Mówiło się, że młodość to radość. Że świat stoi przed młodymi otworem. Że "w tym wieku" powinno się spełniać marzenia, rozwijać się, cieszyć życiem – zanim przyjdzie starość. Że być młodym jest tak fajnie, jak w piosence "Dwudziestolatki". To jednak jedna wielka nieprawda. Młodość to wieczne zmęczenie.
A przynajmniej dla niektórych. Chociaż nie, wcale nie dla niektórych. To ci, którzy mają energię i chęć działania, są dziś niestety "niektórymi".
Kiedy rozmawiam z przyjaciółmi czy zaglądam na serwisy społecznościowe i oglądam memy, ten motyw powtarza się zawsze – zmęczenie (i miłość do własnego łóżka). Praca męczy, dzieci męczą, przyjaciele męczą, wyjścia męczą. Chcemy zawinąć się w burrito z koca i spać. Dajcie nam spać. Zmęczenie stało się tak powszechne, że aż stało się trendem.
A przecież nie dobiła nam jeszcze trzydziestka. Ba, często nawet 70- czy 80-latki mają więcej energii niż młodzi ludzie. Podczas krakowskich Światowych Dni Młodzieży mówił o tym nawet papież Franciszek – młodzi ludzie wchodzą w relację z kanapą, są "uśpieni, ogłupieni i otumanieni" oraz "przechodzę na emeryturę w wieku 20 lat".
I coś w tym jest, chociaż nasi rodzice czy dziadkowie nie rozumieją tego w ogóle. Słyszymy: "A czym ty niby jesteś taki zmęczony?", "W moim wieku dopiero zobaczysz, co to zmęczenie" i tak dalej, i tak dalej.
Ale my naprawdę nie kłamiemy – wielu z nas, młodych, jest po prostu cały czas zmęczonych. Czy to z nami jest coś nie tak, czy ze światem?
Spać, spać, spać
Dwadzieścia, trzydzieści kilka lat na karku, młodość odeszła – to słyszę często od moich rówieśników. "Starość" to już słowo klucz, którym można wytłumaczyć wszystko. "Wolałam pójść wcześniej spać, niż iść na imprezę, starość". "W Sylwestra zasnęłam przed północą, starzeję się". "Chciałem zrobić z dziewczyną nocny maraton serialowy i zasnęliśmy po pół godzinie".
Ania: "Nie mam jeszcze 30-stki, a czuję się wciąż zmęczona. Kiedy wracam z pracy z domu, to jedyne o czym marzę to łóżko. Muszę coś załatwić, z kimś się spotkać? To dla mnie często ból, bo po prostu nie mam na to siły i chciałabym iść spać. To jest najgorsze. Łóżko to mój przyjaciel. Tylko potem zdaję sobie sprawę, że przecież nie mogę w życiu tylko pracować i spać, bo co to za życie".
Rafał: "Zdałem sobie sprawę, że jeśli gdziekolwiek pojawia się możliwość, by usiąść – nieważne, czy to jest dentysta, fryzjer czy inna usługa, to siadam i od razu chce mi się spać. I tak mam od kilku lat. Doszedłem do wniosku, że to chyba dlatego, że jestem zmęczony, zmęczony życiem. I tu raczej nie chodzi o wiek, ale o to, że po prostu tyle się dzieje w tym życiu, tyle jest obowiązków".
Dlaczego? Rafał i inni młodzi, z którymi rozmawiam, mówią wprost: wszystkiego jest za dużo, listy zadań do zrobienia są coraz dłuższe i przytłaczają.
Rafał: Same obowiązki nigdy nie były złe, to nie jest tak, że sobie nie radzę – czasy są jednak obecnie takie, że cokolwiek robisz, musisz to robić z pełnym zaangażowaniem, uśmiechem na ustach i z entuzjazmem w stylu »wow, jestem szesnastą godzinę na nogach, ale tu jest jakaś fajna wystawa, chodźmy na nią, wyjdźmy z domu!«.
Gdy ludzie jarają się jakimiś serialami na Netflixie, to ja nie wiem, jak oni to robią. Jeśli ja wieczorem zasiądę do Netflixa, to nawet nie zasypiam, ale mówię sobie: "O Boże, jeszcze jedno zadanie". Nawet nieważne, czy serial albo film są świetne, po prostu traktuję to w stylu »jeszcze tylko to i pójdę spać«".
Praca chlubą narodu
Żyjemy w świecie zadaniowym, a przyjęło się, że im więcej rzeczy do zrobienia, tym lepiej. A co jest najważniejszym zadaniem w królestwie zadań? Praca.
