Wiktor ma bladą twarz, podkrążone oczy i zrujnowane życie. Były franciszkanin, który wkładał mu ręce w majtki, dotykał członka, pośladków, cztery i pół roku żałował za grzechy w więzieniu. Teraz jest kościelnym organistą i wiedzie spokojne życie. Okna z jego domu wychodzą na plac zabaw. A prokuratura sprawdzała, czy znów nie miał kontaktu z dziećmi.
"Nie rzucim ziemi skąd nasz ród! Nie damy pogrześć mowy" – publika wstaje, kiedy olsztyńscy chórzyści zaczynają "Rotę". W pierwszym rzędzie śmietanka: biskup Edmund Piszcz, wicemarszałek województwa Marcin Kuchciński i prezydent Olsztyna Piotr Grzymowicz.
Po drugiej stronie – na scenie czwarty od prawej Krzysztof P. Szeroko otwiera usta i wyraźnie śpiewa: "Tak nam dopomóż Bóg!; Tak nam dopomóż Bóg!".
W Bazylice Archidiecezjalnej we Fromborku Krzysztof P. gra pierwsze skrzypce. Na koncert muzyki filmowej w sierpniu 2016 roku zeszło całe miasto.
W listopadzie Krzysztof P. też błyszczy, tym razem w katedrze świętego Jakuba w Olsztynie. Właśnie skończył się koncert "Bel canto". Dyrygent chóru ściska dłoń kompozytora P. Wręcza mu wiązankę czerwonych róż. Brawa. Później P. pochwali się tym zdjęciem na Facebooku.
To on specjalnie na 20-lecie olsztyńskiego chóru skomponował "Mszę jubileuszową". O wydarzeniu rozpisują się lokalne media – z TVP na czele.
Krzysztof P. jest poważanym organistą, teraz grywa do mszy w kościele pod wezwaniem bł. Franciszki Siedliskiej w Olsztynie i prowadzi chór.
Strzelisty kościół stoi pośród kolorowych bloków. Krzysztof P. razem z matką mieszka między dwoma przedszkolami, widok z okna ma na plac zabaw. Do świątyni musi przejść tylko przez ulicę.
Anka mieszka kilkaset metrów dalej. Codziennie odprowadza córkę do przedszkola i z ciężkim sercem mija budynek, w którym żyje mężczyzna w Olsztynie znany jako Krzysztof P., w Pakości – jako brat Seweryn.
– Słyszałam do tej pory o dwóch różnych osobach: szanowanym organiście z Pieczewa, dzielnicy Olsztyna, gdzie mieszkam i byłym bracie Sewerynie z Pakości, który skrzywdził chłopca. Przez wiele lat nie wiedziałam, że chodzi o jedną osobę – denerwuje się Anka. Nie może pozbyć się myśli, że pedofil może onanizować się na widok jej córki.
Stacja 1: dzieciństwo
Pakość, kilkanaście lat wcześniej. 11-letni ministrant w pokoju ma ołtarzyk, klęka przed nim, składa ręce. Modli się, nawet, gdy za ścianą w najlepsze trwają nocne libacje. W domu Wiktora się nie przelewa, litrami leje się za to alkohol. Rodzice podnoszą ręce na dzieci. Nie za bardzo przejmują się, gdzie i z kim chodzą po szkole.
Wiktor ma jedną drogę ucieczki: Kościół i Bóg. W księży zapatrzony jest jak w święty obrazek. Skrycie sobie marzy, że też kiedyś włoży sutannę i będzie nawracał ludzi.
"Służba liturgiczna była dla niego odskocznią od problemów rodzinnych" – napisze później w pozwie, który trafi do bydgoskiego sądu, pełnomocnik chłopaka.
W ten Wielki Czwartek wszystko w jego życiu się zmieni. Jakby ktoś złośliwie postawił na jego drodze brata Seweryna. Ale Wiktor jeszcze tego nie wie, cieszy się na nocną drogę krzyżową, którą w kolorowych folderach opisują jako największą atrakcję Pakości. To niewielkie miasteczko na Kujawach, położone nad Notecią.
Ludzie są tu religijni, czują, że stąd od razu bliżej do Boga: 25 kaplic pasyjnych poutykanych po całym mieście, najstarsza – po Zebrzydowskiej – kalwaria w Polsce, relikwie Jana Pawła II i Krzyża Świętego. Opiekują się nimi franciszkanie. Ich zakon na wjeździe rzuca się w oczy.
