próbę. I znowu koncert, a po koncercie wydzielona sala. I zakąski.