Trybunał Konstytucyjny zakazał dziś przerywania ciąży z powody wad płodu. Swoją decyzję sędziowie argumentowali tym, że jest to aborcja eugeniczna. Co kryje się za tym zwrotem? Dlaczego wiele osób uważa, że nie jest do końca trafny?
Zacznijmy od tego, czym jest w ogóle eugenika. Termin ten odnosi się do selektywnego rozmnażania, czyli dążenia do ulepszania gatunków poprzez genetyczną optymalizację ich cech dziedziczonych. Słowo "eugenika" kojarzy się negatywnie przede wszystkim w kontekście związku z nazistami, którzy w ramach tej idei eliminowali słabsze jednostki.
Mianem aborcji eugenicznej niektórzy określają przerywanie ciąży w przypadku dużego prawdopodobieństwa nieodwracalnego upośledzenia płodu lub choroby, która zagraża jego życiu. Do chorób, które kwalifikują do dokonania aborcji zaliczają się zespół Downa, zespół Edwardsa, zespół Patau, zespół Warkany’egoacefalia czy mikrocefalia.
Działacze antyaborcyjni i politycy PiS chętnie używają tego terminu, jednak krytycy zwracają uwagę, że jest on sporym nadużyciem. Hasło "aborcja eugeniczna" sugeruje bowiem, że przerwanie ciąży ma na celu wykluczenie wadliwych (jakkolwiek okrutnie to brzmi) jednostek.
W czwartek Trybunał Konstytucyjny orzekł, że przerywanie ciąży z powodu wady płodu jest niezgodne z Konstytucją. Komentatorzy podkreślają, że w praktyce oznacza to niemal całkowity zakaz aborcji w naszym kraju. TK rozpatrywał tę sprawę na wniosek 119 posłów z prawej strony sceny politycznej.
Do tej pory legalna aborcja była w Polsce możliwa w trzech przypadkach: ciąży będącej wynikiem gwałtu, zagrożenia życia kobiety oraz właśnie aborcji eugenicznej.