Talerze znikały z polskich ścian powoli, ale za to skutecznie. Na początku nowego millenium stały się obciachem, mimo że na ściany trafiały właśnie takie kurioza jak "Żyd z pieniążkiem" albo głębokie motta spod znaku "Home Sweet Home". Dobre 30 lat później powracają w chwale, aby zdobić kuchnie i salony. I może królestwu ich tym razem nie będzie końca, bo nowomodne talerze różnią się od swoich cepeliowych poprzedników nie tylko wyglądem.
Dziennikarka, najczęściej piszę o trendach, mediach i kobietach. Czasem bawię się w poważne dziennikarstwo, czasem pajacuję. Można się pomylić.
W kuchni babci na ścianie wisiał talerz. Spytałam nawet kiedyś, czemu nigdy go nie używa. Że talerz jest dla ozdoby, nie przyszłoby mi do głowy.
W latach 90. talerze naścienne były wspomnieniem siermiężnych czasów i gustów. Z kolei osobom młodym wydawały się nawet nie tyle brzydkie, co po prostu niefajne. Bolesławce i Włocławki stopniowo znikały ze ścian polskich domów. Talerze znów były tylko do jedzenia.
Jak milenialsi pokochali PRL
Dobrych kilka lat temu zaczęliśmy odkrywać na nowo design, jeśli nie rodem z PRL-u, to PRL-em inspirowany. Fotele 366 projektu Józefa Chierowskiego, niegdyś porzucane na śmietnikach, zaczęły chodzić na aukcjach i po 2000 złotych. Powróciły meblościanki, makramy i paprotki.
Nawet moda na "zadżunglanie" mieszkań ma rodowód częściowo PRL-owski. Tercet Egzotyczny śpiewał naszym babciom o Pameli z pueblo, a dekoracjami do tej fantazji o ciepłych krajach były palmy i monstery – jedna z nielicznych dostępnych wówczas namiastek egzotyki.
Nie takie polskie, jak mogłoby się wydawać
Choć wieszanie talerzy na ścianach kojarzy się nam najczęściej właśnie z babciami, a tym samym i z komuną, zwyczaj nie jest ani PRL-owski, ani nawet polski. Tego typu ozdoby były popularne tez między innymi na Ukrainie, w Hiszpanii, Włoszech, Portugalii, a nawet w Maroko. Z kolei w Stanach Zjednoczonych talerze naścienne są kojarzone jako tradycyjna dekoracja z południa kraju.
Na początku miały funkcję stricte użytkową. Jeśli w domu nie było kredensu, albo po prostu nie było w nim dość miejsca, naczynia najłatwiej było powiesić. Z czasem na ściany zaczęły trafiać po prostu najbardziej reprezentacyjne egzemplarze. Zdobione talerze długo był też ozdobami znacznie łatwiej dostępnymi niż obrazy.
Gdy władze PRL-u promowały sztukę ludową, a w tysiącach polskich kuchni zawisły kwieciste fajansy z zakładów we Włocławku, w Mediolanie Piero Fornasetti projektował ceramikę zgoła innego rodzaju. Włoch sprawił, że wieszanie talerzy na ścianach przestało być staromodnym zwyczajem, a zaczęło być trendem.
Fornasetti ozdabiał swoją ceramikę głównie surrealistycznymi kolażami, z których największą popularność zyskała przerabiana przez niego setki razy kobieca twarz nazwana Liną Cavalieri – włoską śpiewaczką z początku XX wieku słynącą z urody.
Co ciekawe, twarz, która naniesiona na talerz stała się poniekąd symbolem potęgi włoskiego designu, nie należała do sopranistki. Fornasetti znalazł ją na starej rycinie i postanowił wykorzystać w swoich projektach, nazwisko kojarzonej we Włoszech Cavalieri zapewniło mu dodatkowy rozgłos.
Dziś jeden talerz projektu zmarłego w latach 80. Fornasettiego kosztuje około 700 złotych. I mowa tu o modelach najprzystępniejszych cenowo z bogatego portfolio artysty. Trudno się dziwić, że na ceramiczną twarz Liny Cavalieri nikt ziemniaków raczej nie nakłada.
Révolte
W Polsce porcelanowe talerze w podobnym duchu, choć przeważnie kwadratowe, projektuje dziś marka Révolte. Wyróżnia się stylem glamour, choć z przymrużeniem oka, którego próżno szukać u innych polskich projektantów niszowej ceramiki.
Look At Me Plates
Inną rodzimą marką, która stawia na kolaże, choć w zupełnie innym stylu, jest Look At Me Plates. Jej założycielka – ilustratorka i projektantka graficzna Magda Pilaczyńska – od początku chciała tworzyć talerze do zawieszenia na ścianie. Uwielbiała starą porcelanę, którą zresztą kolekcjonowała, a umieszczenie talerzy na ścianie, mimo nowoczesnych grafik, tę nostalgię za dawnymi czasami podtrzymywało.