Wiktor nocuje tu z młodzieżą, która właśnie przyjechała do Pakości. – Braliśmy udział w liturgii eucharystycznej przy ołtarzu. Był wtedy z nami ojciec Seweryn. Siedzieliśmy przy stole i słuchaliśmy jego opowieści – wyrzuca z siebie krótkie zdania, strzela nimi jak z karabinu.
Minęło 17 lat, on do dziś pamięta zatroskany głos brata Seweryna. Chciał, żeby poszedł już spać, bo było po północy, a na trzecią musiał w Wielki Piątek wstać na drogę krzyżową.
20 minut później do jego pokoju zapukał brat Seweryn, zakonnik, który do Pakości trafił z Poznania. Był diakonem i został katechetą w gimnazjum. Przesądził o tym dekret, który wydał ojciec Adam Sikora.
Ojciec Sikora tłumaczy nam: – Przenosiny podyktowane są zasadniczo racjami duszpasterskimi, wyznaczającymi danego zakonnika do funkcji, których sprawowanie w danej wspólnocie lub parafii należy zapewnić.
Stacja 2: dorosłość w jeden dzień
– Wybudził mnie ze snu. Usiadłem obok. Powiedział: "Połóż się Wiktor na kolanach, nie bój się, nic ci nie zrobię" – mówi.
Pamięta, że się bał. Nie wiedział, co się za chwilę stanie. Ale ufał ojcu Sewerynowi, jak każdemu zakonnikowi, księdzu.
Położył się brzuchem na jego kolanach, plecami do twarzy. Wsunął mu rękę do majtek.
– Zapytałem: "Co ojciec robi?". Powiedział: "Nie krzycz Wiktor, bo nas usłyszą, ja ci nic złego nie robię" – ciężko oddycha.
– To trwało 20 minut. Obmacywał mnie po pośladkach, nogach, po plecach. To był pierwszy raz, jak zaczął mnie krzywdzić – dodaje.
Jeszcze wtedy Wiktor nie wiedział, co robił z nim brat Seweryn. I nie wiedział, że będzie to trwało długie lata.
Stacja 3: przyjaciel, który krzywdzi
Wiktor długo wierzył, że brat Seweryn to jego kolega. Przecież mówił 11-latkowi, że jest "jego małym przyjacielem", a jakby mu się krzywda stała "to by się załamał i wyjechał z parafii".
Miał dla niego czas i słuchał, kiedy chłopak żalił się, że mama od rana do nocy pije. Powiedział też kiedyś, że jak Wiktor dorośnie, to nie będzie chciał z nim rozmawiać. Wtedy Wiktor nic z tego nie rozumiał.
– On wiedział, że to do mnie dotrze, jak dorosnę – burzy się i opowiada szczerze jak w konfesjonale, tyle że o cudzych grzechach.
– Rozbierał mnie, kładł na łóżko, on leżał obok, przytulał się do mnie. Zaczął mi mówić, że mnie kocha, zaczął mnie całować po ustach, po polikach. Leżałem na łóżku cały nagi, a on mnie dotykał po pośladkach, po klatce piersiowej.
Wiktor od jednej historii prędko biegnie do następnej. – Próbował namówić mnie do seksu, zaczął mnie masturbować. Chciał wiedzieć, czy członek mi zesztywnieje, czy mam jakiś pociąg seksualny. Nie pozwoliłem, żeby do tego doszło – uprzedza.
Ojciec Seweryn mówił mu, że "to nic złego", powtarzał, żeby "nie czuł do niego urazy". Czasami dawał pieniądze.
– Zmuszał mnie też do rozbierania się i robił mi nagie zdjęcia pornograficzne. To były zdjęcia intymnych części ciała: napletka, pośladków, klatki piersiowej. Mówił mi, że mam bardzo zgrabne ciało, że jestem ładnym chłopakiem. Molestował mnie w zakrystii, swoim pokoju, zakonnej klauzuli – przypomina sobie Wiktor.
Stacja 4: psychiatryk
Mija kolejny Wielki Czwartek, Boże Ciało, Boże Narodzenie, Wielkanoc, a ojciec Seweryn dalej krzywdzi Wiktora. Ale chłopiec rośnie, a wraz z nim poczucie, że ojciec Seweryn chyba nie jest jego przyjacielem. Mówi matce, że franciszkanin dotyka go tak, jak nie powinien. Ta nie za bardzo mu wierzy.
