
"Znam chyba wszystkie istniejące stereotypy. Nie mają one dzisiaj odzwierciedlenia w rzeczywistości. Rzadko się spotyka, żeby grabarz był pijakiem. Na pewno nie w dużych miastach. Przez wszystkie lata pracy spotkałem się tylko z księdzem, od którego było czuć. Może na wioskach problem pojawia się częściej, ale to raczej nie jest spowodowane tym, że grabarz musi pić, bo styka się z nieszczęściem. To raczej picie z nudów. Pogrzebów mało, pracy nie ma. No to seteczka! Czy osoby z branży są dziwne, ponieważ pracują z trupami? Z tym również się nie spotkałem. Powiedziałbym, że ludzie po prostu nie palą się do tej pracy. Mateusz, mistrz ceremonii świeckich, 10 lat w branży".
"Chłopak popełnił samobójstwo, u nas we Włocławku. Strzelił sobie w głowę we własnym pokoju. Pokoik nieduży, wszędzie odłamki czaszki, fragmenty mózgu (...). Najgorsze było to, że obok w pokoju siedzieli rodzice. My sprzątamy te fragmenty ich dziecka praktycznie pod ich nosem. Mocno mnie to ruszyło zwłaszcza że po odsunięciu kanapy okazało się, że jeszcze trzy czwarte mózgu leży tam w jednym kawałku. Ktoś tego nie zauważył, nie zebrał, mimo że powinien. Szczątki, duże fragmenty ciała powinny być zabrane, zanim my pojawimy się na miejscu".
"Mężczyzna leżał martwy w swoim mieszkaniu przez pół roku. Wynieśliśmy z tego mieszkania cztery pełne dziesięciolitrowe wiadra much. Nie byłoby w tym nic aż tak strasznego, gdyby nie to, że muchy zaczęły wlatywać kratkami wentylacyjnymi do innych mieszkań. Obok był zakład fryzjerski i mała gastronomia. Fryzjerki zaalarmowały, że pojawiła się cała chmara much. Mieszkanie tego mężczyzny było na tyle szczelne, że ludzie coś tam czuli, ale nie wiedzieli co. Ponieważ nie były płacone rachunki, mieszkanie kupili windykatorzy. Lokator nie stawiał się na wezwania do zapłaty, ale nikt nie wpadł na pomysł, żeby do niego przyjść i sprawdzić, co się dzieje. Przyjechała policja, komornik, nowy właściciel".
"Kiedy znana osoba ginie w tragicznych okolicznościach, nikt nie jest w stanie powstrzymać potoku informacji. Do sieci trafiają pośmiertne zdjęcia, które są następnie googlowane na potęgę. Klikając kilka razy myszką, możemy znaleźć fotografie rozczłonkowanych ofiar katastrof lotniczych czy wypadków samochodowych. Możemy, więc to robimy. Mogłoby się wydawać, że aby dotrzeć do tego typu treści, trzeba się zagłębić w jakieś odległe, zakazane rejony sieci. Nic bardziej mylnego. Jeżeli wpiszecie w wyszukiwarce imię i nazwisko zmarłego z dopiskiem <<zwłoki>>, w ułamku sekundy przed waszymi oczami pojawią się drastyczne zdjęcia. Publikuje się je dlatego, że budzą zainteresowanie, ludzie chcą je oglądać. Przywodzi mi to na myśl publicznie egzekucje, które w XVIII i XIX wieku przyciągały tłumy gapiów. W dzisiejszych czasach nie musimy wychodzić z domu, żeby obejrzeć krwawe widowisko".
"Przemysł filmowy lubi pokazywać nam wzruszające sceny, w których bohaterowie po wygłoszeniu wzruszającego banału rozsypują prochy zmarłego w jego ukochanym miejscu, po czym patrzą, jak te unoszą się na wietrze, by w końcu zniknąć im z oczu. Prochy występują również w scenach komicznych; gdybym dostawała złotówkę za każdym razem, kiedy na ekranie pojawia się niesforny dzieciak lub zwierzę domowe, które strąca urnę z kominka, by inny domownik mógł wykrzyknąć: <<Tylko nie babcia!>>, miałabym już całkiem przyjemną sumkę. Pomijając te niezbyt smaczne sceny, Hollywood zdaje się jednak nie aktualizować nowinek funeralnych, ponieważ urna z prochami zmarłego mogą obecnie w wielu krajach zostać wykorzystane w znacznie bardziej finezyjny sposób niż jako wątpliwa ozdoba kominka".
"Na pewno śmierci boimy się wszyscy. Lęk przed umieraniem jest uniwersalny i przenosi się na lęk przed rozmową o niej. Lekarze, którzy pracują w hospicjum, mówią, że to jest taki trochę paradoks, bo rozmowa łagodzi lęk przed śmiercią. Czyli z jednej strony lęk przed śmiercią powoduje lęk przed rozmową o niej, a z drugiej strony kiedy już się zacznie rozmowę, to pomaga przezwyciężyć ten lęk".
Artykuł powstał we współpracy z Wydawnictwem Muza.