Przypuszczam, że dużo osób nie zdaje sobie sprawy z tego, że w Polsce mamy czynny reaktor jądrowy. Nadano mu imię MARIA, na cześć naszej słynnej noblistki. Działa w podwarszawskim Otwocku nieprzerwanie od 45 lat.
MARIĄ zainteresowałem się (i nie byłem jedyny) na fali popularności serialu "Czarnobyl". Na możliwość wizyty w Narodowym Centrum Badań Jądrowych z fotoreporterem byłem zmuszony czekać aż pół roku. Od czasów wydarzeń przedstawionych w produkcji HBO, sytuacja "trochę" się zmieniła i naukowcy kładą nacisk na zachowanie procedur bezpieczeństwa.
W końcu udało nam się wstrzelić w okienko, kiedy reaktor był włączony
i nikt nie pracował przy ustawianiu jego konfiguracji. MARIA jest bowiem reaktorem badawczym, ale o tym za chwilę.
Z wizytą u MARII
Okrągły budynek, w którym skryta jest Maria nie wyróżnia się niczym szczególnym. Dopiero po wejściu do środka wiemy, że mamy do czynienia z zaawansowaną nauką, o której nie mamy bladego pojęcia, a wszystko to w mocno industrialnych przestrzeniach, z dużą ilością stali, kabli, guzików, zegarów, diodek i innych detali, które uradowałyby każdego miłośnika "sowieckiego stylu" architektonicznego.
Po zaliczeniu bramki bezpieczeństwa, założeniu kitli i ochraniaczy na buty (na wypadek, gdyby na podłodze znalazło się coś promieniotwórczego, choć nigdy to nie zdarzyło się gościom reaktora), zmierzeniu, czy nie wchodzimy już skażeni, przechodzimy przez wielkie, grube wrota z okrągłym okienkiem. To one "zagrały" w jednej z początkowych scen "Seksmisji".
Kiedy zamykają się wrota, naszym oczom ukazuje się wielka hala z reaktorem zanurzonym pod wodą. Odprowadza ona ciepło, służy jako moderator i chroni otoczenie przed promieniowaniem neutronowym. W głębi widzimy niebieską poświatę. Nie została tam włączona żadna neonowa lampka, ale tak właśnie prezentuje się promieniowanie Czerenkowa w praktyce.
W oczy rzuca się też... koło ratunkowe zamocowane obok basenu z wodą. Po prostu jest na tyle duży (7 metrów i pojemności 250 000 litrów), że jest to wymagane prawnie. Na szczęście koło nigdy nie zostało użyte. Co by się stało, gdyby ktoś tam wpadł?
Nie zamieniłby się w mutanta. To prawdopodobnie najczystsza woda w Polsce. Nie może być w niej żadnych zanieczyszczeń, bo to właśnie te drobinki mogą zostać napromieniowane, a nie same cząsteczki wody.
Niestety najciekawsze rzeczy dzieją się na niedostrzegalnym przez nas poziomie atomowym, więc samo pomieszczenie z reaktorem tylko na początku robi na nas wrażenie. Cytując Dyatlova z serialu "Czarnobyl": "Not great, not terrible".
Najbardziej klimatycznym miejscem jest zdecydowanie sterownia rodem ze "Star Treka". Jest w niej też przycisk, który każdego ciekawi - ten od awaryjnego wyłączania reaktora. Tak więc, jeśli nie macie czasu na wyprawę do Prypeci, możecie śmiało wybrać się do Otwocka. Tam przynajmniej znajdziecie działający reaktor.
Jednodniowy trip po reaktorze
Na wycieczki po NCBJ można się zgłaszać dwa razy w roku. Naturalnie, z wyprzedzeniem, gdyż na co dzień nie jest on eksponatem, ale służy badaniom.
Reaktor MARIA można zwiedzać indywidualnie, ale wiadomo, że wtedy to będzie kosztować o wiele drożej niż przy rozłożeniu kosztów na grupę. Polecam więc skrzyknąć ekipę. Tak, zapytałem też panów o wieczory kawalerskie, ale takowe nie są tam organizowane. – Oczywiście co jakiś czas mamy pytania o możliwość nakręcenia teledysku, albo sesji fotograficznych. Staramy się unikać takich nietypowych zdarzeń – dr Marek Pawłowski, Kierownik Biura Komunikacji i Promocji NCBJ.
