Akt oskarżenia ws. śmiertelnego pobicia Roberta Brylewskiego w piątek ma trafić do sądu.
Akt oskarżenia ws. śmiertelnego pobicia Roberta Brylewskiego w piątek ma trafić do sądu. Fot. Bartosz Bańka / Agencja Gazeta

Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga zakończyła śledztwo w sprawie śmierci Roberta Brylewskiego. Dochodzenie wykazało, że przyczyną tragedii było dotkliwe pobicie, jakiego dopuścił się syn byłej właścicielki lokalu na stołecznej Pradze-Północ, w którym muzyk mieszkał od niedawna. Wcześniej były to jedynie przypuszczenia.

REKLAMA
Gdyby nie Robert Brylewski, polska scena muzyczna wyglądałaby zupełnie inaczej. Grał w takich legendarnych zespołach rockowych, punk rockowych i reggae jak Kryzys, Brygada Kryzys, Izrael czy Armia. Był inspiracją dla licznych muzyków. Zmarł 3 czerwca.
Rodzina oficjalnie nie chciała mówić o przyczynach śmierci – informowano o długiej śpiączce, która nastąpiła w wyniku ciężkiego urazu.
Nieoficjalnie koledzy muzycy przyznawali, że Brylewski został pobity – najpewniej przez pomyłkę (nota bene – przy okazji wyszło, jak daleko od środowiska muzyków jest dziś Paweł Kukiz, który sugerował w Polsacie, że przyczyną śmierci Brylewskiego mogły być narkotyki).
Oskarżony nie wiedział
Sprawcą pobicia był Tomasz J. – syn właścicielki lokalu przy ul. Targowej, od której partnerka Brylewskiego parę miesięcy wcześniej kupiła mieszkanie. Tomasz J. był znany policji, miał za sobą pobyt w więzieniu za napaść na funkcjonariusza. Mężczyzna najprawdopodobniej nie wiedział, że matka sprzedała mieszkanie. Przyszedł do niej, a zastał inną osobę. Był pijany, od razu przeszedł do rękoczynów.
– Z materiału dowodowego wynika, że oskarżony był przekonany, że wewnątrz znajduje się jego matka, która potrzebuje pomocy – informuje rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga Marcin Saduś w rozmowie z TVN Warszawa. Te wydarzenia rozegrały się w styczniu.
Brutalne pobicie
Całe zdarzenie nagrała kamera. Na filmie, który był dowodem w śledztwie, widać jak sprawca brutalnie kopie i zadaje ciosy pokrzywdzonemu, który próbuje uciec.
Brylewski został odwieziony karetką do szpitala, przeszedł operację, miał poważne obrażenia głowy. Na kilka tygodni wrócił do domu. W maju muzyk ponownie trafił szpitala, gdzie 3 czerwca zmarł.
Specjaliści potwierdzili, że śmierć była wynikiem ciężkiego pobicia. – Biegły wskazał na istnienie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy obrażeniami głowy doznanymi w dniu 28 stycznia a zgonem w dniu 3 czerwca. W piątek kierujemy do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga akt oskarżenia przeciwko Tomaszowi J. – poinformował prokurator Saduś.
"Nie jestem po żadnej stronie, idę własną drogą"
Robert Brylewski został pośmiertnie odznaczony przez prezydenta Andrzeja Dudę. Za życia zdarzało mu się nie oszczędzać "dobrej zmiany". W 2016 r., w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego, na koncercie transmitowanym przez TVP ze Stoczni Gdańskiej ostentacyjnie rozpiął kurtkę, pod którą miał koszulkę z podobizną Lecha Wałęsy.
– Zrobiliśmy swoje, zawsze tak działaliśmy, zawsze komentowaliśmy rzeczywistość swoimi piosenkami i postawą. Telewizja nie powinna być zaskoczona tym gestem. Widziały gały co brały – mówił wtedy Brylewski w rozmowie z naTemat.
Pytany, czy nie obawia się, że po tym geście trafi do "lewicowej szufladki", odpowiedział bardzo bezpośrednio: "mam to głęboko w nosie. Niech mnie sobie klasyfikują, jak chcą. (...) Nie jestem po żadnej stronie, idę własną drogą i generalnie w życiu staram się być mediatorem".

źródło: TVN Warszawa