Jesienią ciągnie nas do lasów. Grzybobranie to jednak coś więcej niż polskie hobby narodowe. Jest głęboko zakorzenione w naszej kulturze, ale i w duszy. Wielu z nas odczuwa pustkę, gdy przynajmniej raz w roku nie wybierze się z koszykiem na łowy. – Polacy są narodem mykofili – mówi naTemat dr hab. Małgorzata Ruszkiewicz-Michalska z Instytut Środowiska Rolniczego i Leśnego w Poznaniu. I dobrze!
Dziennikarz popkulturowy. Tylko otworzę oczy i już do komputera (i kto by pomyślał, że te miliony godzin spędzonych w internecie, kiedyś się przydadzą?). Zawsze zależy mi na tym, by moje artykuły stały się ciekawą anegdotą w rozmowach ze znajomymi i rozsiadły się na długo w głowie czytelnika. Mój żywioł to popkultura i zjawiska internetowe. Prywatnie: romantyk-pozytywista – jak Wokulski z „Lalki”.
Obyczaj towarzyszy nam od dawna i wystarczy chociażby wymienić "Pana Tadeusza" ze słynnym grzybobraniem, na które wybrała się szlachta na dworze Sopliców. Na początku XIX wieku było to jedną z najpopularniejszych rozrywek elit.
Teraz sposobów spędzania wolnego czasu mamy bez liku, ale nawet w epoce smartfonów mało kto odmówi propozycji wspólnego wyjścia na grzybki. Rytuał praktycznie się nie zmienił od 200 lat - no może z wyjątkiem ubrań: "A na głowy słomiane wdziali kapelusze,/Stąd biali wyglądają jak czyscowe dusze".
Polacy to mykofile
Zbieranie grzybów ma w sobie coś z polowania. Nasz kontakt z naturą jest w dzisiejszych czasach mocno ograniczony, a łowy na promocje w marketach mają się nijak do zwyczajów przodków.
– Polacy są narodem mykofili – mówi naTemat dr hab. Małgorzata Ruszkiewicz-Michalska z Instytutu Środowiska Rolniczego i Leśnego w Poznaniu. – Podobnie jak pozostałe narody słowiańskie lubimy grzyby, ale np. Skandynawom są one obojętne – dodaje. Przeżywamy renesans zainteresowania grzybami, jednak grzybobrania powoli zaczynają się różnić od tych sprzed lat.
Tradycyjne grzybobranie łączy pokolenia. – Nie zawsze celem jest zdobycie najpiękniejszego okazu, ale czasem chodzi o wspólny spacer, przeżywanie i dzielenie emocji łowieckich – dodaje ekspertka.
Grzyby leśne mają więcej aromatu i smaku, niż grzyby uprawne. Nie tylko nam smakują, ale są zdrowe i dietetyczne - o ile nie przyrządzamy ich na maśle, smalcu lub ze śmietaną.
Czy grzyby są zdrowe?
Grzyby są niskokaloryczne, bo stworzone głównie z masy chitynowej, której nie jesteśmy w stanie strawić. Owszem, mają bardzo mało wartości odżywczych (jak cukier, tłuszcz czy białko) ale to nie znaczy, że nie ma sensu ich jeść. A taki mit pokutuje w mediach.
– Zawierają większość witamin, które są nam potrzebne. Zarówno z grupy B, jak i A, C, D, E. Mają też w sobie dużo soli mineralnych, takich pierwiastków jak miedź, selen, żelazo czy fosfor – wyjaśnia dr hab. Małgorzata Ruszkiewicz-Michalska. Mają też związki o potwierdzonym naukowo działaniu przeciwnowotworowym.
Niektórzy naukowcy mają do grzybów podejście iście duchowe. "Gdybyśmy odrzucili wszelkie zachowania merkantylne i określili siebie jako zbieraczy runa leśnego dla przyjemności, a nie zawodowo, to wówczas grzybobranie, co pewnie niejednego zdziwi, przypomina błądzenie w zaświatach..." – mówił w "Tygodniku Przegląd" prof. Roch Sulima, antropolog kultury i codzienności.
Zmiana trendów również na terenach wiejskich
– Od pokoleń jesteśmy tak wychowywani. Nawet w większości potraw na Boże Narodzenie są grzyby i nie wyobrażamy sobie bez nich kolacji wigilijnej. Między innymi po to ludzie je zbierają, by jeść własne, a nie kupione. Tak jest przyjemniej i taniej – tłumaczy naTemat Wiesław Kamiński, grzyboznawca i założyciel strony NaGrzyby.pl.
– Większość ludzi, którzy chodzą w tej chwili na grzyby, nie wiąże tego z samą przyjemnością. Zwłaszcza w biedniejszych rejonach Polski ich sprzedaż to jest zawsze dodatkowy, nieopodatkowany dochód – zaznacza.
