Niedawny sondaż Pollstera dał opozycji podstawy do optymizmu . Gdyby zjednoczyło się kilka partii, mogłoby to dać 50 proc. głosów w wyborach, co jednocześnie pozwoliłoby odsunąć PiS od władzy. Nietrudno zauważyć, że tego typu kalkulacje są dość naiwne, gdyż zwyczajnie trudno uwierzyć, by wszystkie wymienione w badaniu partie poszły razem do wyborów. I nie tylko z tego powodu.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
Jak wynika z sondażu Pollstera, zjednoczona opozycja mogłaby liczyć na poparcie 50 proc. a PiS na 38 proc. Tyle że to dosyć karkołomna lista, jakiej do tej pory w Polsce nie było. PO, Nowoczesna, PSL-UED, SLD, Razem i Teraz w jednym bloku?
Łatwo zauważyć, że prawdopodobieństwo tak egzotycznej koalicji jest znikome. Elektoraty się tak prosto nie sumują. Mówił o tym szef ludowców Władysław Kosiniak-Kamysz, gdy uzasadniał dlaczego ludowcy nie wejdą do Koalicji Obywatelskiej. Dodajmy polityczne ambicje liderów każdej formacji, raczej nie do pogodzenia. Bardziej prawdopodobne są co najmniej dwie listy: na przykład centrowa i lewicowa.
Dowcipnie skomentował sondaż na Twitterze Leszek Miller. "PO, Nowoczesna, SLD, PSL, Razem i Teraz idąc w jednym bloku otrzymałyby 50 procent głosów. Gdyby dodać PiS byłoby 88 procent" – napisał, nawiązując do nagiej arytmetyki. I wszelkie komentarze są zbędne.