To o niej mówi się najczęściej w kwestii zmęczenia, ona jest priorytetem. Musimy pracować, żeby mieć za co opłacać rachunki, ale i po to, żeby rodzice i dziadkowie byli z nas dumni. Przecież musimy do "czegoś w życiu dojść". A jak to zrobić, jeśli nie harować resztkami sił?
Zwłaszcza, że czasy są jakie są – etaty są najczęściej w sferze marzeń, pensje nie zwalają z nóg, a żeby kupić mieszkanie w większym mieście, trzeba wziąć astronomiczny kredyt. Świat nie rozpieszcza młodych.
To właśnie praca zawodowa nastawiona i na zysk, i na rozwój osobisty (hasło, które dziś urosło do rangi Słowa Bożego) dzisiaj najczęściej młodych ludzi wypalają. Jak żyć?
Alicja: "Mam wrażenie, że moje życie to tylko praca, praca i praca. Wracam do domu wieczorem, padam na łóżko i wiem, że rano muszę znowu iść do pracy. I tak w kółko. Nawet jeśli mam wolne, myślę o pracy i nie umiem odpocząć. Mam wrażenie, że muszę pracować cały czas, bo inaczej do niczego w życiu nie dojdę. Gdzie będę kiedyś mieszkać? Jak utrzymam rodzinę? Z czego będę żyć żyć na emeryturze, skoro nie pracuję na etacie? Skutek jest taki, że padam na twarz i bezustannie się zamartwiam".
Magda: "Mam 26 lat i jestem wypalona zawodowo. Wymagają od nas dużo i za małe pieniądze, etatów prawie nie ma, klienci są niesamowicie roszczeniowi i chcą wszystko na już. Często pracuję po godzinach i w weekendy. Najgorsze jest to, że jestem tak zmęczona pracą, że czasem olewam już nawet moich przyjaciół. Nie wiem, jak ludzie łączą życie z pracą".
Paula: "Jestem zmęczona. Co mogę powiedzieć. Pracuję w przedszkolu, więc do zwykłego zmęczenia dochodzi zmęczenie hałasem i rozbrykanymi dziećmi. Wracam do domu po kilku, kilkunastu godzinach. Kładę się na łóżku, włączam Netflixa, zasypiam. Rano budzę się w ubraniu i makijażu, czuję się jeszcze gorzej, ale za godzinę znowu muszę wyjść do pracy".
Jednak nie tylko współcześni dwudziesto czy trzydziesto kilkulatkowie są zmęczeni pracą. To dotknęło także starsze pokolenie – to, które na rynek pracy wchodziło w latach 90., tuż po transformacji. To wtedy zaczął się kapitalistyczny wyścig i walka o byt. Mówi o tym Tomek.
Tomek: "Moje pokolenie to było pokolenie, któremu się mówiło, że pracę trzeba zacząć jak najwcześniej, jak najszybciej. Że wykształcenie nie jest takie ważne, a istotna jest praktyka. Zacząłem więc pracę w drugiej klasy liceum – jednocześnie studiowałem, ale studia były na dalszym planie – i pracuję do dzisiaj. Od 21. roku życia pracowałem już na etacie – za żadne pieniądze, ale w końcu na etacie. Co jednak dzisiejszemu pokoleniu się raczej nie udaje.
Trochę mnie ominęło życia studenckie i rozrywki, bo tego się nie dało do końca połączyć, na imprezy było mało czasu. Lata 90. to był bowiem taki czas, kiedy bezrobocie było na poziomie 20 procent. Jak komuś już udało się znaleźć tę pracę, to robił wszystko – czasem za darmo, czasem za nikłe pieniądze, czasem całodobowo – żeby ją utrzymać. Nie starczało czasu na nic innego.
To już wtedy, po transformacji, zaczęło się mówić, że trzeba wziąć wszystko w swoje ręce. Wcześniej nasi rodzice mówili »mieszkanie się dostaje, prace się dostaje«, a my byliśmy tym pokoleniem, które jeszcze w podstawówce uczyło się rosyjskiego, wszystko było jeszcze inaczej, a potem okazało się, że nic się nie dostaje. Wręcz przeciwnie – wszystko się zabiera".
Jesteś najlepszy
Jednak męczy nie tylko praca zarobkowa, ale też wspomniany już mityczny rozwój osobisty. Naokoło słyszymy, że ktoś "ogarnia jakiś projekt" albo robi coś po godzinach: chodzi na siłownię, biega, pływa, jest wolontariuszem w schronisku. Jeśli robisz w życiu za mało, patrzą na ciebie spod oka. Masz dużo wolnego czasu? Jesteś nic niewartym obibokiem. To już wręcz kult pracy i "wszystkorobienia" – pracuj zawsze i Broń Boże, nie odpoczywaj. I bądź najlepszą wersją siebie, bo inaczej przegrałeś.