– Przeżywamy renesans zainteresowania tym miejscem – dodaje. Również wśród młodych ludzi. Wchodząc na teren Instytutu mijaliśmy wycieczkę szkolną, ale i mnóstwo pracowników w białych kitlach bez burzy siwych włosów na głowie.
Oczywiście wpływ na wzrost zainteresowania MARIĄ w ostatnim czasie miał też głośny serial "Czarnobyl".
– Ilość dziennikarzy, która pragnęła zdobyć komentarz dotyczący serialu była ogromna. Odbieraliśmy kilka telefonów dziennie. Takie zdarzenia medialne wywołują zainteresowanie naszym reaktorem i energią atomową. Czasem również w negatywnym kontekście, więc musimy potem odkręcać niektóre informacje – mówi dr Pawłowski.
To reaktor do badań, nie do produkcji energii...
Oprócz reaktora MARIA, w tym samym kompleksie działał jeszcze reaktor EWA (akronim słów eksperymentalny, wodny, atomowy). Został wyłączony w 1995 roku.
Powstały
tu także małe, niedziałające obecnie reaktory
mocy zerowej. Jeśli dotarliście do tego punktu artykułu, możecie się zastanawiać, czy Otwock jest zasilany MARIĄ. Już wyjaśniamy.
– To reaktor badawczy, więc nie wytwarzamy energii i nie jesteśmy podpięci do sieci. Nasze główne zadania to produkcja radioizotopów i nauka, czyli wszelkie badania materiałowe, sondowe i pętlowe, a także eksperymenty pozwalające badać strukturę materiałów, bądź zmiany, które możemy wyśledzić dzięki strumieniowi neutronów uderzających w próbkę – tłumaczy mgr inż. Marek Migdal, kierownik działu sond i pętli reaktorowych.
Jak łatwo się domyślić, na terenie kompleksu znajduje się nie tylko reaktor. Jest tam też m.in. zakład produkcji radiofarmaceutyków POLATOM, Laboratorium Badań Materiałowych, Zakład Aparatury Jądrowej (m.in. produkujący liniowe akceleratory
elektronów dla przemysłu i medycyny oraz podukłady dla instalacji
naukowych - swój udział mają w CERN), Zakład Fizyki Detektorów, centrum obliczeniowe CIŚ czy Zakład Technologii Plazmowych, w którym znajdują się urządzenia pozwalające modyfikować materiały, by były bardziej wytrzymałe lub miały pożądane właściwości elektryczne. Na terenie NCBJ jest też budowany cyklotron do produkcji izotopów na potrzeby medycyny nuklearnej.
W tym naukowym miasteczku pracuje łącznie aż 1100 osób, przy czym w departamencie badań podstawowych w Warszawie pracuje ponad 100 osób - fizyków, fizyków wysokich energii i astrofizyków. Zajmują się odpowiedzią na najprostsze pytania np. z czego zbudowany jest świat?
...ale mógłby zasilić miasteczko
Moc MARII to 30 MW termicznych (zawodowy zespół reaktorów ma moc stokrotnie większą). Wystarczyłoby to do zasilenia tysiąca czajników elektrycznych równocześnie a pewnie i całego Otwocka. W przypadku MARII jest to jednak nieopłacalne ekonomicznie ze względu na m.in. drogie paliwo i specyfikę pracy badawczej wymagającej częstych wyłączeń.
Paliwem jest promieniotwórczy Uran 235, który naturalnie występuje w przyrodzie, ale jego zawartość w rudzie uranu wynosi poniżej 1 proc. W wyniku skomplikowanej obróbki uzyskuje się uran wzbogacony.
Reaktor MARIA pracuje na paliwie niskowzbogaconym, tj. o zawartości izotopu Uranu 235 poniżej 20 procent. To ogólnoświatowa tendencja. – Tak, by uniknąć sytuacji, w której reaktory badawcze mogłyby być wykorzystywane w celach wojskowych – podkreśla dr Marek Pawłowski.
Proces fizyczny, który jest źródłem energii neutronów w takim reaktorze, polega na rozszczepieniu jądra Uranu 235.
Brzmi skomplikowanie, prawda? A to przecież zupełne teoretyczne podstawy. Dla pracowników NCBJ fizyka jądrowa to codzienność, a do tego - pasja.
