Prof. Krzysztof Simon, wojewódzki konsultant ds. chorób zakaźnych i ordynator oddziału zakaźnego szpitala we Wrocławiu, ocenił ostatnie oficjalne liczby związane z koronawirusem. Na ich tle ocenił także kondycję służby zdrowia. A ta, na przykładzie jego własnego szpitala, jest bardzo zła. Bez zbędnego siania paniki można tylko wyobrazić sobie, co się stanie, gdy przyrosty liczby zakażonych będą takie, jak przewiduje rząd.
Ministerstwo Zdrowia w poniedziałkowym komunikacie poinformowało o 4394 wykrytych przypadkach koronawirusa. Łącznie przez covid-19 lub z powodu współistnienia koronawirusa z innymi chorobami zmarło ostatniej doby 35 osób.
I właśnie do tych danych odniósł się prof. Krzysztof Simon.
– Nie dziwią mnie te liczby. Brakuje personelu, zwłaszcza lekarzy i pielęgniarek anestezjologicznych, ale o tym było wiadomo od kilku lat. My się już dusimy z nadmiaru pacjentów, braku respiratorów i braku lekarzy. W okolicach Dolnego Śląska już nie ma miejsc na respiratorach. W naszym szpitalu robimy dostawki, ale najgorsze jest to, że nie mamy miejsc anestezjologicznych, a przecież te oddziały muszą przyjmować nie tylko pacjentów z COVID, ale również inne ciężkie przypadki – alarmuje prof. Simon.
Krzysztof Simon ocenił też w szerszej perspektywie, skąd taki wzrost liczby zakażeń koronawirusem (a przecież według rządowych prognoz, to jeszcze nic, bo liczba zakażonych w oficjalnych komunikatach MZ może się podwajać co dwa dni).
– To niestety efekt tych trzech miesięcy, które straciliśmy na przygotowanie do wzrostu zachorowań typowego dla tej pory roku: tych gwałtownych poluzowań, nieprzestrzegania restrykcji nawet przez polityków, organizowanie masowych zgromadzeń i wesel. Nikt nie egzekwował noszenia maseczek w miejscach zamkniętych. Można się było spodziewać takich wzrostów, tyle że można się było też lepiej do tego przygotować – dodał prof. Simon.
Krzysztof Simon odniósł się do tego, że od soboty w całej Polsce obowiązuje nakaz zasłaniania ust i nosa w przestrzeni publicznej. Bo jeśli, jak alarmują eksperci, objęcie całej Polski żółtą strefą nie przyniesie efektu, w szpitalach może zabraknąć miejsc dla chorych.
– Te restrykcje są późne, ale bardzo dobre. Jeżeli będziemy egzekwowali te zalecenia, to zmniejszenia przyrostów zakażeń możemy się spodziewać najwcześniej za dwa tygodnie – analizuje prof. Simon.