W Polsce do pójścia na grzyby ogranicza nas tylko czas i pojemność koszyka. Co innego u naszych zachodnich sąsiadów - Niemcy wprowadzili limity i tak np. w landzie Nadrenia Północna-Westfalia wolno zbierać grzyby tylko dla własnego spożycia, czyli około 0,5 kg na osobę. Choć niektórym Polakom kozik się w kieszeni otwiera, gdy widzą "kłusowników" ze zdjęcia poniżej.
To też się zmienia. – Dochodzą do mnie głosy, że coraz mniej osób z terenów wiejskich chodzi na grzyby w celach zarobkowych. Boją się kleszczy i kosztów związanych z leczeniem roznoszonej przez nie boreliozy – wyjaśnia Kamiński.
Rok 2018 nie jest dobrym rokiem grzybiarzy
Jesień rozpoczęła się na dobre, ale grzybów jest jak na lekarstwo. Łatwiej to zauważyć po obfitym zeszłym roku. Nie tylko lasy były pełne od grzybów, ale i media społecznościowe. Instagram i Facebook pęczniał od zdjęć trofeów. Grzyby królowały również w wyszukiwarce Google.
Teraz lans już tak nie bije po oczach (a może się przyzwyczailiśmy?), choć na Instagramie hashtag #grzybobranie nie zawodzi. Odwieczny obyczaj został uzupełniony obfotografowaniem znalezisk. Bez zdjęć się przecież nie liczy! A niektórzy tylko dla zdjęć zakładają kalosze i idą do lasu. Grzybobranie stało się elementem modnego trendu na bycie fit i eko.
Sezon w tym roku na dobre zaczął się już w sierpniu. Do lasu zaczęli chadzać nie tylko millenialsi, ale i celebryci jak Małgorzata Rozenek wraz z mężem. Nie znaleźli co prawda żadnych grzybów, ale przynajmniej "modnie" wyglądali.
Z kolei były wicepremier Janusz Piechociński, który sam siebie nazywa grzyboholikiem, miał w tym roku dużo szczęścia i nie omieszkał się tym pochwalić na Twitterze.
Emocje... jak na grzybach!
Słaby dla większości grzybiarzy rok to efekt suszy. – Na południu Polski nie było tak źle, bo dużo padało, ale w Wielkopolsce było więcej suchych dni. Teraz dodatkowo się oziębiło i nie wiadomo, czy wystąpi większy pojaw grzybów – tłumaczy Wiesław Kamiński z NaGrzyby.pl. Obrodziły za to owoce np. śliwki, a według ludowych mądrości wtedy jest mniej grzybów.
Posuchę odczułem też na własnej skórze, gdy dwa tygodnie temu wybrałem się do lasu niedaleko Łodzi. Razem z dziewczyną zebraliśmy do koszyka dosłownie kilka sztuk kań i podgrzybków.
Jednak w całym rekreacyjnym grzybobraniu nie chodzi tylko o same plony (podobnie jak w przypadku wędkowania), ale również okoliczności. W każdym z nas kryje się chęć obcowania z naturą, a jeśli do tego dodamy piękny, różnokolorowy, jesienny las, osoby do towarzystwa i pyszne kanapki, to nie ma lepszego sposobu na spędzenie weekendowego poranka.
Mapkę z aktualnymi miejscami występowania grzybów w Polsce znajdziecie na stronie grzyby.pl.
Wszyscy zaś ciągle w różne schylają się strony Aż do ziemi, jak gdyby wybijać pokłony. Jeżeli się przybliżą albo się spotkają, Ani mówią do siebie, ani się witają, Głęboko zadumani, w sobie pogrążeni. Czytaj więcej
dr hab. Małgorzata Ruszkiewicz-Michalska
Instytut Środowiska Rolniczego i Leśnego w Poznaniu
Kiedyś na grzybobranie wybierały się całe rodziny. W tym momencie częściej przypomina to spotkanie towarzyskie. Na pewno jego zaletą jest spędzanie czasu na łonie przyrody. W naszym pełnym pośpiechu życiu, złapanie oddechu podczas spokojnego spaceru po lesie, skupienie się na "tu i teraz" przy wypatrywaniu grzybów, schylanie się od czasu do czasu, jest niezwykłym przejawem slow life.
Prof. Roch Sulima
Antropolog kultury i codzienności
Mamy takie przekonania, takie wierzenia, że grzyby rosną nocą, a więc są czymś z rzeczywistości snu, nie rosną na naszych oczach. My je dopiero znajdujemy, one rosną zawsze pod naszą nieobecność. W naszej starej tradycji, dziś już mało czytelnej, grzyby wiążą się z czymś, co przypomina wędrówkę po śnie, po innym świecie. Czytaj więcej