Mężczyźni tylko w teorii mają łatwiej. Bo choć wydaje się, że stylizacji, na którą składają się koszula, spodnie i marynarka nie sposób nieumyślnie zepsuć, a brak konieczności dobrania odpowiednich do stroju fryzury, makijażu, koloru paznokci i biżuterii daje immunitet od modowych wpadek. Otóż praktyka wygląda nieco inaczej.
Męskie spodnie mają bowiem jedną zasadniczą wadę: potrafią kusić dość pojemnymi kieszeniami. Kieszeniami, które — również w teorii — potrafią pomieścić wszystko, co niezbędne: smartfon, klucze, portfel, ładowarkę, słuchawki, terminarz… Można długo wymieniać.
I choć wszystkie powyższe jakimś diabelskim sposobem rzeczywiście mieszczą się w tekstylnych “schowkach”, to nie da się ukryć, że nieco zaburzają proporcje sylwetki. Kieszenie w spodniach wypychają się na boki, a marynarka grubością zaczyna przypominać kamizelkę kuloodporną. A przecież tak wcale być nie musi.
Spokojnie, nie zamierzam namawiać nikogo na zakup saszetki, torby, czy — o zgrozo -nesesera. Prawda jest taka, że dzisiaj można doskonale poradzić sobie bez noszenia niemal wszystkich „przydatnych” rzeczy. Wystarczy chcieć.
Zróbcie szybki rachunek sumienia. Czy naprawdę musicie mieć w kieszeni portfel, wypchany pięcioma kartami płatniczymi, dziesięcioma lojalnościowymi i kilkoma innymi niewiadomego pochodzenia? Na co dzień wyciągacie jedną — tę, którą spokojnie możecie mieć w telefonie z Google Pay.
Podobna zasada tyczy się wszelkiego rodzaju terminarzy czy wizytowników: wystarczy przenieść kalendarz do chmury, wizytówki skanować, a swoje własne udostępniać w formie kodu QR. Proste?
Byłoby, gdyby nie jeden mały szkopuł: dzisiejsze smartfony z trudnością wpisują się w minimalistyczne trendy. Z jednej strony trudno się dziwić: komfort pracy czy to na arkuszach kalkulacyjnych, czy na dokumentach tekstowych, czy nawet podczas pisania maili wymaga sporego wyświetlacza.
Z drugiej strony, prostokąt o przekątnej sześciu cali potrafi, po pierwsze, skutecznie wypchać każdą kieszeń i, po drugie, skutecznie utrudnić podstawowe czynności, takie jak: wsiadanie do auta, czy siadanie w ogóle.
Coś za coś — zdają się mówić producenci telefonów. Ale nie wszyscy. Wraz z pojawieniem się pierwszej generacji smartfonów ze składanymi ekranami, wróciła również nadzieja, że być może już za jakiś czas, zamiast ścigać się o miano największego wyświetlacza, urządzenia mobilne będą znów walczyć o miano najbardziej kompaktowych.
Ten czas już nadszedł. Można śmiało powiedzieć, że wraz z pojawieniem się na rynku Motoroli Razr 5G, rozpoczyna się rewolucja, a właściwie dwie: technologiczna i modowa.
Mniej znaczy więcej
Trzymając w dłoni nowy model z rodziny Razr nie sposób lekko się nie rozczulić. Ci, którzy pamiętają, jaką rewolucją było pojawienie się pierwszego Razra na rynku, doskonale wiedzą, o co chodzi. Krawędzie cienkie jak brzytwa, najcieńszy możliwy wyświetlacz, stylowa klapka i ten dźwięk, gdy po zakończeniu rozmowy składaliście urządzenie jedną ręką. I kolor — zimny, metaliczny, surowy grafit.
W połowie lat dwutysięcznych komórki wymienialiśmy z zawrotną częstotliwością — każdy z powodzeniem potrafi wymienić kilka marek, które na przestrzeni trafiły do jego kieszeni. Ale to właśnie Razr był wtedy modelem z najwyższym czynnikiem “wow”.
Podobny potencjał ma najnowszy najmłodszy członek rodziny Razr. Smartfon, który został zaprezentowany we wrześniu tego roku, momentalnie przywołuje dawne skojarzenia. Jest odważnie zaprojektowany, jest smukły, jest zachwycający i, uwaga, jest mały.
Powiedzmy to głośno i wyraźnie już na samym początku: Motorola Razr 5G mieści się w kieszeni. Po złożeniu na pół jest mniejsza niż paczka chusteczek i, co oczywiste, znacznie smuklejsza. Pełne wymiary Razra to 72,6 x 169,2 x 7,9 mm przed złożeniem i 72,6 x 91,7 x 16 mm po złożeniu.
Tak kompaktowe wymiary mogą na początku budzić pewne wątpliwości. Czy rzeczywiście ekran o przekątnej 2,7” będzie wystarczająco funkcjonalny? Okazuje się, że taki rozmiar z powodzeniem wystarcza, aby wykonywać, powiedzmy, 80 proc. czynności, do których na co dzień używacie smartfona.
Do skontrolowania alertów, przeskrollowania społecznościówek, udzielenia odpowiedzi na pytanie przekazane za pośrednictwem komunikatora zdecydowanie nie trzeba rozkładać ekranu.
Ta cecha Razra 5G przekłada się nie tylko na wygodę użytkowania, ale i na czas działania baterii. Jeśli wydaje się wam, że smartfon o dwóch wyświetlaczach będziecie musieli ładować co godzinę, jesteście w błędzie. Bateria o pojemności 2800 mAh pozwala korzystać z urządzenia przez cały dzień.
Warto Motoroli udzielić tego kredytu. Składany wyświetlacz pOLED jest solidny. Bardzo solidna jest też obudowa wykonana z aluminium i szkła. Trzymając Razra w ręce, nie musicie mieć obaw, że zrobicie mu “krzywdę”.
Nie warto zawracać sobie głowy zastanawianiem się, czy zawias jest na tyle mocny, aby wytrzymać kilkadziesiąt “klaśnięć” dziennie. Jeśli jednak jesteście bardzo ciekawi, proszę bardzo: każdy egzemplarz zaprojektowano tak, aby wytrzymał cykl co najmniej 200 tys. złożeń. Przyjmując, że otwieracie klapkę 50 razy dziennie, zawias będzie działał bez zarzutu przez 10 lat.
Szybko nie zestarzeje się również procesor, który dzisiaj zaliczany jest do najlepszych na rynku.
Podobnie zadowoleni z parametrów powinni być fani mobilnej fotografii. Razr 5G jest wyposażony w aparat główny o matrycy wielkości 48 Mpx. Tak, jeden, bo za podgląd służy ekran pomocniczy. Dzięki temu prostemu zabiegowi Razr może pochwalić się najpotężniejszym aparatem do selfie na rynku.
Na koniec ciekawostka – jeśli ma się inteligentny zamek w drzwiach, można nawet nie brać kluczy ze sobą i otwierać drzwi telefonem.
Najnowsza Motorola Razr, podobnie jak poprzedniczka sprzed ponad 10 lat, szybko nie wyjdzie z mody. Pomijając wszystkie omawiane wcześniej aspekty, jest to przecież smartfon obsługujący technologię 5G. Zanim jednak będziemy mogli w pełni docenić zalety tej superszybkiej technologii cieszmy się “małymi” rzeczami. Dosłownie.
Artykuł powstał we współpracy z marką Motorola.