Dorota: "Mam 31 lat i mam wrażenie, że jeszcze nic się osiągnęłam. Mam pracę, ale jeszcze nie tą, o której marzę. Zarabiam zbyt mało. Moi znajomi mają już rodziny, stanowiska kierownicze, a ja? Czuję się czasem jak nieudacznik. Dlatego chcę się cały czas rozwijać, a raczej próbuję – nie tylko w pracy, ale tez w ogóle jako człowiek. Chodzę na kursy, czytam, ćwiczę, biegam. Chcę być kimś, co jest jakimś błędnym kołem. Bo wcale nie czuję się szczęśliwa".
Karolina: "Ja patrzę na to tak: jesteś 30-latkiem. Musisz wykorzystywać «życiowe szanse«, bo to teraz masz dostęp do wszystkiego co najlepsze i szanse na najfajniejsze przeżycia: świetne wyjazdy, najbardziej dojrzałe rozmowy w nocy z przyjaciółmi i butelką wina (chociaż bądźmy szczerzy, nikt nie wytrzyma do 2 w nocy w tym wieku, no i jak u licha można w tym wieku przetrawić butelkę wina bez potwornych konsekwencji zdrowotnych), nowe etapy kariery.
Dlatego chcesz piąć się wyżej – chodzisz na szkolenia, konferencje, oglądasz codziennie mowy motywacyjne TED Talks. A jak one się skończą, to jest jeszcze filmik z Willem Smithem, który wie, jak pokonać strach przed czymś nieznanym albo przerażającym. Inaczej nie da się wyjść z mieszkania, bo ten strach jest olbrzymi.
Jak już się spełni te swoje pragnienia i osiągnie awans, mama pęka z dumy, a na kolejnym weselu cała rodzina myśli, że życie tak świetnie ci się układa – mimo że przecieka ci przez palce i zaczyna być codzienną wojną z samym sobą. Ale musisz iść naprzód, bo przecież masz lepsze szanse i większe możliwości niż rodzice".
Tylko nie telefon
No dobrze, praca, rozwój, ale co w wolnym czasie? Wielu z nas po prostu nie umie odpoczywać. Albo po prostu nie może. Dlaczego? Na przykład przez smartfony.
Magda: "Czemu nie umiem odpoczywać? Nie potrafię się wyłączyć, cały czas wisi nade mną to cholerne FOMO (Fear of Missing Out). Jeśli wyłączę telefon na tę godzinę, gdy czytam książkę albo oglądam film, cały czas mam myśli, że ktoś może do mnie dzwonić lub pisać. Może koleżanka potrzebuje pomocy? Może ktoś ogarnia jakieś wydarzenie na fejsie i czeka na moją odpowiedź? A może coś ważnego się stało i to przegapię?".
Kasia: "Za dużo seriali do obejrzenia, za dużo książek do przeczytania, za dużo miejsc do zobaczenia. Wszystkiego jest dużo, wszędzie atakują nas bodźce. Czasem mam dość, chcę rzucić to wszystko i pojechać w Bieszczady. Kupię sobie chatkę na odludziu, będę hodować owce i odnajdę sens życia [śmiech]".
Obecnie nie da się odpocząć bez wyłączenia się. Kultura już to zauważa – coraz modniejsze są medytacje, praktyka uważności albo wyjazdy na religijne rekolekcje lub świeckie kursy, które mają nauczyć nas, jak się wyciszyć, zrelaksować, żyć tu i teraz.
Rafał też ma dobrą radę, jak odpoczywać.
Rafał: "Czuję się zmęczony życiem, tego wszystkiego jest cholernie dużo, a jednocześnie walczę sam ze sobą, żeby w wolnym czasie nic nie robić. Przede wszystkim nie sprawdzać telefonu co jakiś czas. Uważam, że telefony nas zabijają, a raczej przeszkadzają nam odpoczywać.
Ze wszystkich rzeczy najlepsze są chyba tylko alkohol i książka. Alkohol nie w ilościach hurtowych, ale taki w stylu pół szklanki cydru. Nie zliczę ile niedokończonych piw wypiłem, ale oczywiście nie codziennie. Wszystkim polecam książkę – jest trochę jak ekran, imituje smartfona trochę, ale nie wali tak tym światłem w oczy. Nie zasypia się przy tym. Polecam wszystkim książki i odkładanie smartfonów poza zasięg własnych ramion".