Problem z jej nowatorskim wówczas pomysłem był jeden. Gdy startowała z marką, klienci na talerze na ścianach nie byli jeszcze gotowi. Woleli używać ich w kuchni albo jako podstawek na biżuterię czy klucze. Dziś Magda dodaje do każdego talerza specjalną zawieszkę, żeby każdy mógł zdecydować, czy woli na jej przewrotnie modernistycznych grafikach zjeść sernik, czy może zawiesić oko.
JAD Dishes
W zdobieniu talerzy specjalizuje się też JAD (skrót od Joanna and Dishesh) – marka Joanny Fluder, absolwentki malarstwa krakowskiego ASP. Jej talerze (czasem też dzbanki czy kubki) są ręcznie malowane, ale nie znajdziemy na nich ludowych kwiatów.
Fluder zdarza się malować niepokojące niekiedy scenki (pudel oświetlający latarką nagą kobietę, postać ludzka w zakończonej szponami dłoni czy sceny jak z filmu Hitchcocka "Ptaki"), ale efekt łagodzi jej charakterystyczny styl przywodzący na myśl malarstwo prymitywistyczne. Część porcelany JAD pochodzi z odzysku, część jest zamawiana u polskich producentów.
Polskiej ceramiki można też poszukać na Pakamerze – portalu z polskim rękodziełem, modą i designem. Ale na ścianie można zawiesić właściwie dowolny talerz, niekoniecznie zaprojektowany z myślą o tym właśnie przeznaczeniu. Wystarczy zaopatrzyć się w specjalne "wieszaki" kosztujące zazwyczaj kilkanaście złotych.
Trzask Ceramics
Uroczą i bardzo dziewczęcą ceramikę robi Marta Kachniarz, od ponad trzech lat prowadząca Trzask Ceramics. Jej ręcznie malowane kolczyki, kubki, mydelniczki, ale i talerze wyprzedają się na pniu. Pastelowe obrazki i naiwne zwierzęta przypominają ilustracje z książki dla dzieci.
Very Ugly Plates
Niewątpliwym ewenementem na tle marek specjalizujących się w autorskich talerzach jest Very Ugly Plates (Bardzo brzydkie talerze). Choćby już dlatego, że sprzedawane przez Kamilę Majcher talerze w istocie bywają paskudne. I w zasadzie o to chodzi.
Polka mieszkająca w Berlinie wynajduje na pchlich targach ceramikę vintage. Pisząc "vintage" nie mam tu jednak na myśli porcelany szlachetnych kształtów, ale talerze masowej produkcji z wzorami przedstawiającymi kiczowate kotki i pieski, landszafty spod znaku jeleń na rykowisku, pulchne dzieci, obrazki religijne czy marnej jakości reprodukcje obrazów.
Do tych znalezisk Kamila dopisuje – a raczej domalowuje – zabawne i bardzo współczesne komentarze, które windują kuriozalne niekiedy talerze na wyższy poziom absurdu. To nie tyle rękodzieło, co sprawny, artystyczny pastisz.
I tak na sielankowym obrazku przedstawiającym dzieci karmiące jagnięta pojawia się "Let’s eat this one" (zjedzmy tego tu). Syrenka z pamiątkowego talerza z Kopenhagi patrzy w morze mówiąc "Fuck", a słodki czarny kotek zapowiada: "I will shit in your bed" (nasram ci do łóżka). Jest przewrotnie, buntowniczo i zabawnie.
Równie dobrze, co designerskim gadżetem, talerz może być pamiątką po babci albo ceramika wygrzebana w antykwariacie. Powrót talerzy na ściany ma jedną, zasadniczą przewagę nad modą sprzed lat – nie ma tu żadnego obowiązującego czy nawet dominującego trendu, jeśli chodzi o wzornictwo. Jedni wieszają w salonie talerze z domu rodzinnego, inni ozdabiają ściany kuchni półmiskami z podróży, a jeszcze inni białą porcelaną różnych kształtów i rozmiarów.
Być może za kilka lat talerze naścienne po raz kolejny wyjdą z mody. Tyle że z autorską ceramiką jest trochę inaczej niż z seryjnie produkowanymi talerzami sprzed lat. Przede wszystkim nie ma się nam gdzie opatrzeć.
To nie kubek z Ikei, który widujemy w pracy, u znajomych, a na domiar mamy go jeszcze w domu. Sztuka miewa swoje nurty i trendy, ale jeśli raz urzeknie nas dany obraz, są szanse, że będzie się nam podobał znacznie dłużej niż trzy sezony.
I chociaż w porównaniu do druzgoczącej popularności dodatków z Pepco, rękodzieło to wciąż w Polsce nisza, obserwując trwający od dobrych kilku lat zwrot w stronę małych, autorskich marek można nieśmiało wyrokować, że przynajmniej część z nas dorasta do urządzania domu meblami i bibelotami ponadczasowymi. Takimi, które z czasem nie stracą uroku, a w wielu przypadkach i wartości.
Chcesz podzielić się historią albo zaproponować temat? Napisz do mnie: helena.lygas@natemat.pl