– Śmiejemy się, że MARIA to duża zabawka dla dużych chłopców. To największe urządzenie badawcze w Polsce. Można na nim przeprowadzić niemal dowolny eksperyment od samego pomysłu, przez projekt, konstrukcję, aż do zebrania danych i analizy. Kiedy dostaniemy wyniki, przepełnia nas radość i satysfakcja – przyznaje Marek Migdal.
– Nie ma możliwości, by nasz reaktor nagle wybuchł. Nawet jakbyśmy się bardzo postarali. Już na całym świecie odchodzi się od technologii zastosowanej w Czarnobylu, która została zaprojektowana do bardzo niebezpiecznego sposobu funkcjonowania. Kiedy stracono kontrolę nad tym co się dzieje, wiadomo jak wszystko się potoczyło. Błąd leżał i po stronie pracowników na miejscu, i po stronie konstruktorów – dodaje.
Co zatem sprawia, że reaktor nie eksploduje? Krótko mówiąc: "Redundancja i dywersyfikacja". Moi rozmówcy opowiadali mi o podwojeniu, a czasem nawet potrojeniu układów sterowania czy wyśrubowanych norm bezpieczeństwa. Zresztą przekonałem się o tym na własnej skórze. Nawet fartuchy, które wyglądają na zupełnie zwyczajne, są jednym ze środków bezpieczeństwa chroniących nas chociażby przed promieniowaniem alfa.
Atom to konieczność
Elektrownia atomowa z prawdziwego zdarzenia to ciągle nośny i głośny temat w Polsce. Jednak takie seriale jak "Czarnobyl" tylko pogłębiają strach przed atomem. Zwłaszcza, że rzadko, ale jednak, dochodzi do awarii w takich obiektach - ostatnio było tak z Fukushimą.
Pracownicy NCBJ, z którymi rozmawiałem zapewniają mnie, że to obecnie jedna z najbezpieczniejszych gałęzi energetyki. – Wszystkie osoby pracujące przy reaktorze, starają się walczyć z radiofobią. Mamy dział edukacji i szkoleń, a także obalamy mity w zwykłych rozmowach – wyjaśnia mgr inż. Marek Migdal.
Promieniowanie nie jest czymś niezwykłym. Jest wytarzane w Ziemi, w naszych własnych ciałach, przychodzi do nas ze Słońca i z kosmosu.
– Jesteśmy bytami, które w takim środowisku funkcjonują od milionów lat. Chodzi tylko o to, by promieniowania nie było za dużo. Każde urządzenie używane w niewłaściwy sposób może stwarzać niebezpieczeństwo np. rozpędzony samochód. Niebezpieczeństwo związane z promieniowaniem polega głównie na tym, że go nie widzimy. Dysponujemy jednak miernikami, które pomagają nam nad nim zapanować – tłumaczy dr Pawłowski.
Żadna inna technologia na świecie, nawet ta kosmiczna, nie ma tylu zaawansowanych systemów bezpieczeństwa, jak te wymagane przy budowie nowej elektrowni jądrowej. Jej główną wadą jest początkowy koszt, który wynika z niespotykanych nigdzie indziej norm bezpieczeństwa i wymogu
zabezpieczenia środków na powrót do stanu wyjściowego, gdy instalacja przestanie być już wykorzystywana.
Potem stanowi niezwykle efektywne źródło energii.
– Jest wymóg, by w cenę budowy elektrowni jądrowej od początku wliczać koszt doprowadzenia wszystkiego, co po niej zostanie, do poziomu zielonej trawy. Czyli co się stanie po jej wyłączeniu i w jaki sposób materiał rozszczepialny zostanie unieszkodliwiony. W innych branżach nie planuje się zarówno budowy, jak i rozbiórki obiektu równocześnie – mówi Migdal.
W Unii aż 14 państw produkuje energię atomową. Polska jest otoczona przez kraje z czynnymi reaktorami, lecz sama ma tylko jeden, badawczy. Wszystko przez katastrofę w Czarnobylu w 1986 roku, które pogrzebała wszelkie plany na zawodową elektrownię w Żarnowcu. Prace były już w zaawansowanym stadium, ale przez decyzję polityczną, protesty i radiofobię, projekt zamknięto. Sprowadzone z Czech dwa zbiorniki do reaktorów trafiły na Węgry do
celów szkoleniowych i do Finlandii
jako zbiornik zapasowy