Wiktor: – Wujek poszedł z awanturą do klasztoru. Poinformował ojca Dacjana, gwardiana parafii, proboszcza ojca Efrema i innych członków zakonu, że jestem molestowany przez brata Seweryna. Efekt był taki, że zakon kazał mi milczeć.
"Mogę mieć problemy, wycofaj te zeznania" – miał wymuszać na nim ojciec Seweryn. Po paru miesiącach pojawił się z kolędą w rodzinnym domu Wiktora.
Wiktor był załamany. Dobijała go myśl, że nie może liczyć ani na pomoc matki, ani na zakonu. – Zakon wiedział, że on mnie molestuje od mojego wujka. I nakazał mi milczeć. Pozwolił Sewerynowi zabierać mnie na chór, gdzie grał na organach. Tam podczas liturgii, którą prowadził gwardian i proboszcz, on mnie molestował – denerwuje się.
Niedługo potem – w maju 2005 roku – Wiktor trafia do psychiatryka w Gnieźnie. "Chłopiec, lat 13, wcześniej leczony psychiatrycznie, skierowany do szpitala z powodu zaburzeń w relacji z rodziną. Negował myśli i zamiary suicydalne" – napisano w karcie.
Stacja 5: pan mi nie wierzy
2007 rok. Nauczyciel Ryszard Kuflewicz widzi Wiktora, już ucznia gimnazjum, stojącego w otwartym oknie szkolnej toalety i pierwsze co myśli: młody chce się zabić.
– Rozpięta, powiewająca kurtka, on wychylony. Zapytałem, po co tam wlazł. Mówił, że chciał zobaczyć, jak jest wysoko. Potem dodał, że ma kłopoty, że ludzie go nie rozumieją. Powiedziałem, że jak chce pogadać, to ja jeszcze przez chwilę będę w pracowni – opowiada emerytowany już nauczyciel.
Wiktor od progu: "Panie Ryszardzie, brat Seweryn mnie molestuje". Kuflewicz żachnął się i zaskoczony odparł: "Co ty opowiadasz?".
– Od razu powiedział: "O, pan mi też nie wierzy". Dzieciak był praktycznie sam. Jemu nikt przez te kilka lata naprawdę nie wierzył – opowiada Kuflewicz.
Kuflewicz znał z pokoju nauczycielskiego brata Seweryna i w życiu by nie pomyślał, że krzywdzi dzieci.
Wiosną 2007 roku zgłosił sprawę dyrektorce. Ale dopiero w styczniu 2008 roku zakonnik został aresztowany pod zarzutem molestowania nieletniego.
Miejscowi też wzięli stronę duchownego. Mało kto dawał wiarę opowieściom Wiktora i Kuflewicza. Większość uważała, że nauczyciel podnosi rękę na Kościół, a chłopak kłamie, ma bujną wyobraźnię albo chorobę psychiczną. Wiktor przeżywał w Pakości prawdziwe piekło. Na ulicy zatrzymywali go i pytali, czy to jego ksiądz molestował.
– Ludzie w Pakości śmiali się, że ksiądz mnie ruchał w dupę. Podchodzili i pytali: To prawda, że byłeś ruchany przez księdza w dupę? Naśmiewali się – pamięta Wiktor.
– W międzyczasie Seweryn został katechetą w sąsiedniej szkole. I jeszcze praktycznie przez cały rok chodził sobie za płotem. Jak Wiktor przychodził do szkoły na zajęcia integracyjne, to szedł chodnikiem wzdłuż boiska i dzieciaki pozdrawiały Seweryna "Pokój i dobro"; "Pokój i dobro" – opowiada Kuflewicz.
I trochę to trwało, zanim Sąd Rejonowy w Inowrocławiu ogłosił, że Wiktor wcale nie zmyślił sobie tej historii i franciszkanin molestował go przez cztery lata: od 2002 do 2006 roku. Rozprawa odbywała się za zamkniętymi drzwiami. Śledztwo wykazało, że duchowny nakłaniał Wiktora do "poddania się innej czynności seksualnej" nawet kilka razy w tygodniu.
Stacja 6: skazanie i obrona winnego
W styczniu 2009 rok brat Seweryn został skazany na cztery i pół roku więzienia. Sąd zakazał mu też pracy z nieletnimi na dziesięć lat. Odwołał się od wyroku, ale na nic – został utrzymany.
