
Na początek uspokoję: z Julią jest wszystko dobrze. Ba, nawet bardzo dobrze! Dziś ma 15 lat, a gdy się urodziła, lekarze właściwie nie dawali jej szans na przeżycie. To, że Julka jest zdrowa, być może w jakimś stopniu zawdzięcza wielu z was, czytających te słowa. Gdy potrzebna była operacja ratująca jej życie, konieczne było pilne znalezienie ponad 3 mln zł. Wpłat dokonało 111 tys. osób. Dziś jej mama cieszy się zdrowiem córki i pomaga tym, których dzieci mają podobną wadę serca i płuc co jej dziecko.
Pamiętacie Julkę i jej babcię? Nie? To obejrzyjcie ten film sprzed dwóch lat i spróbujcie powstrzymać łzy. Gwarantuję, że to się wam nie uda.
Niezwykłe zjednoczenie
O Julce Szponar zrobiło się głośno. Na Twitterze o zbiórce pieniędzy na operację 13-latki informowało wielu dziennikarzy, nastąpiło przy tym niezwykłe zjednoczenie. Niemożliwe stało się możliwe. Zbiórka zakończyła się sukcesem i Julka mogła pojechać do Stanów Zjednoczonych na operację. Kolejną w swoim życiu.
W 2017 r. ministerstwo jednak ani myślało, by w jakikolwiek sposób zrefundować koszty zabiegu w Stanach. Julka została zoperowana dzięki wpłatom w sumie 111 tys. osób. – Jest zupełnie zdrowa! – nie kryje radości Agnieszka Poneta.
Jest po prostu super! Wszystkie wyniki badań ma takie, że lekarze otwierają szeroko oczy ze zdziwienia. W lutym byliśmy na długich badaniach kontrolnych – wszystko jest cudownie! Jestem tak szczęśliwa, że nawet nie umiem tego wyrazić!
Gdy trwała walka o życie Julii, pani Agnieszka była przekonana, że wada jej córki jest wyjątkowo rzadka. Lekarze mówili jej, że w całej Polsce jest może kilkoro dzieci z takim problemem dotyczącym jednocześnie serca i płuc. – Po tym jak o Julii zrobiło się głośno, zaczęli się do mnie zgłaszać rodzice dzieci z podobnymi wadami. Stworzyliśmy na Facebooku taką naszą zamkniętą grupę i jest nas tam - nie pięcioro, sześcioro jak przypuszczałam, ale setka! A ile jeszcze dzieci do nas nie trafiło? – pyta mama Julii.
– Już teraz musimy uratować życie czworga dzieci: 2-letniej Kasi (można pomagać tutaj), 2-letniego Julka (można pomagać tutaj), 4-letniego Sebastiana (można pomagać tutaj) i 15-letniej Gabrysi (można pomagać tutaj). Zdaję sobie sprawę z tego, że są to koszty niewyobrażalnie duże, ale jestem przekonana, że dzięki Waszej pomocy znowu się to uda i znajdziemy 12 milionów ludzi, którzy zechcą ofiarować symboliczną złotówkę. Czy życie ludzkie nie jest tego warte? – pyta mama Julki, która dwa lata temu prosiła o 3 mln na ratowanie córki i się udało (choć dopiero za drugim razem, pierwsza zbiórka nie zakończyła się sukcesem).
Ogromny żal, że te dzieci i ich rodzice nie mogą liczyć na pomoc państwa. Szkoda też, że nie mogą liczyć na pomoc na miejscu. Często od polskich lekarzy słyszą tylko to, że należy się pogodzić z bliską śmiercią dziecka.
W połowie 2018 roku, w Łodzi urodził się chłopiec z taką wadą serca i płuc, jaką miała Julia. Po dwóch miesiącach pobytu w szpitalu został przetransportowany do hospicjum! Do hospicjum!
Na szczęście babcia tego chłopca trafiła na naszą stronę na Facebooku. Skontaktowała się ze mną, pytając o radę co można zrobić. Powiedziałam więc, że najlepszym rozwiązaniem byłoby skonsultowanie wyników badań chłopca, ze specjalistą zza granicy. Opowiedziałam, że Julię również skazano od razu na śmierć. Pomogłam jej odzyskać dokumentację medyczną ze szpitala, w którym przebywał jej wnuczek.
Obecnie chłopiec jest już po operacji przeprowadzonej na terenie Włoch. Dziecko wygląda świetnie i tak też się czuje. Nikt już nie mówi o umieraniu. A jeszcze rok temu przebywał w hospicjum, pod tlenem!
Cel, jaki przyświeca powstającemu Stowarzyszeniu Nadzieja Serc, jest taki: sfinansować zagraniczne szkolenia paru młodych polskich kardiochirurgów, aby potrafili operować dzieci z taką właśnie wadą. Dzięki temu dzieci będą mogły być leczone na miejscu i z szansą na refundację przez NFZ.