Nie udowodniono mu tylko, że to do niego należały materiały z dziecięcą pornografią, które znaleziono na jego komputerze. Do dziś nie wiadomo, czyje to były zdjęcia. – Wiadomo tylko, że ojciec Seweryn nie był jedynym. A sami franciszkanie mówili, że historia Wiktora jest grubymi nićmi szyta – powtarzają w Pakości.
Można by przypuszczać, że koszmar Wiktora się właśnie kończy: jego oprawca trafił za kratki, wyrok sądu był prawomocny. Ale to był dopiero początek.
– Kiedy ojciec Seweryn został skazany, spotkałem się nawet z gwardianem parafii i proboszczem. Wypytywali mnie, co ojciec Seweryn mi robił. Siedzieli obok i śmiali się z tego, śmiali mi się prosto w twarz. Jeden powiedział do mnie tak: "Wiktor, ojciec został skazany na 4,5 roku więzienia, udowodniono mu winę, ale według nas on przez cały czas jest niewinny" – przytacza Wiktor.
Stacja 7: zadośćuczynienie
Dopiero po latach Wiktor zdecydował się walczyć z zakonem o odszkodowanie. Proces przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy toczy się już szósty rok. Wiktor żąda od Domu Zakonnego w Pakości Prowincji św. Franciszka z Asyżu Zakonu braci Mniejszych-Franciszkanów w Polsce ponad 2 mln zł odszkodowania i comiesięcznej renty.
Wiktor jest pewien, że franciszkanie o wszystkim wiedzieli. Mówi wprost, że brat Seweryn i zakon franciszkański zrujnowali mu życie.
Bo 28-latek do dziś nie może się pozbierać po tym, co robił mu brat Seweryn. Nie założył rodziny. Załapał się na staż i będzie pracował na wózkach widłowych.
Mieszka sam w Pakości, od czasu do czasu odwiedza go tata. Właśnie smaży w kuchni kotlety i co jakiś czas kontrolnie zagląda przez uchylone drzwi.
– To, co ojciec mi robił, odbiło się poważnie na moim zdrowiu. Mam stały uszczerbek na zdrowiu psychicznym. W 10 procentach mam zaburzenia osobowościowe – mówi.
Na potrzeby procesu o odszkodowanie opinię o stanie zdrowia Wiktora przygotowali prof. Aleksander Araszkiewicza i Iga Zdaniuk-Zienkiewicz.
Jednogłośnie uznali: chłopak ma "zaburzenia schizotypowe", a "przebyte wykorzystywanie seksualne" przez osobę, którą uważał za autorytet i darzył zaufaniem poskutkowało trudnościami "w nawiązywaniu i utrzymywaniu stałych związków, brakiem umiejętności wchodzenia w relacje międzyludzkie, preferowaniem życia w samotności" (za Pomorska.pl).
Wiktor marzy o życiu, którego nigdy nie będzie miał: dobrej pracy, rodzinie, pięknej żonie. Marzy też, żeby wyjechać z Pakości, uwolnić się od tego miejsca.
Teraz, jak na ulicy mija zakonnika, to od razu wracają koszmarne obrazy i niespełnione marzenia.
– Chciałem zostać księdzem, ale mnie nie dopuścili do seminarium. Nie pozwolili mi służyć przy ołtarzu, ponieważ byłem molestowany przez ich kolegę, a on jest blisko Boga i Kościoła – irytuje się.
Stacja 8: drugie życie oprawcy
W 2012 roku ojciec Seweryn wyszedł z zakładu karnego. Zakon natychmiast się go pozbył. Wyjechał najpierw do Jonkowa. Miejscowy ksiądz zatrudnił go, bo nie wiedział o jego przeszłości. Grał do mszy, miał też naprawić organy.
– Był bardzo dobry w tym, co robił – mówią parafianie.
W trakcie miejscowy proboszcz dowiedział się, że Krzysztof P., czyli brat Seweryn swoje odsiedział za pedofilię. Na plebanię dzwonili inni księża i pytali, co on wyrabia, że zatrudnił pedofila. Miał na niego oko, ale nie wyrzucił go z pracy. Dzisiaj nie chce do sprawy wracać.
Krzysztof P. nie zagrzał tu długo. Zniknął, "zostały po nim długi", ale i dobre wspomnienia parafian. Niektórzy na proboszczu psy wieszali, że pozbył się dobrego organisty.
Stąd P. przeniósł się do Olsztyna. I po raz kolejny zaczął nowy rozdział: został organistą w kościele imienia błogosławionej Franciszki Siedliskiej. Na jednym ze zdjęć na Facebooku parafii pozuje uśmiechnięty ze śpiewnikiem w ręku. Obok niego stoi ksiądz i tłum wiernych.
Wieczorami w piątek P. prowadzi chór dla dorosłych. Na stronie parafii znajduję też ogłoszenie z 10 maja 2019 roku o próbie dzieci komunijnych z organistą. Nie wiadomo, czy dotyczyło to Krzysztofa P.
Ale teraz Prokuratura Regionalna Olsztyn-Południe sprawdza, czy nie złamał on zakazu i nie miał kontaktu z dziećmi. (Z pisma Prokuratury Regionalnej Olsztyn-Południe: "czy nie doszło do niestosowania się do zakazu wykonywania stanowiska związanego z opieką nad małoletnimi".).
– To jest kłamstwo. Nic takiego nie miało miejsca – mówi mi w lipcu przez telefon proboszcz Romuald Zapadka. 1,5 miesiąca później prokuratura umorzy postępowanie.
W marcu proboszcz nie chciał do nas zejść. Stojąc pod drzwiami plebanii, rozmawialiśmy przez telefon. Pytałam go, dlaczego zatrudnił pedofila.
– Pani w tej chwili stawia mnie w sytuacji, o której… nigdy w życiu o takim czymś nie słyszałem. Ja komentarzy na ten temat udzielał nie będę – odłożył słuchawkę.
Odesłał do rzecznika archidiecezji, który obiecał, że "sprawę zbada". Ale przez cztery miesiące będzie milczał.
Marzec 2020, kościół imienia błogosławionej Franciszki Siedliskiej w Olsztynie. Po wieczornej mszy Krzysztof P. od razu idzie na piątkową próbę chóru.
Zanim wszyscy się zbiorą, ma chwilę na papierosa.
– Przygotowujemy materiał o Wiktorze – przyspieszam kroku za krępym mężczyzną w ciemnej kurtce. Jest ciemno.
– Jakim Wiktorze? – dziwi się Krzysztof P. I patrzy na mnie zza opuszczonych na nos okularów. Tak samo jak na zdjęciach na Facebooku, kiedy siedzi przy organach.
– Nie pamięta pan Wiktora? Sprawa sprzed kilku lat – przypominam.
– Nie będziemy o tym rozmawiać – ucina i jeszcze bardziej przyspiesza.
Tamto życie zamknął za bramą pakoskiego zakonu.
Kobiety spieszą się na próbę chóru. Pytam, czy nie przeszkadza im przeszłość Krzysztofa P., ojca Seweryna.
Pierwsza zarzeka się, że o niczym nie wiedziała. – Ale też nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Przez czas, kiedy się z nim kontaktuje, niczego takiego nie zauważyłam. Także absolutnie…
– Nie przeszkadza pani fakt, że ten człowiek krzywdził dziecko? – dopytuję.
– Ale nie mnie jest oceniać, bo każdy popełnia błędy. Nawet jeżeli to jest prawdą…
– Jest prawdą – podkreślam.
– A jeżeli on chce wyciągnąć z tego wnioski i zmienić swoje życie, to nie znaczy, że jest przekreślony, tak? – rzuca i znika za drzwiami.
Druga krzywi się na moje pytanie: – Mnie tam jego przeszłość nie interesuje, bo ja mam swoje życie, prawda? Z tego, co wiem, to on nigdy nie był zakonnikiem. On jest Krzysztof, a nie Seweryn. Ja nie wierzę w to.
Próba chóru właśnie się skończyła. Pierwszy wychodzi organista. Denerwuje się na nasz widok. Za nim idą chórzystki. Próbuję z nimi rozmawiać.
Organista dołącza: – Już pani opowiada na mój temat?
Jedna z chórzystek: – Ja pierwsze słyszę…
Organista: – Pani przyszła zrobić mi przyjemność, naopowiadać na mój temat.
Ja: – To są fakty.
Kobieta: – Ale ja pierwsze słyszę. Ja nic o tym nie słyszałam… Nie mogę rozmawiać na ten temat, nie mogę, nie mogę – powtarza i szybko ucieka.
Organista poirytowany: – Proszę mi dać spokój. Ja chcę mieć święty spokój. Proszę mi nie marnować życia.
– A wie pan, co się dzieje teraz z Wiktorem? On jest w strasznym stanie, byliśmy u niego.
– Proszę panią, to nie jest moja sprawa – rzuca.